sobota, 23 stycznia 2016

EPILOG

– Co ty zrobiłeś?! – podniosłam się gwałtownie i rzuciłam się na Ryana. Za nim jednak zdążyłam do niego dobiec, Thomas złapał mnie w talii. Łzy spływały po mojej twarzy strumieniami, kiedy próbowałam wyrwać się z jego uścisku. Niestety był dużo silniejszy ode mnie.
– Uspokój się, suko! – krzyknął prosto do moje ucha. Zaczęłam się wyrywać jeszcze bardziej. Nagle ponownie usłyszałam strzał, po czym okropny ból przeszył moją nogę.
– Kurwa co ty robisz?! – w okamgnieniu znalazł się przy nas Ryan, który próbował odciągnąć Thomasa. – Nie tak się umawialiśmy! – krzyczał. – Ona miała wyjść z tego cała!
– Daj spokój, Ry – zaśmiał się Thomas. Chłopak rzucił mnie na bok i uderzyłam o ścianę. Poczułam niesamowity ból w moim kręgosłupie i nodze. Czułam się jakby ktoś obierał mnie ze skóry. Czy ja właśnie umieram? – Nie uważasz, że tak jest zabawniej?
– Ty jesteś chory! – krzyknęłam resztką sił.
– Często to powtarzasz – Thomas kucnął przede mną i spojrzał na mnie złowrogo. – Zresztą kochanie – przyłożył dłoń do mojego policzka i zaczął go gładzić kciukiem – z tobą nie jest inaczej.
– Ja w przeciwieństwie do ciebie umiem z tym walczyć – wyszeptałam, czując jak moje ciało opuszczają siły.
– Umiesz? – parsknął śmiechem. – A kiedy spaliłaś Andreę też z tym walczyłaś? – moje usta otworzyły się w szoku. Skąd on o tym wie?! – Dobra Ryan, zakończmy to – posłał mi chytry uśmieszek.
– Zabijesz mnie? – spojrzałam na niego lekceważąco. – Tak samo jak Justina? – próbowałam być pewna siebie, ale nie za bardzo mi to wychodziło.
– Tak samo jak Justina – zbliżył swoją twarz do mojej – Monę – położył dłoń na mojej ranie, cały czas patrząc prosto w moje oczy – Brada – nacisnął na nią lekko, a z moich ust uciekł cichy jęk – Chrisa – nacisnął mocniej – Jake i Colina – jeszcze mocniej przycisnął palcami, a ja zamknęłam oczy, nie chcąc dać mu satysfakcji i się nie rozpłakać – Johna i Scotta – pisnęłam z bólu, kiedy nacisnął na nią o wiele mocniej niż przed chwilą – Matta i – wbił w ranę dwa palce, w tym samym czasie celując i strzelając w Ryana – Ryana.
                Z moich ust wydobył się przerażający krzyk, kiedy zobaczyłam jak szeroko otwarte oczy Ryana patrzą na mnie. Jego ciało bezwładnie opadło na ziemię, a Thomas jeszcze mocniej nacisnął na moją nogę. Zaczęłam płakać i błagać, żeby mnie zostawił, jednak ten nic sobie z tego nie robił.
– Ostatnie życzenie? – spojrzał na mnie rozbawiony.
– P-pr-proszę – wyjąkałam, dławiąc się własnymi łzami. Tak bardzo chciałam zamknąć oczy, ale coś mi na to nie pozwalało. Czułam, że muszę na niego patrzeć, żeby widział jaki ból mi sprawia. Ale czy to coś zmieni?
– Otwórz oczy, kochanie – powiedział rozczulonym głosem. – Obudź się. Już jesteś bezpieczna – zaczął powtarzać to w kółko i nagle wszystko zrobiło się czarne. Nic nie widziałam. Czy ja umarłam?




