- Kiedy oni przyjadą! - jęknął Justin. Dzisiaj ma wrócić do domu Jaxon i szczerze mówiąc roznosi mnie o wiele bardziej niż Justina. Tylko, że ja nie daje po sobie tego poznać.
- Spokojnie - spojrzałam na zegarek - Za kilka minut powinni być. Jak na zawołanie usłyszeliśmy dźwięk silnika. Po chwili drzwi się otworzyły, a do środka wbiegł Jaxon. Biegł do nas z wielkim uśmiechem na twarzy. Justin kucnął i rozłożył ręce gotowy, aby przytulić chłopaka. Ale ten minął go i podbiegając do mnie, przytulił się do moich nóg. Skrzywiłam się, kiedy poczułam jak trącił moją kostkę. Niestety dalej bolała.
- Jaxon uważaj - podszedł do nas Justin i odciągnął swojego brata - Brooke ma skręconą nogę.
- Co ci się stało? - zapytał, patrząc na mnie smutnie. Przejmował się! To takie kochane.
- To nic - posłałam mu uśmiech - Lepiej mów jak ty się czujesz! Wzięłam go na ręce i okręciłam dookoła. To było złe posunięcie. Okropny ból rozszedł się po mojej nodze. W szoku straciłam równowagę i upadłabym gdyby nie Justin i jego zakładam tata. Szybko podbiegli i przechwycili Jaxona, łapiąc również mnie.
- Nie sądzę, że to dobry pomysł robić takie rzeczy, w takim stanie - wskazał na moją nogę i zaśmiał się.
- Strasznie ucieszyłam się kiedy zobaczyłam małego - wskazałam brodą na Jaxona, który zawzięcie o czymś dyskutował z Justinem. Byli tacy podobni.
- Rozumiem, ale mimo wszystko powinnaś bardziej uważać - posłał mi przyjazny uśmiech - Tak w ogóle to jestem Jeremy. Podał mi rękę, którą lekko uścisnęłam. Odwrócił się i wszedł do góry po schodach. Poszłam do kuchni, gdzie mama Justina gotowała obiad.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się - Pomóc ci w czymś?
- Witaj kochanie - przytuliła mnie. Ona jest taka kochana, że nie mogę! - Mogłabyś pokroić warzywa?
- Nie ma sprawy. Gdzie jest jakiś nóż? - zapytałam rozglądając się po kuchni.
- Tam na dole - wskazała palcem szafkę po prawej. Podeszłam i otworzyłam półkę. Było tam mnóstwo rodzai noży i była tam też prawie taka sama zapalniczka jak ta, którą Justin kilka dni temu wyrzucił. Spojrzałam na Pattie, która była zajęta obieraniem ziemniaków. Szybko zwinęłam przedmiot wkładając go do kieszeni.
Przyda się.
Wzięłam nóż i zabrałam się do krojenia.
- Więc... - zaczęła - Ty i Justin jesteście parą?
- Cco...co?! - zakrztusiłam się własną śliną.
- Tak pytam, bo widzę jak się przy tobie zachowuje. Jest taki inny, szczęśliwszy - mówiła z rozmarzeniem. Naprawdę jest tak jak mówi? Zrobiło mi się tak miło. To fajnie, że kogoś mogę uszczęśliwić.
- Nie jesteśmy parą - spuściłam głowę. I nie wiem dlaczego, ale czułam coś w rodzaju smutku? Nie, raczej nie. Po prostu lubię go i tyle - Ale bardzo dobrze się dogadujemy. Jest dla mnie czymś w rodzaju przyjaciela. Chociaż nie wiem czy po tak krótkiej znajomości mogę go tak nazwać.
- A jak się poznaliście? - zapytała opierając łokciami o blat.
- Umm.. my... umm - co ja jej miałam powiedzieć? "Kiedyś jak się tu włamałam pani syn mnie przyłapał." No chyba nie - My.. Ja.. Mamy wspólnych znajomych i tak jakoś wyszło - uśmiechnęłam się. W sumie to po części prawda.