Powoli otworzyłam oczy, ale od razu je zamknęłam, kiedy oślepiło mnie jakieś światło.
– Ćśśś… – poczułam jak ktoś głaska mnie po policzku. – Już dobrze, malutka. Jesteś ze mną. Nie bój się – ja znam ten głos. – Otwórz oczy, kochanie – próbowałam podnieść powieki, ale były zbyt ciężkie. Próbowałam kilka razy, aż w końcu mi się udało i otworzyłam oczy. – Bardzo dobrze – czy ja śnię? Jestem pewna, że umarłam, bo jeśli byłoby inaczej to jakim prawem siedzi obok mnie Brad?!
– Brad? – wychrypiałam. Wpatrywałam się w niego przerażona, ale też uspokojona, że wszystkie moje problemy się skończyły. Teraz mogę być szczęśliwa.
– Chcesz wody? – zapytał, delikatnie głaszcząc moją dłoń. Tak wygląda niebo? Czy piekło?
– Poproszę – uśmiechnęłam się lekko. Sięgnął po butelkę wody, która stała na szafce i pomógł mi się napić. Och, jaka ulga!
– Dobrze się czujesz? – spojrzał na mnie niepewnie.
– Teraz wszystko jest w porządku – powoli podniosłam się i oparłam plecami o ścianę. Odrzuciłam kołdrę na bok i zerknęłam na swoją nogę. Ani śladu po kuli. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się czemu nie ma nawet małego zadrapania.
– Co się stało? – Brad także spojrzał na moją nogę.
– Przecież on mnie postrzelił – powiedziałam sama do siebie.
– Co? – chłopak zakrztusił się własną śliną. – Przecież tylko się uderzyłaś, nikt do ciebie nie strzelał – widziałam szok wymalowany na jego twarzy.
– Co?! – krzyknęłam. – Przecież on chciał mnie zabić!
– O czym ty mówisz? – patrzył na mnie jak na idiotkę. – Wkurwiłaś go tą ucieczką, ale żeby miał cię zaraz zabić? Clark nie jest taki głupi.
– Czekaj, czekaj – spojrzałam na niego zdezorientowana – Clark? On przecież nie żyje.
– Czego ty się naćpałaś? – widziałam jak próbuje nie wybuchnąć śmiechem. Rozejrzałam się po pokoju. Te ściany są jakieś dziwnie znajome. O co tu chodzi?
– Gdzie my jesteśmy? – zapytałam niepewnie.
– W twoim pokoju? – odpowiedział pytająco. – Brooke, ty w ogóle wiesz co się stało?
– Nie do końca – przygryzłam wargę ze zdenerwowania.
– Leżysz tutaj od sześciu dni – westchnął. – Próbowałaś uciec i coś poszło nie tak, i przewróciłaś się uderzając się w głowę.
– Że co?! – podniosłam się gwałtownie. – Czyli… – to wszystko to był jeden wielki sen?! Nic z tych rzeczy nie miało miejsca?! Nie uciekłam, nie poznałam Matta, nie włamałam się do domu Justina, czyli go nie poznałam, nie pogodziłam się z Moną, nadal jestem dziewicą, Brad żyje i wszyscy, którzy rzekomo umarli też... Co?
– Czyżbyś miała jakiś fajny sen? – chłopak poruszył zabawnie brwiami, a ja posłałam mu wkurzone spojrzenie. – Czasami fajne dźwięki z siebie wydawałaś – zaśmiał się.
– Co takiego mówiłam? – nie wiem czy chcę to wiedzieć. Ale, że niby to wszystko miał być sen?! No błagam!
– Często płakałaś – płakałam, śniąc? Tak się da? – I często używałaś imienia Justin – był tak cholernie rozbawiony tą sytuacją. – Fajnie się ciebie słuchało – wybuchł śmiechem – w niektórych momentach brzmiałaś niczym panienka z pornola – śmiał się.
– Brad! – pisnęłam.
– Dobra, dobra – uniósł ręce w obronnym geście – już przestaję. Jak nazywał się ten twój – znowu poruszył znacząco brwiami.
– Um… Justin, tak myślę – nagle wszystkie wydarzenia widziałam jak przez mgłę. Nie potrafiłam sobie przypomnieć różnych rzeczy.
– Nazwisko, Brooke – westchnął.
– Bieber?
– To było pytanie? – widziałam w jego spojrzeniu jakiś dziwny błysk.
– Nie – chrząknęłam – Bieber. Justin Bieber.
– Jesteś pewna? – spojrzał na mnie lekko zdenerwowany.
– Znasz go? – zapytałam, ignorując jego pytanie.
– Znam – nagle cały się spiął.
– Wiesz, że nie dam ci spokoju dopóki mi wszystkiego o nim nie powiesz? – podeszłam do niego i posłałam mu groźne spojrzenie. – Przez sześć dni śniłam o tym, że był moich chłopakiem i przeżywaliśmy dużo… – zacięłam się, nie umiejąc znaleźć odpowiedniego słowa.
– Przygód?
– Właśnie – westchnęłam. – Więc może wyjaśnisz mi do cholery skąd on się wziął w mojej głowie?
– Opowiesz mi ten sen? – spojrzał na mnie wyczekująco, totalnie ignorując moje pytanie.
                Westchnęłam głośno i z powrotem usiadłam na łóżku. Zaczęłam opowiadać mu wszystko co pamiętałam od momentu, kiedy obudziłam się u Matta, aż do sytuacji z Thomasem. Brad był wyraźnie zaskoczony tym wszystkim. Zresztą nie on sam. Ja też nie potrafiłam uwierzyć, że to wszystko to tylko chory wymysł mojej wyobraźni.
– Wow – patrzył na mnie zaskoczony. – To po prostu… wow!
– Ja też nie umiem w to uwierzyć – pokręciłam głową. – To wszystko wydawało się takie realistyczne.
– Sny takie są, księżniczko – uśmiechnął się uroczo. – Ale to dobrze, że to był sen.
– Dlaczego?
– Bo żyję! – krzyknął rozbawiony. – Powinienem być na ciebie zły za to, że uśmierciłaś mnie w swoim śnie – założył ręce na piersi i udawał obrażonego.
– Ja tego nie kontrolowałam – uderzyłam go lekko w ramię i oboje wybuchliśmy śmiechem. – I w ogóle mój tata był baronem narkotykowym! 
– Kolejna rzecz, która dowodzi, że to tylko sen – zaśmiał się.
– On jest zbyt kochany, żeby być złym człowiekiem – na wspomnienie mojego taty zachciało mi się płakać. – Pamiętam ten ból w jego oczach, kiedy mnie tutaj zabierali – spuściłam głowę. – Chciałabym, żeby był ze mnie dumny...
– Jeszcze będziesz miała szanse, żeby to naprawić – uśmiechnął się lekko, co odwzajemniłam. Siedzieliśmy chwilę, milcząc. Myślałam o tym, co robi teraz mój tata. Tak bardzo go zawiodłam... Kiedy stąd wyjdę naprawię wszystkie swoje błędy!
– Okay! Koniec zamulania – krzyknęłam nagle, a chłopak posłał mi rozbawione spojrzenie – teraz powiedz mi skąd znasz Justina i kim on jest.
– No dobrze – westchnął. – To zły człowiek. W twoim śnie był potulnym barankiem, aniołem – wyrzucił ręce w górę. – W rzeczywistości to wcielenie szatana.
– Okay, ale powiedz mi skąd go znasz – zapytałam, coraz bardziej się niecierpliwiąc.
– Kiedy miałem szesnaście lat moi rodzice się rozwiedli – zaczął, a ja już wiedziałam, że ta historia nie będzie należeć do szczęśliwych. – A ja razem z siostrą zostałem z tatą, bo mama była alkoholiczką.
– Przykro mi – spuściłam głowę.
– Parę miesięcy później ojciec znalazł sobie nową kobietę i tak wyszło, że się pobrali – widziałam, że strasznie trudno mu jest o tym mówić. – Miała ona syna…
– Justina – dokończyłam za niego. Przytaknął głową.
– Kiedy tylko zamieszkaliśmy wszyscy razem zaczęły się problemy. Najbardziej skupił się na dokuczaniu mojej siostrze – mówił.
– Jak miała na imię? – złapałam go za rękę, chcąc dodać mu otuchy.
– Melodie – łzy zebrały się w oczach chłopaka i walczył, aby nie wypłynęły. Marnie mu to szło. – Uwielbiał ją dręczyć, a ona nie umiała się obronić, bo miała tylko trzynaście lat. Była siedem lat od niego młodsza i się go bała! – jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił. Był zły. – A ten skurwiel czerpał radość z tego, że sprawiał jej ból! Chroniłem ją jak tylko umiałem, ale nie zawsze mogłem być przy niej – znowu posmutniał. – Pewnego dnia posunął się zbyt daleko – jego głos się załamał. Wstałam i podeszłam do niego, przytulając go. Zaczęłam uspokajająco głaskać jego plecy.
– Nie musisz kończyć, jeśli nie chcesz – zbyt wiele kosztowało go opowiedzenie tej historii.
– Chcę – powiedział surowo. – Byli sami w domu, bo akurat wyszedłem po zakupy. Powiedziałem, że wrócę za pięć minut. Miało tak być! Miałem wyjść tylko na chwilę, ale moje auto się zepsuło – po jego policzkach spływały łzy, a ja starałam się je otrzeć. – Kiedy wróciłem było już po wszystkim – podniósł głowę i spojrzał na mnie. – On ją zgwałcił, rozumiesz?!
– Tak mi przykro – mocno przytuliłam się do niego. Staliśmy przytuleni, oboje płacząc. To okropne co zgotował mu Justin. Nie mogę uwierzyć w to jak bardzo różni się od tego chłopaka z mojego snu.
– Nigdy sobie nie wybaczę, że zostawiłem ją samą z tym psycholem – płakał. – Ona zabiła się kilka dni potem. Nie wytrzymała tego. A najgorsze jest to, że Justin całą winę zwalił na mnie i rodzice mu w to uwierzyli.
– Uwierzyli?! – odsunęłam się od niego i spojrzałam w jego oczy, niedowierzając.
– No, a jak myślisz – zaśmiał się ponuro – dlaczego tu jestem?
– Nie – przyłożyłam dłoń do ust. Jak on mógł mu coś takiego zrobić?! Jak własny ojciec mógł go wysłać do pierdla?! Co jest z nim nie tak!
– Tak – spuścił głowę. – Ale jest jeden plus, że tutaj trafiłem.
– Jaki? – zapytałam zdziwiona.
– Poznałem ciebie – podniósł głowę i spojrzał w moje oczy. Uchyliłam usta, ale od razu je zamknęłam, nie wiedząc co powiedzieć.
– Ucieknijmy stąd – zaproponowałam. – Tylko teraz zrobimy to razem – spojrzałam  w dół i złączyłam nasze dłonie – i na dobre.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
TA DAM!
Nie mam pojęcia co powinnam teraz napisać xd Spodziewaliście się takiego obrotu spraw? Od początku wiedziałam, że tak chcę zakończyć to opowiadanie. Teraz jeśli tylko będę miała ochotę może powstać druga część. Dajcie mi znać czy ewentualnie byście ją chcieli.
Jest mi naprawdę mega przykro. Przez niecałe 3 miesiące napisałam 32 rozdziały i strasznie zżyłam się z Justinem i Brooke. Będzie mi ich brakować. I zdaję sobie sprawę, że nie jest to idealne opowiadanie, ale hej! Początki nie są łatwe! 
Jestem raczej pewna, że napiszę coś jeszcze. Nie do końca wiem czy to będzie druga część czy zupełnie inna historia. No, ale na razie muszę trochę odpocząć. Potrzebuje jakiejś inspiracji. Może zajrzę tu na początku marca z jakimś nowym opowiadaniem. 
A teraz chciałabym Wam podziękować za wszystkie wyświetlenia i komentarze! Jesteście wielcy, naprawdę. Kiedy zaczynałam to pisać nie sądziłam, że 16 tys. osób zajrzy na moje bloga. A tu proszę! Jestem Wam niezmiernie wdzięczna, że byliście ze mną, dziękuję ♥
Nie będę się z Wami żegnać, bo ja tu wrócę. Także zwykłe "do zobaczenia" wystarczy :D
Dziękuje Wam i do zobaczenia! :D :*

środa, 20 stycznia 2016

ROZDZIAŁ 32

                Leżałam na plaży od samego rana. Tak spędzałam czas przez ostatnie dwa tygodnie. Do południa wylegiwanie się na słońcu, a potem rodzinnie spędzaliśmy czas, ewentualnie jakaś impreza. Promienie słoneczne przyjemnie otulały  moje ciało. Czułam jak z minuty na minutę robię się coraz bardziej brązowa. W ręku trzymałam kolorowego drinka, którego zrobił mi przystojny barman. Kiedy tu przyjechaliśmy przeżyłam szok. Wszyscy mężczyźni tutaj są przystojni, opaleni i umięśnieni. Oczywiście nikt nie może równać się z moim Justinem, no ale to i tak nie sprawiedliwe, że u nas jest tak mało przystojniaków.  Z moich przemyśleń wyrwał mnie cień, który utworzył się na mnie.
 – Kimkolwiek jesteś odejdź – powiedziałam leniwie, nie otwierając oczu. Justin godzinę temu pojechał do miasta po jakieś zakupy, a jego rodzina postanowiła trochę pozwiedzać, więc to nie mógł być nikt z nich.
– Może trochę milej, co? – usłyszałam damski głos i zdziwiona uchyliłam oczy. Przede mną stała wysoka, brązowowłosa dziewczyna. Była naprawdę śliczna.
– Kim jesteś? – zapytałam lekko zdezorientowana.
– To bardziej ja powinnam zadać to pytanie – założyła ręce na piersi. Sprawiała wrażenie wkurzonej. Co ja takiego zrobiłam?
– Jeśli zajęłam ci miejsce to przepraszam, ale nigdzie się nie ruszam – westchnęłam i znowu zamknęłam oczy.
– Tak, zajęłaś mi miejsce – ponownie zmusiłam się do podniesienia powiek i spojrzałam na nią, przewracając oczami.
– Masz tutaj jeszcze z dziesięć leżaków – wskazałam palcem obok siebie – połóż się gdzie indziej.
– Ja nie mówię o leżakach – krzyknęła. Posłałam jej zdezorientowane spojrzenie. – Odwal się od niego – nachyliła się nade mną, tak że nasze twarze dzieliło kilka centymetrów – on był i dalej jest mój.
– O czym ty do cholery mówisz? – podniosłam się, odpychając ją od siebie. Dziewczyna prawie się przewróciła, ale w ostatniej chwili złapała równowagę. Szkoda.
– Jeszcze raz zobaczę jak się przy nim kręcisz… – zaczęła, ale nie dałam jej skończyć.
– To pobijesz mnie? – parsknęłam śmiechem. Boże, co za laska.
– Żeby tylko – zmrużyła oczy i spojrzała na mnie groźnie.
– Co z tobą nie tak? – zaśmiałam się. – Dowiem się kto mi grozi? – naprawdę próbowałam powstrzymać śmiech, ale marnie mi to wychodziło.
– Jestem Andrea – uśmiechnęła się fałszywie – Justin musiał ci na pewno dużo o mnie opowiadać.
– Nie przypominam sobie – udałam, że nad czymś myślę. – Nie, nic nie wspominał – uśmiechnęłam się zwycięsko.
– No to zaraz wspomni – kiwnęła głową w moim kierunku. Chwilę zajęło mi zanim zrozumiałam o co jej chodzi. Odwróciłam się i zobaczyłam jak Justin wysiada z samochodu. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały uśmiechnął się promiennie, a ja tylko spuściłam głowę.
– Kimkolwiek jesteś nie psuj nam naszych wakacji – odwróciłam się do dziewczyny, patrząc na nią błagającym wzorkiem. Czułam, że ona zwiastuje kłopoty. Wróciłam wzrokiem do chłopaka i ruszyłam w jego kierunku.
– Cześć skarbie – chciał mnie przytulić, ale ja złączyłam nasze usta. Nie chciałam, żeby zobaczył dziewczynę z którą rozmawiałam. – Aż tak się stęskniłaś? – zaśmiał się, kiedy odsunęliśmy się od siebie.
– Mhm – mruknęłam, spuszczając głowę. Zaczęłam się bać, że nasze wakacje mogą się zepsuć.
– Co się stało? – złapał w palce mój podbródek i zmusił mnie, abym na niego spojrzała.
– Nie, nic – uśmiechnęłam się lekko.
– Przecież widzę – westchnął. – Co się dzieje?
– No mówię, że nic – zaczęłam bawić się palcami. Jego intensywne spojrzenie uniemożliwiało mi jakiekolwiek kłamstwo.
– Brooke nie kłam – wyczułam w jego głosie gniew. To po mnie. – Mów natychmiast co się stało – patrzył na mnie takim wzrokiem, że aż przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze.
– Znasz kogoś takiego… – nie wiedziałam jak go o to zapytać.
– Kogo? – zapytał zirytowany. – No Brooke, wysłowisz się dzisiaj? – Jezu, a tego co ugryzło?
– Jakąś Andreę? – ściszyłam głos do szeptu. Obserwowałam reakcję chłopaka. Jego ciało spięło się, a oddech przyśpieszył. Mówiłam, że zwiastuje kłopoty…
– Znam – powiedział sucho i odwrócił wzrok. Stał tak chwilę, po czym podszedł do samochodu i zaczął wypakowywać zakupy.  Nie wiedziałam co mam teraz zrobić. Przelotnie spojrzałam na dziewczynę, która cały czas stała w tym samym miejscu i uśmiechała się do mnie jak idiotka. Wróciłam wzrokiem do swojego chłopaka, który w jednej ręce trzymał zakupy, a drugą zamykał bagażnik. Podeszłam do niego i podniosłam z ziemi paczkę żelków, która mu wypadła.
– Nie bądź zły – powiedziałam cicho, idąc za nim do domu. Nie wiedziałam dlaczego tak reaguje. Kim jest ta dziewczyna? Chłopak zignorował mnie i w milczeniu doszliśmy do domku. Weszliśmy do środka i w ciszy rozpakowaliśmy zakupy. Kiedy skończyliśmy poszedł na górę, a ja zostałam w kuchni.  Oparłam się rękoma o blat i spuściłam głowę. Co powiedziałam nie tak? Ja tylko zapytałam czy zna ją… Nie chciałam, żeby był zły. Swoją drogą od samego rana zachowuje się trochę dziwnie. Jest nerwowy i lekko opryskliwy, co nie za bardzo mi się podoba. Muszę z nim porozmawiać, ale się boję. Chyba pierwszy raz czuję strach, że może mi coś zrobić. Nie powinnam tak myśleć, ale on jest przecież członkiem mafii do cholery! To fakt, że w ostatnich miesiącach nie jest już tak aktywny, ale to niczego nie zmienia. Nigdy nie wiadomo co może mu do głowy strzelić. Ale czy byłby zdolny mnie zranić? Pattie mówiła, że ma czasami napady agresji i robi rzeczy, których potem żałuje, więc jednak mam się chyba czym martwić. Ale przecież on mnie kocha. Nie zrobiłby nic głupiego.
– Brooke! – poczułam jak ktoś potrząsa mną i szybko podniosłam głowę. Od razu napotkałam oczy Justina, które wpatrywały się we mnie w zdziwieniu.  Odskoczyłam od niego, nie do końca będąc świadoma tego co robię. Po prostu mnie wystraszył. – Co się dzieje? – zapytał leniwie. Nagle zabrakło mi języka w ustach i nic nie odpowiedziałam. Za cholerę nie wiem co się ze mną dzieję. – Mówię coś do ciebie – powiedział przez zaciśnięte zęby.
– Ja… – jąkałam się – wystraszyłam się – podszedł do mnie i wyciągnął ręce, aby mnie przytulić, jednak szybko się odsunęłam. Posłał mi zdezorientowane spojrzenie i jakby trochę wkurzone? Co jest dzisiaj z nami nie tak?
– Co ty robisz? – zapytał spokojnie. – Chcę cię tylko przytulić – znowu chciał mnie objąć, ale ja ponownie uciekłam. – Boisz się mnie? – uchylił usta w szoku.
– Jesteś dzisiaj jakiś zdenerwowany – powiedziałam cicho, spuszczając głowę.
– Chyba nie myślisz, że mógłbym zrobić ci krzywdę? – spojrzał na mnie z wyrzutem. Wzruszyłam ramionami, bawiąc się palcami. – Och Brooke – westchnął i podszedł do mnie zamykając mnie w uścisku. Tym razem się nie odsunęłam.
– Nie chcę już cierpieć – wyszeptałam, mocniej się w niego wtulając.
– Nie będziesz – pocałował mnie w czubek głowy. – Skąd w ogóle taki pomysł?
– Ona oznacza zło, prawda? – podniosłam głowę i odszukałam jego wzrok. Nie wiedział o czym mówię. – Andrea.
– Skąd ci to imię wpadło do głowy? – zapytał powoli. Z pozoru mógł się wydawać spokojny, ale czułam jak bardzo jest spięty.
– Na plaży zaczepiła mnie dziewczyna – zaczęłam cicho – i powiedziała, że jesteś jej, i mam się od ciebie odczepić.
– Jak ona wyglądała? – odsunął się ode mnie i złapał za ramiona, uważnie mi się przyglądając.
– Ładnie – wzruszyłam ramionami – długie, lekko kręcone, brązowe włosy, dość wysoka i chyba miała piwne oczy.
– Jesteś pewna? – w jego głosie słychać było panikę, a ja coraz bardziej nie rozumiałam o co chodzi.
– Tak – odparłam. Zamknął oczy i zaczął głęboko oddychać. – Justin co się dzieje? Kim jest ta dziewczyna?
– Andrea Barnes – mogę przysiąc, że jego głos się załamał! Słyszałam to!
– Justin co się dzieje – podniosłam jego głowę i widziałam w jego oczach ból, i smutek. I nagle doznałam olśnienia. – To jest twoja…
– Była – prychnął, przerywając mi.  Wiedziałam! Wiedziałam, że coś jest nie tak z tą dziewczyną. Ale co ona tutaj do cholery robi?! Śledziła nas? A może mieszka tutaj… Albo tak samo jak my przyjechała na wakacje. Nie mam pojęcia jak nasz odpoczynek ma teraz wyglądać, ale jednego jestem pewna. Nie mogę dopuścić, żeby się spotkali. Jeśli to się stanie mogę pomarzyć o spokojnych wakacjach. – Brooke? Halo, odpłynęłaś – z zamyślenia wyrwał mnie głos Justina.
– Przepraszam, zamyśliłam się.
– Jeśli tak bardzo przeszkadza ci jej obecność, możemy przenieść się na inną wyspę – czy ten chłopak umie czytać w myślach? Niestety nie mogę się na to zgodzić. To będzie zbyt kosztowne.
– Nie Justin – pokręciłam głową – i tak już za dużo na mnie wydałeś – westchnęłam. Nagle w mojej głowie pojawiła się niepokojąca myśl. – Um… Tak w ogóle – zaczęłam strzelać palcami – to… um… tobie nie przeszkadza jej obecność?  - przecież zapytał czy MI nie przeszkadza to, że ona tu jest. A co z nim? Czyżby się cieszył? A co jeśli stare uczucia wróciły?
– Jest mi to obojętne – wzruszył ramionami. Jednak wyczuwałam w jego głosie nutkę podekscytowania. Super, jeszcze tego brakowało.
– Aha – odparłam, chcąc już zakończyć tą bezsensowną wymianę zdań. To zrobiło się nudne. Minęłam chłopaka i weszłam po schodach, do naszego pokoju. Wyciągnęłam z szafy krótkie dżinsowe spodenki i biały crop top, i założyłam to na strój kąpielowy. Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy, głośno wzdychając. Nagle poczułam jak materac ugina się pod czyimś ciężarem. Po chwili ktoś odgarnął włosy z mojej szyi i zaczął składać tam lekkie jak piórko pocałunki. Uśmiechnęłam się pod nosem, dobrze wiedząc do kogo należą te usta. Znałam je tak dobrze.
– Chyba się na mnie nie gniewasz? – usłyszałam jego głos. Otwarłam oczy, przekręcając głowę i patrząc na niego.
– Nie gniewam, ale – zagryzłam wargę – twoja mama mówiła, że strasznie przeżywałeś rozstanie z nią. A teraz jest to dla ciebie obojętne.
– Czyli chcesz, żebym się tym przejmował? – gwałtownie wstał z łóżka i zaczął wpatrywać się we mnie w niedowierzaniu.
– Nie o to mi chodziło – pokręciłam głową. – Po prostu boję się, że ona zniszczy to jest między nami.
– Jesteś zazdrosna – uśmiechnął się zadziornie.
– Tak Justin, jestem zazdrosna – wyrzuciłam ręce w górę. – Jakby nie było to dziewczyna, której mówiłeś to samo co mi!
– Oj Brooke, Brooke – westchnął, wyciągając ręce w moją stronę i pomagając mi wstać. – To było kiedyś. To prawda, że ją kochałem – na te słowa coś boleśnie zacisnęło się w moim brzuchu – ale to było długo przed tym jak poznałem ciebie – odgarnął pojedyncze kosmyki, które opadły na moją twarz. – Teraz liczysz się ty i tylko ty. Nikt inny nie ma znaczenia – zbliżył swoją twarz do mojej. – Ją mam gdzieś, a ciebie kocham – wyszeptał w moje usta. Patrzyłam mu prosto w oczy. Chłopak zjechał na wzrokiem na moje usta, a potem z powrotem wrócił do moich oczu. Wiedziałam, że mówi prawdę. Ona nic już dla niego nie znaczy. Nie mogę się tym przejmować.
                Po kilku minutach wpatrywania się w siebie, postanowiłam coś z tym zrobić i złączyłam nasze usta w czułym pocałunku. Całował mnie delikatnie i powoli, jakby robił to pierwszy raz. Wkładał w to całe swoje uczucia i pasję. Podobało mi się. Zarzuciłam mu ręce na szyje i zaczęłam bawić się krótkimi włoskami na karku. Chłopak zjechał rękoma na moje pośladki i ścisnął je lekko, przez co z moich ust uciekł cichy jęk. Czułam jak uśmiecha się przez pocałunek. Zaczął napierać na mnie, więc musiałam się cofnąć, aż w końcu opadłam na łóżko. Przerwał pocałunek i zawisł nade mną, opierając się na rękach.
– Kocham cię najmocniej na świecie – wyszeptał, uśmiechając się uroczo.
– Ja ciebie też – podniosłam rękę i dotknęłam jego policzka. Kiedy moja dłoń weszła w kontakt z jego twarzą poczułam przyjemne dreszcze, przechodzące wzdłuż mojego kręgosłupa. Chłopak ponownie schylił się i chciał mnie pocałować, kiedy drzwi do pokoju otworzyły się a w nich stanęła Jazmyn.
– Fuuuuuuuj! – pisnęła i zakryła oczka. Jak na zawołanie wybuchliśmy śmiechem. Justin zszedł ze mnie i pomógł mi wstać.
– Co jest mała? – chłopak podszedł do siostry i kucnął przed nią.
– Miałam was zapytać czy chcecie iść z nami na plażę, ale widzę, że jesteście zajęci tym czymś – przyłożyła dłoń do ust, po czym zaczęła dziwnie wymachiwać rękoma. Cokolwiek ten gest miał znaczyć.
– Idziemy? – Justin spojrzał na mnie wyczekująco. Uśmiechnęłam się szeroko i skinęłam głową. Złapałam rękę chłopaka i razem z jego siostrą zeszliśmy na dół.
– Cześć wam – powiedział chłopak.
– Idziecie z nami? – zapytała Pattie.
– Pewnie – odparłam z uśmiechem.
                Wyszliśmy z domku nawet go nie zamykając, bo do plaży mieliśmy niecałe pięćdziesiąt metrów.  Zostaliśmy z Justinem w tyle, trzymając się za ręce i wymachując nimi w przód i w tył. Przed nami szli objęci rodzice chłopaka, a obok nich biegły roześmiane dzieciaki. Wyglądamy teraz tak beztrosko. Jakby ktoś spojrzał na nas z boku pomyślałby, że jesteśmy idealną rodzinką, bez żadnych problemów. Chciałabym, żeby tak było.
– Nie idziesz dalej? – spojrzałam za siebie, gdzie stał Justin, uśmiechając się do mnie głupkowato.
– Jeszcze jeden krok i wejdziesz do wody – parsknął śmiechem. – Odpłynęłaś skarbie.
– Oj – przyłożyłam dłoń do ust – zamyśliłam się.
– Przeciążysz tą swoją piękną główkę – pocałował mnie w czoło i pociągnął w stronę leżaków.  Uśmiechnęłam się pod nosem i posłusznie poszłam za chłopakiem. Kiedy szliśmy zaczął opowiadać jakieś żarty, z których śmiałam się tak bardzo, że bolał mnie brzuch.
– Dlaczego pluszowy miś nie zjadł deseru? – powiedział, próbując nie wybuchnąć śmiechem.
– Skąd mam to wiedzieć? – śmiałam się. Nagle chłopak niespodziewanie stanął, więc weszłam w jego plecy. – Auć, Justin… – pomasowałam głowę. – To powiesz mi dlaczego go nie zjadł? – zapytałam, będąc naprawdę ciekawa. Jednak chłopak nie odpowiedział. – Justin? – zapytałam jeszcze raz. Kiedy znowu nie otrzymałam odpowiedzi, wyjrzałam zza jego pleców. Kilka metrów przed nami stała Andrea, która wpatrywała się w Justina jak zahipnotyzowana. Zresztą chłopak nie pozostał jej dłużny. Oboje stali i patrzyli się na siebie.