- Dobrze. Cieszę się, że się dogadujecie. Nie zamęczam cię już tymi pytaniami - powiedziała, a ja odetchnęłam z ulgą. Mimo, że rozmawiało się z nią naprawdę przyjemnie, czułam się trochę jak na przesłuchaniu.
Kończyłam już kroić warzywa, kiedy poczułam silną parę rąk owijającą się wokół mojej talii. Nie musiałam się nawet odwracać, żeby zobaczyć kto to. Do mojego nosa dotarły jego piękne perfumy. Przejechał nosem po mojej szyi, wywołując przyjemne dreszcze. Moje nogi zrobiły się jak z waty, a serce biło jak oszalałe. Rozejrzałam się po kuchni szukając mamy Justina, ale nigdzie jej nie było. To dlatego nie miał żadnych oporów. Sunął nosem przez szyje, a ja dostałam gęsiej skórki.
- Widzę jak na ciebie działam - wychrypiał seksownie. Nie mogłam zostać mu dłużna. Odwróciłam się przodem do niego i położyłam dłonie na jego klatce piersiowej. Zaczęłam zjeżdżać nimi w dół i poczułam jak jego mięśnie się napinają. Spojrzałam na niego spod rzęs i delikatnie przygryzłam wargę. Gwałtownie zassał powietrze patrząc mi w oczy.
1:1 ludzie!
- Jeśli nie przestaniesz, wezmę cię tu i teraz - schylił się i wyszeptał prosto do mojego ucha, przygryzając jego płatek.
- A co z rodzicami? - spojrzałam na niego zalotnie.
- Będą musieli zatkać uszy - uśmiechnął się łobuzersko. Powoli zaczął się do mnie przybliżać, a ja automatycznie cofałam się w tył, aż nie natrafiłam na ścianę.
- I co teraz? - oblizał usta. Cholera! Przestań to robić, błagam.
- Co tam dzieciaki? - Do kuchni weszli rodzice Justina, a on szybko odsunął się ode mnie. O mały włos.
- Robimy obiad - powiedziałam podchodząc do lodówki.
- Właśnie widzimy - zachichotała Pattie.
- Mamo! - jęknął Justin.
- No co? - spojrzała na niego jak na kosmitę - Synek wyluzuj! Podeszła do niego i cmoknęła w policzek. Ona była taka słodka! Nagle w pomieszczeniu rozległ się dźwięk telefonu.
- Co jest?... O której?... Jasne, będę - Justin zakończył połączenie, pochodząc do mnie.
- Co się stało kochanie? - Twarz Pattie przybrała zaniepokojony wyraz. Dlaczego, aż tak się martwiła jednym telefonem?
- Nic takiego, nie martw się - uśmiechnął się do niej. Spojrzał na mnie po chwili biorąc mnie na ręce.
- Justin! Co ty robisz? - pisnęłam zdezorientowana.
- Mamy do pogadania - powiedział poważnie. Szczerze? Wystraszyłam się i to bardzo.
- Tylko nic jej nie zrób - jego mama zaśmiała się, a ja zamarłam. Co ona miała na myśli? Czy Justin zrobił kiedyś coś komuś? Naprawdę się wystraszyłam. Chłopak spojrzał w moje oczy i chyba zauważył jak bardzo przeraził mnie jego zachowaniem. Prawie biegiem dotarł do swojego pokoju po czym postawił mnie na ziemi.
- Nie bój się Brooke - spojrzał w moje oczy - Nie chciałem cię wystraszyć. Tylko jest pewna sprawa - podrapał się po karku.
- Jaka sprawa? - zapytałam szybko. Coraz bardziej się bałam.
- Bo... - zawahał się - Liam urządza dzisiaj imprezę i... - znowu przerwał - Chciałabyś ze mną pójść?