Justin’s POV
                Stanąłem jak słup soli, kiedy ją zobaczyłem. Mimo, że Brooke uprzedzała mnie, że ona tu jest, chyba to do mnie nie dotarło. Dopiero teraz, kiedy ją widzę wszystko do mnie wraca. To jacy byliśmy szczęśliwi i to co mi zrobiła. A co się działo w mojej głowie? Co czułem? Chciało mi się płakać, naprawdę. Nie kocham jej już to pewne, ale mimo to tęskniłem za nią i mam chorą potrzebę, żeby ją przytulić. Nie chcąc już dłużej opierać się samemu sobie, podbiegłem do niej i zamknąłem ją w uścisku. Dziewczyna wtuliła się we mnie i staliśmy tak przez chwilę. Nie powinienem tego robić, wiem. Ale to było silniejsze ode mnie. Nie obchodziło mnie, że obok mnie stoi Brooke – moja dziewczyna, którą kocham nad życie. Jestem pewien, że bardzo zraniłem ją tym gestem, ale czułem, że muszę to zrobić. Kiedy odsunąłem się od Andrei uśmiechnęła się do mnie uroczo i pogładziła mój policzek. Zamknąłem oczy, kiedy jej dłoń dotknęła mojej skóry. Cholera, ja naprawdę za nią tęskniłem.
– Justin? – usłyszałem cichy głos Brooke. O kurwa! Przecież ona tu stoi! Mentalnie uderzyłem się w twarz. Odwróciłem się w jej stronę i nic nie mówiąc, patrzyłem na nią. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Nie miałem nic na swoją obronę. Po jej policzku spływała łza. Chciałem podejść i otrzeć ją, ale wiedziałem, że jest zbyt zraniona, żeby pozwoliła mi to zrobić. Najlepiej jak nie będę się ruszać. Staliśmy tak przez dłuższą chwilę, aż w końcu dziewczyna podeszła do mnie. Spojrzałem w jej oczy, w których nie widziałem złości. Był tylko ból i rozczarowanie. Zraniłem ją i najgorsze jest to, że nie żałuję tego co zrobiłem. Cholera, co się ze mną dzieje?! – Jeszcze dzisiaj wrócę do domu – spuściła głowę i uśmiechnęła się smutno. – Dziękuję Justin za wszystko co dla mnie zrobiłeś – pociągnęła nosem i otarła dłonią łzy – nigdy ci tego nie zapomnę – podniosła głowę i spojrzała na dziewczynę z tyłu. Momentalnie w jej oczach pojawił się gniew. Patrzyła na nią z chęcią mordu. A ja jak idiota stałem i nic nie robiłem. – Powiesz coś? – skierowała spojrzenie na mnie, ale ja nie wiedziałem co powiedzieć.
– Brooke ja… – jąkałem się. A wiecie co było najgorsze? Że nie wiedziałem co w tym momencie czułem.
– Twoje uczucia do niej nigdy nie wygasły – znowu spuściła głowę. – Jak mogłam być taka głupia i myśleć, że możesz mnie pokochać tak samo jak ją? – pokręciła rozczarowana głową. – Żegnaj Justin – posłała mi ostatni smutny uśmiech, odwróciła się i odeszła. A ja po raz kolejny dzisiaj zachowałem się jak ciota i zamiast za nią pobiec stałem w miejscu. Co jest dzisiaj ze mną nie tak?!
– Kochanie, nie przejmuj się nią – poczułem rękę na moim ramieniu. Odwróciłem się i dopiero teraz przyjrzałem się dziewczynie. Wyładniała. Miała dłuższe włosy, nabrała kształtów i urosła. Teraz jest mojego wzrostu, a nawet nie wiem czy nie troszkę wyższa. – Tak bardzo się za tobą stęskniłam – chciała mnie przytulić, ale się odsunąłem.
– Kim był ten chłopak, z którym cię wtedy wiedziałem? – zapytałem, czując ogromny niepokój. Cholera ja właśnie niszczę swoje szczęście.
– Nikt ważny, nie myśl o tym – nim się spostrzegłem jej usta znalazły się na moich. Nie wiedzieć czemu odwzajemniłem pocałunek. Jednak nie czułem tego samego, kiedy całowałem Brooke. Usta Andrei były zimne i obślizgłe, i miałem wrażenie jakbym całował żabę.
– Co tu się dzieje?! – nagle usłyszałem głos mojej mamy. Odsunąłem się od dziewczyny i spojrzałem na swoją rodzicielkę, która z zaskoczenia uchyliła usta. – Andrea?
– Dzień dobry, pani Bieber – dziewczyna uśmiechnęła się, a mi zachciało się wymiotować. Chyba powoli dociera do mnie co ja najlepszego zrobiłem…
– Justin, gdzie jest Brooke? – mama zignorowała Andreę i zwróciła się do mnie. Wzruszyłem ramionami. – Nie wiesz? – otworzyła szeroko oczy. – Jak to nie wiesz?!
– Och niech się pani nie martwi – wtrąciła się Andrea – powiedziała, że wraca dzisiaj do domu.
– Jak to wraca do domu?! – wrzasnęła. – Justin do cholery coś ty najlepszego narobił?!
– Wrócił do mnie – dziewczyna wtuliła się w mój bok. Zmarszczyłem brwi, nie przypominając sobie, żebym coś takiego mówił. W tym momencie zachowywałem się jak cipa.
– Wróciłeś? – mama spojrzała na mnie, a ja pokręciłem głową. – Andrea, skarbie – uśmiechnęła się fałszywie. Oj teraz będzie się działo.
– Słucham, proszę pani.
– Masz pięć sekund, żeby zabrać swoje cztery litery i znowu zniknąć z naszego życia – wysyczała. Nie znałem mojej mamy od tej strony, ale muszę przyznać, że podoba mi się to. – I jeśli jeszcze raz cię tu zobaczę to obiecuję, że już nie będzie tak miło.
– Nie wtrącaj się – Andrea odsunęła się ode mnie i podeszła do mojej mamy. – To moja i Justina sprawa, a nie twoja. Więc spierdalaj stąd!
– Zamknij się! – wrzasnąłem i w okamgnieniu znalazłem się przy dziewczynie. Wkurwiła mnie. To chyba nawet mało powiedziane. Nie kontrolowałem tego co robię. Podniosłem rękę i wymierzyłem jej uderzenie w policzek. Zaskoczona podniosła dłoń i położyła ją na obolałe miejsce. W jej oczach pojawiły się łzy, ale miałem to w dupie. Zasługiwała na to, bo była zwykłą szmatą! Już drugi raz zniszczyła moje szczęście. – Nie masz prawa tak mówić! – popchnąłem ją i upadła na piasek. – Jesteś nikim! Zerem! Nic dla mnie nie znaczysz! Nadajesz się jedynie do pieprzenia! To jedyna rzecz, w której jesteś dobra! – wrzeszczałem, mówiąc samą prawdę. Patrzyła na mnie przerażona, a ja coraz bardziej się nakręcałem. Poczułem jak moja mama próbuję odciągnąć mnie od niej. Jeśliby tego nie zrobiła być może bym ją zabił.
– Chodź Justin – mama ciągnęła mnie za ramię – nie warto.
– Mam nadzieję, że zgnijesz w piekle – syknąłem i odszedłem.
– Ta suka i tak do ciebie nie wróci! – usłyszałem za sobą jej wołanie. – Nie po tym co jej zrobiłeś!
– Cśśśś… – Pattie delikatnie głaskała mnie po ramieniu, czując, że zaraz wybuchnę i wrócę do niej, ale tym razem ją zabiję. Szmata! Nie wybaczę jej nigdy! Nie wiem co we mnie wstąpiło! Sytuacja z dzisiaj nigdy nie powinna się wydarzyć. Wyrwałem się z jej uścisku i pobiegłem do naszego domku. Miałem nadzieję, że zastanę tam Brooke.
– Brooke?! – zacząłem krzyczeć, kiedy tylko wpadłem do środka. Pobiegłem do góry, omijając po dwa schodki. Wbiegłem do naszej sypialni i zobaczyłem jak zapłakana Brooke pakuje swoje ubrania.
– Zostaw mnie! – krzyknęła. – Udowodniłeś co do mnie czujesz!
– Brooke, proszę – powiedziałem cicho i podszedłem do niej – daj mi to wyjaśnić.
– Ale tu nie ma co wyjaśniać – rozpłakała się jeszcze bardziej. – Przecież ja wszystko widziałam.
– Ale ja jej nie kocham! – jęknąłem. – Nic dla mnie nie znaczy – westchnąłem – ja po prostu nie widziałem jej tak długo. Ona była dla mnie bardzo ważna i kiedy ją zobaczyłem…
– Wspomnienia wróciły – przerwała mi i usiadła na łóżku.
– Musiałem sprawdzić...
– Czy coś do niej czujesz? – parsknęła śmiechem, znowu mi przerywając. – Jesteś żałosny!
– Brooke, nie kocham jej – kucnąłem przed nią i złapałem jej dłonie, uważnie wpatrując się w jej twarz. – Nic dla mnie nie znaczy. Po prostu nie widziałem jej tak długo. Proszę cię – podniosłem rękę i przejechałem kciukiem od jej policzka, przez szczękę, aż do ust – wybacz mi.
– Nie wierzę ci – powiedziała cicho i odwróciła głowę. Auć. – Ty nie jesteś moim Justinem. Mój chłopak nigdy by mnie nie zranił. Mówił, że kocha tylko mnie i nikogo więcej. To nie jesteś ty.
– Masz rację – przytaknąłem – to nie byłem ja. Coś mnie zaślepiło, działem jakbym był naćpany. Nie kontrolowałem tego co robię. Co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła? – zapytałem, widząc, że powoli się przełamuje.
– Spalmy ją – wyszeptała, patrząc prosto w moje oczy. Uśmiechała się lekko i wyglądała jak psychopata.
– Co?! – krzyknąłem lekko przerażony. Okay, zabijałem ludzi. Ale żeby ich palić?!
– Nie kochasz jej podobno, więc nie powinno mieć dla ciebie znaczenia czy żyje, czy nie – wzruszyła ramionami. – A poza tym zabijałeś już ludzi.
– Nie uważasz, że to trochę przesada? – zasugerowałem.
– Jak chcesz – westchnęła, wyrywając swoje dłonie z moich i wstała, kontynuując pakowanie. Szybko przeanalizowałem co mogę zrobić. Dobra, mam pomysł.
– No dobra – zgodziłem się.
– Naprawdę? – odwróciła się w moją stronę i uśmiechnęła się szeroko. Wyglądała jak małe dziecko, które dostało cukierki.
– W nocy zakradniemy się pod jej dom i podpalimy go – powiedziałem powoli.
– Mniejsza frajda, ale też może być – wzruszyła ramionami. Chyba muszę pomyśleć nad jakiś psychologiem…
– Brooke – wyciągnąłem ręce i przyciągnąłem ją do siebie – kocham cię, nie zapominaj.
– Mhm – wymamrotała, nie patrząc na mnie.
– Nie wyjdziemy stąd jeśli mi nie uwierzysz – powiedziałem surowo.
– Jest mi trochę ciężko po tym co widziałam – puściła mi oczko.
– Nie możesz o tym zapomnieć? – jęknąłem, mocniej wtulając się w dziewczynę. Wzruszyła ramionami. – Udowodnię ci to – schowałem twarz w jej włosach – zrobię co tylko chcesz.
– Wiesz czego chcę – odsunęła się i skrzyżowała ręce na piersiach. – A teraz chodź dowiedzieć się gdzie mieszka.
                Szliśmy między domkami, dyskretnie zaglądając do każdego. Szukaliśmy jakiś wskazówek, czegoś co powiedziałoby nam gdzie ona mieszka. Zrobimy swoje i wyjeżdżamy. Nie możemy tutaj być, bo to oczywiste, że podejrzenie padnie na nas. Rozmawiałem już z rodzicami. Oczywiście nie powiedziałem im co planujemy zrobić, ale uzgodniliśmy wszystko i o trzeciej rano mamy samolot.
– Idzie – usłyszałem głos Brooke, który był przesiąknięty jadem. Spojrzałem w stronę, w którą patrzyła i zobaczyłem jak Andrea wchodzi do jednego z domków. – A może ją teraz zabije? – zaproponowała Brooke.
– Trzymajmy się planu – skarciłem ją.
                Kiedy upewniliśmy się gdzie mieszka Andrea wróciliśmy na plażę. Szliśmy brzegiem oceanu, aż doszliśmy do skał, na których usiedliśmy. Przeprowadziliśmy poważną rozmowę o zaufaniu i naszej miłości. Całe szczęście, że udało mi się udobruchać Brooke. Dopiero kiedy o mały włos jej nie straciłem zrozumiałem, że nie potrafiłbym bez niej żyć. Podjąłem też decyzję, która zmieni nasze życie. Za cztery dni kończy osiemnaście lat. Moim prezentem będzie pierścionek zaręczynowy. Trochę się denerwuję, że nie przyjmie moich oświadczyn, ale przecież mnie kocha, prawda? Powtarza mi to na każdym kroku, więc musi go przyjąć. A potem założymy rodzinę i będziemy mieli psa, który będzie wabił się Steve i kota, ale jego imię zostawię dla Brooke. Nasze dzieci nazwiemy... Nie wiem jak, ale na pewno ładnie. Chciałbym wiedzieć jak będzie wyglądać nasze przyszłe życie. Mam nadzieję, że będziemy szczęśliwi…
– Idziemy? – z moich przemyśleń wyrwał mnie głos dziewczyny. – Już druga.
– Już? – tak szybko minął ten czas. Muszę przyznać, że trochę się denerwuję, bo nie wiem czy wszystko pójdzie po naszej myśli. Musi. – Chodź – wyciągnąłem rękę w stronę Brooke i pomogłem jej wstać. Ruszyliśmy do domu Andrei.
– Boisz się? – zapytała dziewczyna.
– Nie – odparłem. – A ty?
– Też nie – pokręciła głową. – Chcę mieć to już za sobą i wrócić do Nowego Jorku.
– Ja też – uniosłem nasze splecione dłonie i złożyłem na nich delikatny pocałunek. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie lekko, po czym stanęła w miejscu. Zmarszczyłem brwi i już miałem się zapytać o co chodzi, ale ona nie dała mi szansy i złączyła nasze usta.
– Kocham cię – wyszeptała w moje wargi.
– Ja ciebie też – przytuliłem ją – najmocniej na świecie.
                Odsunęła się ode mnie i pociągnęła w stronę domku. Po cichu podeszliśmy najbliżej jak się da. Brooke wyciągnęła jedną zapalniczkę i podała mi ją.
– Wiesz co robić, prawda? – zapytała, uważnie mi się przyglądając. Kiwnąłem głową i pocałowałem ją w czoło, po czym pobiegłem na tyły domu. Zajrzałem przez okno i zobaczyłem Andreę śpiącą na kanapie.
– Teraz zapłacisz za wszystko co mi zrobiłaś, suko – uśmiechnąłem się do siebie i odpaliłem zapalniczkę. Chwilę wpatrywałem się w ogień, po czym usiadłem na parapecie i wychyliłem się, żeby podpalić zasłony. Zeskoczyłem na ziemię, wcześniej zamykając okno i upewniając się, że nie da się go otworzyć. To samo zrobiłem z resztą okien z tyłu domu. Kiedy skończyłem wróciłem do wejścia i zobaczyłem Brooke, siedzącą na schodach.
– Gotowe? – zapytałem, na co dziewczyna energicznie pokiwała głową i złapała mnie za rękę. Szybko uciekliśmy z miejsca przestępstwa, rozglądając się na boki i sprawdzając czy nikt nas nie widział. Dobiegliśmy do domu, gdzie wszyscy już na nas czekali.
– Cieszę się, że się pogodziliście, ale musimy już jechać, jeśli nie chcemy się spóźnić – uśmiechnęła się mama i wyszła z domu razem z dzieciakami i tatą. Zabrałem nasze walizki i podążyłem z Brooke za nimi. Pół godziny później byliśmy już w samolocie i wracaliśmy do domu.