- I o to było tyle szumu? - zaśmiałam się - Nie mogłeś zapytać o to na dole?
- Nie mogłem - odpowiedział - Moja mama nie potrzebnie by się martwiła. Nie lubi moich znajomych. Uważa, że sprowadzają mnie na złą drogę - przewrócił oczami i zachichotał. Słodziak.
- Tylko ja tak jakby nie mam w czym iść. I tak od kilku dni chodzę w twoich ubraniach - przyłożyłam rękę do czoła - Muszę znaleźć jakąś pracę. Cholera ale ja mam tylko 17 lat! Nigdzie mnie nie zatrudnią!
- Ii.. ile masz lat? - otworzył szeroko oczy. Nie wiedział tego?
- 17 - powtórzyłam.
- Wow! Myślałem, że jesteś starsza! - krzyknął.
- To coś zmienia? - spuściłam głowę. Wystraszyłam się, że teraz będzie traktował mnie inaczej.
- Oczywiście, że nie - podszedł do mnie i ujął moją twarz w swoje dłonie - Nic a nic się nie zmieni. Na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech.
- Zbieraj się - rzucił.
- Co? - zmarszczyłam brwi.
- Jedziemy na zakupy - wzruszył ramionami i wyszedł z pokoju. Dogoniłam go dopiero przy wyjściu z domu.
- Na jakie zakupy? Ja nie mam pieniędzy - wymamrotałam.
- Ale ja mam - puścił mi oczko - Kupimy ci coś na dzisiejszą imprezę i coś ogólnie do chodzenia. I może jakąś fajną bieliznę? - poruszył znacząco brwiami.
- Zboczeniec - zachichotałam i wsiadłam do samochodu. Nie za bardzo lubiłam kiedy ktoś wydawał na mnie pieniądze, ale ten raz postanowiłam zrobić wyjątek.
- A co powiesz na tą? - wyszłam z przymierzalni obracając się wokół własnej osi. Zadziwiające, że minęło kilka godzin od rana, a moja noga już prawie w ogóle nie bolała. Cud!
- Wyglądasz w niej tak samo pięknie, jak w pozostałych siedmiu - powiedział już trochę znudzony. Ale i tak wiedziałam, że strasznie podoba mu się to, że co chwili widzi mnie w innej sukience.
- To ja przymierzę następną - podsumowałam i wróciłam do przymierzalni, ściągając z siebie materiał. Nagle drzwi się otworzyły, a do środka wszedł Justin.
- Co ty robisz?! - pisnęłam zasłaniając się inną sukienką.
- Spokojnie. To nic czego bym wcześniej nie widział - uśmiechnął się, a ja poczułam jak moje policzki się rumienią - Przyniosłem ci jeszcze jedną. Założysz ją teraz? Podał mi ubranie i patrzył na mnie wyczekująco. Pokiwałam energicznie głową.
- Możesz wyjść - dałam mu znak ręką, że chce się przebrać.
- A nie mogę popatrzeć? - wydął wargę przez co wyglądał jak mały chłopiec.
- Nie - zaśmiałam się - idź! Wypchnęłam go z przymierzalni i zamknęłam drzwi, jakby czasami zachciało mu się tu wejść. Ubrałam sukienkę i obejrzałam się w lustrze. Była prześliczna. Niby zwykła czarna przed kolano. Ale miała dość duży dekolt i wycięcia po bokach, przez co wyglądałam w niej naprawdę seksownie. Zresztą czego mogłam się spodziewać po Justinie. Raczej oczywiste, że nie przyniesie mi długiej sukni, najlepiej jeszcze z golfem.
- Gotowa? - usłyszałam Justina po drugiej stronie drzwi. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze i otworzyłam zamek, wychodząc na zewnątrz.
- I jak? - zapytałam stając przed nim i kładąc ręce na biodra.
- Cholera Brooke! Jeśli będziesz tak dzisiaj wyglądać nie wiem czy będę potrafił się kontrolować - posłał mi łobuzerski uśmieszek.
- A czy ktoś ci każe to robić? - zatrzepotałam rzęsami. Kolejne punkty na konto Brooke!
- No dobrze - kiwnął głową - Tylko potem, żeby nie było na mnie. Zaczął do mnie podchodzić. Szybko się odsunęłam, uciekając przed jego spojrzeniem.
- Wezmę ją - powiedziałam wchodząc do przymierzalni. Po chwili wyszłam z sukienką w ręce.
- To ja idę zapłacić, a ty wybierz sobie jeszcze coś ładnego - puścił mi oczko i wziął ode mnie sukienkę.
- Już wszystko przecież mamy - zmarszczyłam brwi.
- Wszystko oprócz bielizny. Najlepsze zostało na koniec - zachichotał, a ja po raz kolejny się zarumieniłam. Dlaczego on tak na mnie działa?
- Myślę, że to sobie podarujemy - uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę kasy - Idziesz? Czy będziesz tak stał? - Położyłam rękę na biodro i oparłam ciężar ciała na jednej nodze - I zamknij buzie kochanie, bo ci mucha wleci - zaśmiałam się i odeszłam.
Wróciliśmy do domu, w którym nie było żywego ducha.
- Gdzie wszyscy są? - zapytałam rozglądając się po pokoju.
- Mieli dzisiaj do dziadków jechać - wzruszył ramionami i podszedł do lodówki wyciągając z niej sok - Chcesz soku?
- Nie dzięki. Pójdę się ogarnąć - uśmiechnęłam się.
- Spokojnie jest dopiero 19! Masz jeszcze 2 godziny - zaśmiał się.
- To są tylko 2 godziny! - krzyknęłam - To bardzo mało dla kobiety!
Justin tylko pokręcił z rozbawieniem głową. Odwróciłam się i ruszyłam w stronę mojego pokoju. Wyciągnęłam wszystkie nowe ubrania i zaczęłam układać je w szafie. Wzięłam do ręki nową sukienkę i zaczęłam się jej przyglądać. Była naprawdę śliczna.
- Wszyscy faceci będą moi! - zaśmiałam się pod nosem. Nagle poczułam czyjąś obecność, a potem ten piękny, gardłowy głos.
- Po co ci wszyscy skoro masz mnie? - usłyszałam jego głos tuż przy moim uchu. Przyjemne dreszcze przeszły wzdłuż mojego kręgosłupa - Widzę jak na ciebie działam. Lecisz na mnie - odwróciłam się do niego i posłałam mu rozbawione spojrzenie.
- W twoich snach! - zaśmiałam się i zniknęłam za drzwiami łazienki. Nie lecę na niego! To prawda, że jest bardzo przystojny, słodki i kochany. I jego uśmiech! O Boże. I te hipnotyzujące spojrzenie...
Rozpływam się.
Jest świetny i nie zaprzeczę temu, ale jest tylko moim przyjacielem. Zdjęłam z siebie ubrania i weszłam pod prysznic. Nalałam na rękę brzoskwiniowy żel i dokładnie namydliłam ciało. Na włosy wylałam trochę truskawkowego szamponu. Uwielbiałam owocowe zapachy! Spłukałam z siebie pianę i wyszłam z kabiny. Owinęłam się czarnym ręcznikiem i wyszłam z łazienki podchodząc do szafki z bielizną. Wyciągnęłam komplet i szybko włożyłam na siebie. Dobrze, że Justin już wyszedł. Wróciłam do łazienki i wysuszyłam włosy. Postanowiłam je wyprostować i zostawić luźne, rozpuszczone. Potem wzięłam się za makijaż. Nałożyłam precyzyjnie eyeliner i maskarę na rzęsy. Podkreśliłam twarz bronzerem, a usta pomalowałam czerwoną, wyrazistą szminką. Wyszłam z łazienki i podeszłam do łóżka, na którym leżała moja sukienki i obok stały buty. Założyłam to na siebie i stanęłam przed lustrem. Wow! Wyglądam genialnie. Wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę schodów.