Brooke’s POV
– Nie jesteś zmęczona? – zapytał Justin, kiedy wchodziliśmy do domu.
– Nie – pokręciłam głową. – Wiesz Justin…
– Tak? – spojrzał na mnie zaciekawiony.
– Chciałabym, żeby chłopaki dowiedzieli się o tym co zrobiliśmy – uśmiechnęłam się na samą myśl, że ta suka płonie teraz w piekle.
– Dlaczego?
– Żeby wiedzieli do czego jestem zdolna, kiedy jestem zła – powiedziałam. Chłopak posłał mi zdziwione spojrzenie i prychnął rozbawiony.
– Myślę, że wiedzą – podszedł do mnie i przytulił mnie. – Chcesz, żeby się ciebie bali?
– Chcę, żeby czuli respekt wobec mnie – wzruszyłam ramionami – to fajne uczucie.
– Coś o tym wiem – puścił mi oczko, a ja pokręciłam głową rozbawiona. Ta jego pewność siebie.
– To jak? – zagryzłam wargę. – Zadzwonisz do nich?
– Jasne – uśmiechnął się. – Tylko wezmę prysznic – cmoknął mnie w czoło i pobiegł na górę.
                Usiadłam na kanapie i położyłam nogi na stoliku. Jak dobrze być już w domu. Nagle usłyszałam telefon Justina. Podniosłam się i podeszłam do szafki, na którym go zostawił. Dostał wiadomość. Chyba nie pogniewa się jak ją przeczytam. Wzięłam telefon do ręki i odblokowałam go. „Brooklyn” – ambitne hasło. Zaśmiałam się pod nosem i weszłam w wiadomości.