Justin's POV
Czekałem gotowy na kanapie w salonie. Spojrzałem na złoty zegarek na mojej lewej ręce - 20:53. To prawda, że 2 godziny dla kobiety to mało. Nagle po pokoju rozniósł się stukot obcasów. Podniosłem się i wyszedłem na korytarz. Schodziła po schodach patrząc pod nogi, żeby się nie przewrócić. Wyglądała nieziemsko! Miałem ochotę przyciągnąć ją do siebie i pocałować. Ale nie mogłem. I tak za dużo sobie pozwalam. Ale nie potrafię tego kontrolować. Kiedy jestem z nią świat przestaje istnieć. Jestem tylko ja i ona. Nic innego nie ma znaczenia. Nawet nie zauważyłem, kiedy do mnie podeszła. Stała przede mną z rękami na biodrach. Spojrzałem na nią od góry do dołu nieświadomie zagryzając wargę. Właśnie przede mną stała najseksowniejsza kobieta jaką kiedykolwiek widziałem. A najlepsze jest to, że jest tylko moja.
W twoich snach Bieber.
- Wyglądasz... - przerwałem nie umiejąc znaleźć odpowiedniego określenia. Ten widok odebrał mi mowę i zdolność normalnego myślenia. Miałem tylko ochotę wrócić z nią do pokoju i kochać się z nią tak jak jeszcze nigdy. Czy ja powiedziałem kochać? Chodziło mi o to, że chciałbym ją bardzo mocno pieprzyć. Tak lepiej brzmi.
- Ślicznie? Seksownie? Zajebiście? - powtórzyła moje słowa. Ta to ma pamięć. Wyglądała dokładnie tak jak powiedziała.
- A nawet jeszcze lepiej - posłałem jej łobuzerski uśmiech - Co ty na to, że zamiast na imprezę pójdziemy do mojego pokoju? - poruszyłem sugestywnie brwiami na co w odpowiedzi usłyszałem jej cudowny śmiech.
- Nie po to szykowałam się 2 godziny, żeby teraz nikt mnie nie zobaczył - niech ktoś mnie uderzy! Ona się ze mną droczyła!
- Ja cię przecież widzę - podszedłem do niej tak blisko, że aż poczułem jak jej ciało drży.
- Oj Bieber, Bieber - pokręciła głową - Chodź bo się spóźnimy - pociągnęła mnie za rękę w stronę wyjścia. Szedłem za nią więc miałem dobry widok na jej tyłek. Był idealny. Zresztą jak ona cała.
- I tak już jesteśmy spóźnieni - zaśmiałem się - Jakbyś się troszkę pośpieszyła, to byśmy dotarli tam na czas.
- Jeśli bym się pośpieszyła, nie wyglądałabym tak - stanęła przy aucie i pokazała na siebie. Może i nie wyglądałaby tak jak teraz, ale byłaby równie śliczna. Ona zawsze jest piękna.
- Kobiety - westchnąłem - Nigdy was nie zrozumiem - pokręciłem głową i wsiadłem do środka. Dziewczyna zrobiła to samo i już po chwili byliśmy w drodze na imprezę u Liama. Po paru minutach słyszeliśmy już głośną muzykę dochodzącą gdzieś z okolicy. Zaparkowałem samochód trochę dalej, bo bliżej jak zwykle nie będzie miejsca. Wysiadłem i obiegłem auto, żeby otworzyć Brooke drzwi. Wysiadła łapiąc mnie za rękę. Posłałem jej uśmiech i ruszyliśmy w stronę domu, z którego dochodziła muzyka. Przed domem było mnóstwo ludzi, krzyczących, tańczących i robiących takie rzeczy, o których wam się nie śniło. Otworzyłem drzwi i przepuściłem Brooke jako pierwszą. Po pierwsze zostałem dobrze wychowany, a po drugie każda okazja, żeby pogapić się na jej tyłek jest dobra. Wchodząc do środka od razu zauważyłem moich znajomych. Pociągnąłem dziewczynę w ich stronę i już po chwili witałem się z chłopakami.
- Jak tam? - zapytał Liam - Podoba się impreza?
- Dopiero przyszliśmy, ale już mogę powiedzieć, że będzie zajebiście - podszedłem do stolika z alkoholem i wziąłem dwa czerwone kubeczki. Jednego dałem Brooke, a drugiego od razu wypiłem. Poczułem się jak rozluźniam się, kiedy gorzki smak wódki piekł moje gardło.
- Zatańczysz? - wyciągnąłem rękę w stronę Brooke, która nie zdążyła jej nawet złapać, bo wyprzedziła ją Mona.
- Ja zatańczę jak ona nie chce - złapała moją dłoń i pociągnęła mnie w stronę parkietu. Byłem zaskoczony tym co się przed chwilą stało.
- Nic takie nie powiedziałam - Brooke podeszła do Mony. Oj boję się co tu będzie się działo.
- To musiałam się przesłyszeć - posłała jej sztuczny uśmiech - Ale jak widzisz teraz ja z nim tańczę. Ale nie martw się. Zobacz tam - wskazała brodą w róg pokoju, w którym siedziało kilka już dawno pijanych, zakładam naćpanych i na pewno mocno napalonych kolesi - Myślę, że oni chętnie z tobą zatańczą. Powiedziała i odeszła ciągnąc mnie za sobą.
- Suka! - usłyszałem głos Brooke. Teraz rozpęta się piekło.
- Coś ty powiedziała?! - z szybkością światła Mona znalazła się przy Brooklyn. Jej oczy pociemniały ze złości. Czemu one się tak nienawidziły?
- Dobrze słyszałaś - uśmiechnęła się zakręcając swoje włosy na palcu.
- Odszczekaj to! - Mona była coraz bardziej wściekła. Dawaj Brooke! Ale nie to, że podoba mi się widok wkurzonej Mony, tylko... Nie no dobra. To przekomiczny widok.
- Bo co? - grała głupią. No uwielbiam ją po prostu!
- Bo cię zabiję! - wybuchła - Mam ci to przeliterować?!
- Nie, bo pewnie i tak nie umiesz - powiedziała pewnie, a chłopaki zaczęli się śmiać. Mona spojrzała na nich z mordem w oczach, po czym obrzuciła Brooke ostatnim pogardliwym spojrzeniem i odeszła.
- Nie wiedziałem, że z ciebie taka wredna suka - podszedłem do niej i zacząłem się śmiać. To naprawdę zabawna sytuacja!
- Nie wiedziałam, że z ciebie taka dupa - posłała mi wkurzone spojrzenie po czym odeszła. Co? Dlaczego jest na mnie zła?
- O stary! Ty to masz branie - podeszli do mnie chłopaki - One prawie się o ciebie biły!
- Ma się to coś - strzepałem z ramion niewidzialny kurz - A tak w ogóle to o co chodziło Brooke. Bo ja nic nie rozumiem.
- No wiesz... Bo jakoś nie protestowałeś jak Mona chciała z tobą zatańczyć - Chris podrapał się po karku.
- I o to jej chodziło? - uniosłem brwi - Naprawdę? Nie ma to jak się obrażać o takie gówno - pokiwałem głową. Przecież ja nic nie zrobiłem! Będę tańczył z kim chcę, a Brooke nic do tego. Ale to nie znaczy, że chciałem tańczyć z Moną. Nawinęła się okazja to dlaczego mam nie skorzystać. Jednak sam bym jej tego nie zaproponował.
- A gdzie Matt? - Nie widziałem go dzisiaj.
- Wyrywa gdzieś na pewno jakieś laski. Znasz go - Jake uśmiechnął się szeroko ukazując rząd białych zębów.