Od: Matt
Stary ja nie wiem co się dzieję, ale kolejny nasz człowiek zginął. Scott miał wypadek samochodowy. Zadzwoń jak będziesz wolny. A i jeszcze zapomniałem Ci powiedzieć, że Jake z Colinem wyjechali do Europy. Nie chcieli tu mieszkać po tym wszystkim co się stało.

                Czytałam wiadomość jeszcze parę razy i nie umiałam uwierzyć w to co pisze chłopak. Jak to miał wypadek? Czy on do cholery nie umie prowadzić?! On zginął. Kolejna osoba. Chłopaki wyjechali. Nie ma ich. Kolejne osoby, które mnie zostawiają. Co się dzieje?!
– Co jest? – poczułam duże dłonie na mojej talii, więc odwróciłam się i pokazałam chłopakowi SMS’a. Zmarszczył brwi czytając go, a potem wyrwał mi telefon i rzucił nim o ścianę. Skuliłam się lekko, kiedy zobaczyłam jak bardzo jest zdenerwowany. Kiedy naprawimy jedno, coś innego musi się zepsuć.
– Co teraz? – zapytałam cicho, nie chcąc denerwować chłopaka, który stał do mnie tyłem i rwał sobie włosy z głowy. Dosłownie.
– Nie wiem! – wrzasnął. – Co tu się do chuja wyprawia?! Dlaczego wszyscy wyjeżdżają albo giną!
– Został Matt, Ryan i John – powiedziałam, doszukując się między nimi jakiegoś związku. Może to wszystko jest ukartowane?
– John też wyjechał – burknął chłopak. – Ryan dzwonił przedwczoraj i mówił, że John ma jakieś niedokończone sprawy i wyjechał do Chin.
– Do Chin?! – czy ja się przesłyszałam?!
– Ta – mruknął.
– Jedziemy do Matta – powiedziałam spokojnie, biorąc kluczki.
– Po co? – zmarszczył brwi. Teraz wydawał się opanowany. Jego zmiany nastrojów nieco mnie przerażały.
– Musi nam to wszystko wyjaśnić! – krzyknęłam. – Nie będę stała z założonymi rękoma i patrzyła jak ci których kocham odchodzą!
                Justin nic nie odpowiedział tylko pociągnął mnie za rękę w stronę auta. Kilkanaście minut później byliśmy już pod domem Matta. Kiedy zobaczyłam samochód Ryana trochę się zdziwiłam, ale stwierdziłam, że on też potrzebuje wyjaśnień. Wysiedliśmy z auta i podeszliśmy do drzwi.
– O cokolwiek by nie chodziło pamiętaj, że ja cię nie zostawię – stanęłam na palcach i cmoknęłam chłopaka w policzek.
– Wiem – uśmiechnął się i pogładził kciukiem moją dłoń. Otworzył drzwi i przepuścił mnie. Następne co poczułam to mocne uderzenie w głowę.