- No tak - zaśmiałem się. Matt był chyba jeszcze większym podrywaczem ode mnie. Chociaż nie. Ten tytuł cały czas należał do mnie - Dobra, to ja idę poszukać i udobruchać Brooke.
- Będzie sex na zgodę! - usłyszałem za sobą śmiechy i krzyki. Pokręciłem z rozbawieniem głową. Mieli po 20 lat, a zachowywali się jak dzieci. Chociaż nie pogardziłbym, gdyby Brooke to zaproponowała.
Przeciskałem się obok bawiących się ludzi, aż nie ujrzałem Matta rozmawiającego z moją dziewczyną. Yyyy.... To znaczy z Brooke. Nie wiem czemu ją tak nazwałem. Zwykła literówka.
Ta, jasne.
Już chciałem podejść kiedy zobaczyłem jak Matt ciągnie ją na parkiet. Dobra nie będę im przeszkadzać, przecież tylko tańczą. Oparłem się o ścianę, zakładając ręce na piersi i obserwując tę dwójkę. Na początku faktycznie normalnie tańczyli, ale po jakimś czasie Matt obrócił dziewczynę tak, że swoim ciałem napierała na jego kroczę. Ręce chłopaka zaczęły wślizgiwać się pod jej bluzkę. Coraz mniej mi się to podobało. Zaczynałem się denerwować i chciałem podejść, ale nie mogłem tego zrobić. Przecież on tylko spędza czas, w trochę dziwny sposób, z dziewczyną która mu się podoba. To ja byłem tym złym, który mimo tego, że wiedział, że jego najlepszy przyjaciel leci na tę dziewczynę, cały czas ją podrywał. Postanowiłem przestać patrzeć na ten widok i znaleźć jakąś laskę, która zaspokoi moje potrzeby. Nie musiałem długo czekać, bo już po chwili pojawiła się koło mnie wysoka brunetka o niebieskich oczach. Może być.
- Hej - posłała mi zalotny uśmiech - Co taki przystojniak robi tutaj sam?
- Czekam na ciebie - puściłem jej oczko. Tak wiem, że to strasznie słaby tekst, ale widząc reakcję dziewczyny, która się zarumieniła, wiedziałem, że działa - Zatańczysz? - Wyciągnąłem w jej stronę dłoń, którą bez namysłu złapała.
Pociągnąłem ją na parkiet i od razu odwróciłem tak, że jej tyłek ocierał się o moje krocze. O tak, tego mi brakowało. Kątem oka zauważyłem jak przygląda nam się Brooke. Nie wiem, czemu ale chciałem, żeby była zazdrosna. Przysunąłem dziewczynę jeszcze bliżej, o ile było to możliwe, i zacząłem sunąć nosem po jej ramieniu, gdzieniegdzie składając mokre pocałunki.
- Co ty na to - powiedziałem nie przerywając czynności - Żebyśmy poszli gdzieś, gdzie jest ciszej?
- Już myślałam, że nie zaproponujesz - odsunęła się ode mnie, łapiąc moją rękę i ciągnąc w stronę schodów. Idealnie.
Weszliśmy do pierwszego pomieszczenia, którym okazała się łazienka. Bez zbędnych słów rzuciłem się na dziewczynę, której imienia nawet nie znałem i gwałtownie wpiłem się w jej usta. Szarpnąłem za materiał bluzki, a ona od razu załapała o co mi chodzi, bo odsunęła się ode mnie i ściągnęła ubranie. To samo stało się z moją koszulką. Zacząłem błądzić rękami po jej całym ciele, aż dotarłem do guzika jej spodenek. Odpiąłem go i ściągnąłem zbędny materiał. Sięgnęła rękoma do moich spodni przejeżdżając palcami po nabrzmiałym kroczu. Z moich ust uciekł cichy jęk. Zsunąłem swoje dresy i nagle usłyszałem otwierające się drzwi.
- Co do cholery?! - w progu stała Brooke z otwartymi ustami. Kurwa. Szybko założyłem spodnie i sięgnąłem po koszulkę, która leżała na drugim końcu łazienki. Ciekawe jak się tam znalazła...
- Brooke ja... - nie dała mi dokończyć, bo po prostu odwróciła się i odeszła.
- To może dokończymy to co nam niegrzecznie przerwano? - nagle pojawiła się koło mnie dziewczyna, która zniszczyła moje dobre stosunki z Brooke. Nie, to ja je zniszczyłem! Idiota.
- Spierdalaj - posłałem jej pogardliwe spojrzenie i wyszedłem z łazienki zostawiając ją w samej bieliźnie z zaskoczoną miną.
Ups.
Zbiegłem po schodach rozglądając się i próbując dostrzec Brooklyn. Nigdzie jej nie było, zapadła się pod ziemię. Wbiegłem do kuchni zauważając moich znajomych.
- Widzieliście Br... - przerwałem kiedy zauważyłem dziewczynę całującą się z... z Mattem? Co?! Bez namysłu ruszyłem w ich stronę.
- Co wy robicie?! - odepchnąłem Matta od Brooke. Nie ma mowy, że pozwolę na coś takiego!
- Bieber ogarnij się! - Matt popchnął mnie co wyprowadziło mnie z równowagi.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić! - krzyknąłem i zamachnąłem się, aby go uderzyć. Nagle przede mną wyrosła Brooklyn i w ostatniej chwili cofnąłem rękę.
- Co ty sobie Bieber wyobrażasz?! Nie możesz mówić mi co mam robić! Jak chce się całować z Mattem to będę to robić - krzyczała wymachując rękami - Ja tobie nie zabraniam pieprzyć jakiś panienek w łazience, więc ty też łaskawie odpierdol się od tego co ja robię! - pierwszy raz słyszałem, żeby tyle przeklinała. Chyba ją naprawdę wkurzyłem. Nagle obok nas pojawiła się Mona.
- Mówiłam ci, że to zwykła dziwka - wzruszyła ramionami i wskazała na Brooke.
- Nie mówiłaś - poprawiłem ją.
- No to mówię teraz - zaśmiała się. Mi nie było do śmiechu.
- Zdążyłem zauważyć - spojrzałem na Brooke, która w momencie zesztywniała, a w jej oczach pojawiły się łzy. Miałem to teraz w dupie. Myślałem, że jestem pępkiem świata i ja mogę robić co chcę, a ona ma wykonywać wszystkie moje polecenia. Tak bardzo się myliłem.
Wpatrywaliśmy się przez chwilę z Brooke w swoje oczy, po czym dziewczyna uśmiechnęła się smutno i wyszła trącąc mnie ramieniem. W tamtym momencie nawet nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo ją zraniłem. Podszedłem do stolika z alkoholem i wziąłem piwo. Wyszedłem na werandę i oparłem się rękami o barierkę. Wpatrywałem się w punkt przed sobą, kiedy usłyszałem przerażający krzyk.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie wiem dlaczego, ale jakoś trudno było mi napisać ten rozdział. Także przepraszam, jeśli Wam się nie spodoba :/
Nie podoba!? Co ty gadasz(piszesz xd) twoje rozdzialy zawsze beda mi sie podobac! Sa wspaniale :)
OdpowiedzUsuńBardzo wciągający rozdział ;)nie moge doczekać się następnego :) i ciekawi mnie o co chodzi z tym krzykiem! Haha
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Chce kolejny!
OdpowiedzUsuńGenialne, z każdym kolejnym rozdziałem podoba mi się coraz bardziej! Czekam na więcej ;)
OdpowiedzUsuńChyba najlepszy ;)
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdział? :(
OdpowiedzUsuńWeź chce następny ; ( Czekam kochana ♥
OdpowiedzUsuń