Obudziłam się i od razu do mojego nosa dotarł okropny zapach krwi. Skrzywiłam się na samą myśl, gdzie mogę teraz być. Nie chciałam otwierać oczu, bo bałam się tego co mogę zobaczyć. Co tu się w ogóle wyprawia? Pojechaliśmy przecież do Matta. On to zrobił?
– No dalej księżniczko – poczułam czyjś dotyk na mojej skórze – otwórz oczy  i tak wiem, że już nie śpisz – ten głos. Ja go znam. Należy do Ryana, na pewno. Mimo tego, że wiedział, że już się obudziłam, nie chciałam podnosić powiek. Bałam się. – Słyszysz co do ciebie mówię?! – moją głowę odrzuciło w bok i poczułam pieczenie na policzku. – Otwieraj te oczy! – wrzeszczał, szarpiąc mnie za włosy. Powoli uchyliłam powieki i spojrzałam na niego. Stał przede mną z kamiennym wyrazem twarzy. Nic nie mówił, tylko przyglądał się mi.
– Gdzie jest Justin? – wychrypiałam.
– Jeszcze żyje, jeśli o to ci chodzi – uśmiechnął się chytrze.
– Gdzie on jest – powiedziałam cicho. – Co tu się dzieje? – chłopak odsunął się w bok i moim oczom ukazał się Justin. Był przykuty do ściany łańcuchami. Jego twarz była cała zakrwawiona, a na ciele miał pełno siników. Jak długo spałam?!
– Nic się nie dzieje – Ryan wrócił na swoje wcześniejsze miejsce. – Chciałem tylko cię odzyskać.
– To wszystko to twoja sprawka?! – syknęłam.
– Nie tylko – jak na zawołanie do pokoju wszedł nie kto inny jak Thomas. Nagle zapomniałam jak się oddycha. Podszedł do mnie i przejechał dłonią po moich policzku, po czym mnie uderzył. – Tęskniłaś?
– Czego od nas chcecie?! – zapłakałam.
– To proste – Ryan wzruszył ramionami. – Chcę ciebie.
– Ty chyba sobie ze mnie kpisz! – krzyknęłam.
– Widzisz, żebym teraz żartował? – podszedł do mnie, tak że nasze twarze były niebezpiecznie blisko.
– Odsuń się Ryan – Thomas odepchnął go ode mnie. – Kończymy to.
– O czym ty mówisz? – chłopak był chyba tak samo zaskoczony jak ja.
– Idź po chłopaka– powiedział spokojnie. Ryan bez większego sprzeciwu wykonał polecenie. Odpiął Justina z łańcuchów i pomógł mu wstać. Ten ledwo trzymając się na nogach, posłusznie szedł za chłopakiem.
– Zawołaj Matta – powiedział Thomas. Biedny Matt! Nim się zorientowałam do środka wszedł Ryan, a za nim chłopak.
– Co jest szef… – nie zdążył dokończyć, bo Thomas wycelował w niego i strzelił.
– Matt! – krzyknęłam, patrząc jak ciało chłopaka upada na ziemię. Ale chwila… Czy on chciał powiedzieć szefie?!
– Co tu się do cholery dzieje?! – usłyszałam cichy, ale zdecydowany głos Justina. Wszystkie oczy przeniosły się na niego.
– Och, nic takiego – Thomas kucnął przed nim. – Zagramy w grę.
– Ty jesteś chory – krzyknęłam.
– Ryan, ucisz ją – powiedział spokojnie. Chłopak podszedł do mnie i wymierzył mi jeszcze mocniejsze uderzenie.
– Zanim mi niegrzecznie przerwano – Thomas spojrzał na mnie wkurzony – mówiłem o tym, że zagramy w grę – zatrzymał się czekając na naszą reakcję. Nikt się nie odezwał. – Skoro jesteście tacy ciekawi już wyjaśniam wam zasady – wstał i podszedł do mnie. Odwiązał moje ręce i nogi. Jednak nie byłam wolna. Wiedziałam, że jak tylko wykonam niewłaściwy ruch to zginę.
– Jak zrobisz coś co mi się nie spodoba to pożałujesz – powiedział Ryan, potwierdzając moje myśli. Stałam w miejscu, nie spuszczając wzroku z Justina. Wpatrywaliśmy się w siebie i miałam dziwne przeczucie, że widzę go dzisiaj po raz ostatni.
– Proszę – Thomas podał mi jedną broń, a drugą Ryanowi. Chłopak zmarszczył brwi, ale wziął ją od niego. – Masz jedną kulę, więc możesz oddać tylko jeden strzał – powiedział spokojnie. Nie rozumiem. – Dla jasności. Możesz celować tylko i wyłącznie w twojego chłopaka – uśmiechnął się, a ja zamarłam.
– Nie zrobię tego! – krzyknęłam od razu.
– Tak myślałem, że to powiesz – pociągnął Ryana za ramię, ustawiając go za mną. – Jeśli tego nie zrobisz zginiesz, a Justin umrze w takich męczarniach o jakich ci się nie śniło.
– Mam ją zabić?! – krzyknął Ryan.  – Nie tak się umawialiśmy!
– Och zamknij się – jęknął Thomas. – Dawaj mała, czas ucieka.
– Nie zrobię tego – łzy spływały po mojej twarzy. Patrzyłam na Justina. Jego twarz wyrażała ból. Nie mogłabym go zabić, nigdy. Wolę umrzeć.
– Zrób to Brooke – wyszeptał Justin – musisz żyć.
– Nie mogę – płakałam. Widziałam coraz mniej, bo łzy zamazywały mi widok.
– Kochanie, wszystko będzie dobrze – mówił spokojnie. Jak on może być taki opanowany?!
– Nie będzie Justin! – krzyczałam. – Nie zrobię tego!
– Musisz przeżyć, okay? – powiedział, a ja pokręciłam głową. – Obiecaj mi, że zrobisz wszystko, żeby przeżyć –  znowu pokręciłam głową. – Brooke – spojrzał na mnie groźnie, ale wiedziałam, że chce dla mnie jak najlepiej. Ale ja nie mogłam go przecież zabić do cholery!
– Och to takie słodkie – westchnął Thomas. – Ale pośpieszcie się, bo czas nam ucieka.
                Podniosłam drżące ręce i wycelowałam w Justina. Dławiłam się własnymi łzami. Patrzyłam na chłopaka, który powoli pokiwał głową. Wpatrywał się prosto we mnie, a ja w niego. 
– Kocham cię – wyszeptał.
– Ja ciebie też – zamknęłam oczy i już miałam naciskać spust, kiedy usłyszałam wystrzał. Otworzyłam oczy i spojrzałam za siebie. Ryan stał z pistoletem wycelowanym przed siebie. Z powrotem odwróciłam się i zobaczyłam jak Justin bezwładnie opada na ziemię. Od razu do niego podbiegłam.
– Kochanie, obudź się – złapałam go za rękę i nachyliłam się nad nim, całując go. Poczułam jego dotyk na policzku i automatycznie zamknęłam oczy. – Kocham cię Justin, najmocniej na świecie. Przepraszam za wszystko co zrobiłam źle. Przepraszam – płakałam – tak bardzo cię kocham. Nie zostawiaj mnie.
– Będzie dobrze – wychrypiał, po czym zamknął oczy, a jego ręka opadła na ziemię. Odszedł. 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
BUM! Cholera, to się porobiło :o Chyba nie takiego zakończenia się spodziewaliście, co? :D Justin nie żyje i nie wiadomo co teraz będzie z Brooke. Ale spokojnie, wszystkiego dowiecie się w epilogu. Tylko on został i koniec :/ Smutno mi.
I chciałam Was przeprosić, że tyle musieliście czekać, ale miałam mały problem z palcami i nie umiałam pisać xd nieważne :D 
Dajcie znać co myślicie o takim zakończeniu i ogólnie o rozdziale! 
I mam do Was małą prośbę: wchodźcie na http://najlepszeff.blogspot.com/ i głosujcie na Lust for arson! Będę Wam bardzo wdzięczna ♥ To chyba tyle z ogłoszeń parafialnych ;d
Do zobaczenia :*

czwartek, 14 stycznia 2016

ROZDZIAŁ 31

                Moje ciało sparaliżował strach. Chciałam krzyczeć i uciec jak najszybciej, ale nie potrafiłam się nawet ruszyć. W moim gardle wyrosła wielka gula, która uniemożliwiła mi mówienie. Thomas stał przyglądając mi się chwilę, po czym ruszył w moją stronę. Kiedy był na wyciągnięcie ręki oprzytomniałam i ruszyłam przed siebie, chcąc jak najszybciej wydostać się z tej uliczki. Nim jednak zdążyłam gdziekolwiek uciec, chłopak złapał mnie za ramiona i przyparł do ściany.
– Gdzie uciekasz? – zapytał, przyglądając mi się uważnie.
– Zostaw mnie! – krzyknęłam załamującym się głosem.
– Nie mów, że się nie stęskniłaś – powiedział rozbawionym głosem, przejeżdżając kciukiem po moim policzku. Szybko odwróciłam głowę.
– Czego chcesz – warknęłam, próbując się wyrwać.
– Chciałem ci tylko powiedzieć, że jestem z ciebie dumny – wzruszył ramionami, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Nie sądziłem, że możesz mi aż tak pomóc.
– O czym ty mówisz?! – krzyknęłam przerażona.
– Jak tak dalej pójdzie to oni zginą wcześniej niż planowałem – zamyślił się. – I to wszystko dzięki tobie! Nie sądziłem, że będziesz aż tak skora do współpracy.
– Jak to zginą? – zapytałam zdezorientowana. O co do cholery tu chodzi!
– A to jak udajesz, że przejmujesz się ich śmiercią – przerwał, przykładając dłoń w miejsce gdzie powinno być serce i głośno wzdychając. – Wzruszające.
 – Jesteś chory! – wrzasnęłam  – Daj mi spokój!
– Najpierw wszyscy muszą umrzeć – uśmiechnął się w ten ohydny sposób.  – A ty mi w tym pomożesz – zatrzymał się i spojrzał prosto w moje oczy. – Zresztą już to zrobiłaś jak mówiłem.
–  Nie rozumiem – szepnęłam, czując łzy.
– Głupie stworzenie – mruknął. – Miałaś tyle okazji, żeby mnie wydać, a jednak tego nie zrobiłaś. Masz dość rozlewu krwi, ale dobrze wiesz, że temu nie zapobiegniesz. Sama prosisz się o to wszystko co się dzieje. Wszystko jest z twojej winy.
– W końcu to się skończy – powiedziałam, próbując zachować spokój.
– Będzie koniec kiedy ja tak powiem! – wrzasnął i boleśnie popchnął mnie na ścianę. Jęknęłam z bólu, a on tylko się uśmiechnął. – Bądź grzeczna. Nie chcesz, żebym się zdenerwował – nic  nie odpowiedziałam tylko spuściłam głowę. Bałam się patrzeć w jego przerażające oczy.  – Patrz na mnie jak do ciebie mówię! – nagle poczułam pieczenie na policzku i moja głowa odleciała w bok. Automatycznie przyłożyłam tam dłoń i wybuchłam jeszcze większym płaczem.
– Kim ty jesteś! – krzyknęłam przez łzy. Miałam dość. Jedyne o czym marzyłam to, żeby znaleźć się w ciepłym łóżku razem z Justinem.
– Twoim największym koszmarem – uśmiechnął się, odchodząc.



Justin’s POV
Wybiegłem z domu zaraz za dziewczyną. Nie wołałem jej, bo wiedziałem, że i tak się nie zatrzyma. Rozejrzała się na boki i szybko przebiegła przez ulicę. Ruszyłem za nią, ale kiedy byłem na środku jezdni obok mnie nagle pojawił się samochód. W mgnieniu oka odskoczyłem na bok i uniknąłem śmierci pod kołami tego auta. Kierowca się nawet nie zatrzymał, żeby sprawdzić czy ze mną wszystko w porządku. Dodał gazu i odjechał. Coś mi się wydaję, że to miało się trochę inaczej skończyć…
– Masz ją? – chłopaki przybiegli jak tylko zorientowali się, że coś jest nie tak.
– Prawie, ale ten samochód – wskazałem na czerwone auto, które zniknęło za zakrętem – trochę mi przeszkodził.
– Co tak stoicie?! – koło nas pojawił się Ryan – Musimy ją znaleźć zanim zrobi to Thomas!
– O czym ty mówisz? – zmarszczyłem brwi i spojrzałem na niego pytająco. Skąd pomysł, że Thomas może jej szukać…
– Um… Po prostu się martwię, tak? – spuścił wzrok i podrapał się po karku. Spojrzałem na niego podejrzliwie i już miałem zapytać co przed nami ukrywa, ale przerwał mi Matt.
– Ruszcie swoje tyłki idioci – warknął – trzeba ją znaleźć.
                Spojrzałem na niego przelotnie, po czym znów wróciłem wzrokiem do Ryana. Czułem, że kręci. Gdyby nie to, że jak najszybciej musimy znaleźć Brooke wyciągnąłbym od niego o co chodzi. Teraz nie mam na to czasu, ale na pewno się tym zajmę. Odwróciłem głowę i rozejrzałem się po okolicy. Gdybym był Brooke dokąd bym poszedł? Jest smutna, przerażona i może zła? Raczej się nie kontroluje, czyli będzie chciała zrobić to czego potem będzie żałować. Ale gdzie ona jest?!
– Co można spalić? – zapytałem, nie umiejąc samemu sobie poradzić z tym pytaniem.
– Spalić? – chłopaki spojrzeli na mnie jak na idiotę. To oni nie wiedzą?
– Tak – przytaknąłem. Zmarszczyłem brwi, próbując wymyślić jakieś miejsce, w które dziewczyna mogła się udać. Coś opuszczonego, oddalonego od cywilizacji, gdzieś gdzie mało kto ją znajdzie.
– Może te stare magazyny? – zaproponował Jake. – W sumie to niedaleko, a tam na pewno się coś znajdzie do um… - podrapał się po karku – do spalenia.
                Kiwnąłem głową i pobiegłem w tamtym kierunku. Słyszałem kroki chłopaków za sobą. To blisko, więc zaraz będziemy na miejscu. Mam nadzieję, że ona tam będzie, bo inaczej źle może się to wszystko skończyć. To chyba moja wina. Jeśli nie zabrałbym jej do domu Chrisa to nie uciekłaby nigdzie. Przynajmniej mogłem ją trzymać z dala od ciała, ale nie! Oglądała go ze wszystkich stron, bo my idioci nie umiemy zauważyć tak oczywistych rzeczy. Jak głupim trzeba być?!
                Po chwili wbiegliśmy w długą, ciemną uliczkę. Na jej końcu było widać plac przed magazynem. Szybko omiotłem wzrokiem wszystko dookoła i ruszyłem przed siebie. Przebiegałem właśnie koło ogromnego kosza na śmieci, kiedy usłyszałem cichutkie łkanie. Stanąłem jak wryty, a chłopaki zaskoczeni moim nagłym ruchem wbiegli prosto we mnie. Zaczęli coś marudzić pod nosem, ale nie zwracałem na to uwagi, tylko przesunąłem trochę kosz i widok, który zobaczyłem sprawił, że moje serce rozwaliło się na kawałki. Brooke siedziała z kolanami przyciągniętymi do piersi i obejmowała je swoimi malutkimi, chudymi rękoma. Głowę miała spuszczoną, a włosy rozkopane. Płakała cicho.
– Kochanie – uklęknąłem przed nią i wyciągnąłem ręce, przyciągając ją do siebie – już dobrze. Jestem tutaj – zacząłem uspokajająco gładzić jej plecy, na co wybuchła głośniejszym płaczem i mocno się we mnie w tuliła. Dałem chłopakom znak, żeby zostawili nas samych.  – Co się stało? – zapytałem, odsuwając się od niej, żeby móc spojrzeć w jej oczy. Były całe czerwone od płaczu i widziałem w nich jak bardzo się bała. Nie przypuszczałem, że aż tak wpłynie na nią śmierć Chrisa.   
– Ju… Justin… - jąkała się – on ma ra… rację – powiedziała cicho i zacisnęła powieki, próbując powstrzymać płynące z jej oczu łzy.
– Cśśś… - przytuliłem ją mocno. Czyli tu nie chodzi tylko o śmierć Chrisa. – Kto ma rację? – zapytałem niepewnie. Bałem się, że zaraz rozsypie się do końca.
– T – wyszeptała, odrywając się ode mnie i patrząc mi w oczy.  
– Cokolwiek mówił to nie prawda – przyłożyłem dłoń do jej policzka i delikatnie po nim przejechałem, przez co dziewczyna syknęła. Zmarszczyłem brwi i zdjąłem rękę, uważnie przyglądając się jej twarzy. – Zabiję go! – warknąłem, wstając. Uderzył ją! Nie daruję mu tego! Wybiegłem z uliczki i zacząłem rozglądać się na boki. Moje ciało opanowała złość i chęć zemsty. Nie myślałem logicznie. Najważniejsze dla mnie było dorwać drania i sprawić, że będzie cierpiał tak bardzo, że będzie mnie błagał o śmierć. Nie pomyślałem o tym, że zostawiam Brooke samą i przestraszoną. Adrenalina przejęła kontrole nade mną. Puściłem się biegiem przed siebie  sam nie wiem dokąd. Może liczyłem, że ten będzie tu stał i czekał na mnie? Nie wiem co sobie wtedy myślałem.
– Kurwa stary! – usłyszałem za sobą głos Matta. – Gdzie do cholery jest Brooke?!
– On ją uderzył! – podszedłem do niego. Stałem tak blisko, że nasze nosy się stykały. – Podniósł rękę na Brooke. Zrobił jej krzywdę! – czułem pod powiekami łzy. Rzadko u mnie to się to zdarzało. Matt widząc co się ze mną dzieje przytulił mnie. Chyba tego było mi trzeba było. Zacząłem płakać niczym mała dziewczynka. Nie wytrzymałem tego. Dlaczego teraz dzieje się tyle rzeczy? Wszyscy na których mi zależy giną. A co jeśli Brooke też umrze? Nie zniosę tego. Ta dziewczyna przewróciła moje życie do góry nogami. Zmieniła mnie. Nadała mojemu życiu sens i nie wyobrażam sobie jakby miało być bez niej. Jest dla mnie najważniejsza i jeśli trzeba poświęciłbym się, żeby tylko była szczęśliwa. Do końca życia będę dziękował Bogu, że zesłał mi anioła w ludzkim wcieleniu.
– No już dobrze – chłopak poklepał mnie po plecach. Gwałtownie odsunąłem się od niego i szybko wytarłem łzy koszulką. Zrobiło mi się głupio, że tak się przy nim rozkleiłem.
– Przepraszam – mruknąłem.
– Nie przejmuj się tym. Nawet najtwardszym się zdarza – uśmiechnął się. – A teraz mi powiedz gdzie jest Brooke.
– Cholera – nagle oprzytomniałem. Przecież zostawiłem ją tam całkiem samą. Boże! Jestem takim idiotą! Ruszyłem w stronę, z której przybiegłem. Matt biegł zaraz obok.
– Nie mów, że ją tam zostawiłeś – jęknął – samą.
– Tak jakby.
– Idiota.
– Dzięki.
                Wbiegliśmy w ciemną uliczkę i w mgnieniu oka znalazłem się w miejscu, gdzie zostawiłem Brooke. Dziewczyna siedziała wtulona w ciało Ryana, a ten głaskał ją po ramieniu. Miała zamknięte oczy i oddychała miarowo. Chyba spała.
– Dzięki Ryan, ale możesz już iść – kucnąłem przed nimi i czekałem, aż chłopak się podniesie. Ale tego nie zrobił, a zamiast tego pocałował ją w czoło i mocniej do siebie przytulił. – Kurwa nie słyszałeś?!
– Nie zostawię cię z nią sam na sam! – powiedział głośniej, ale na tyle cicho, aby nie obudzić dziewczyny. – Schrzaniłeś! Miałeś się nią opiekować, a zamiast tego uciekłeś! Kiedy tutaj przyszedłem siedziała skulona i płakała tak mocno, że dławiła się własnymi łzami. Byłem jej jedynym oparciem. Uspokoiłem ją, pomogłem. Nie to co ty.
                Już miałem odpowiedzieć, ale Matt pociągnąłem mnie za ramię. Spojrzałem na niego, a ten dał mi znak, że chce ze mną porozmawiać. Kiwnąłem głową, ostatni raz obrzucając Ryana pogardliwym spojrzeniem i odszedłem za Mattem.
– Musisz odpocząć od tego wszystkiego – powiedział, jak tylko się do niego zbliżyłem.
– Przecież mieliśmy wyjechać – westchnąłem. – No ale w tej sytuacji to niemożliwe.
– Bo? – uniósł brwi.
– Chris – powiedziałem – i muszę dorwać Thomasa.
– My się tym przecież zajmiemy – wzruszył ramionami.
– Nie mogę tego wszystkiego zrzucić na was – przejechałem dłońmi po twarzy. – A poza tym chcę być tym, przez którego Thomas będzie cierpiał najbardziej.
– Jesteś chory – Matt posłał mi rozbawione spojrzenie. – Ale spokojnie, ja tylko powyrywam mu rączki i nóżki – zaśmiał się – reszta dla ciebie.
– Nie tylko ja jestem chory – poklepałem go po ramieniu.
– Justin, ale ja mówię poważnie – mina chłopaka spoważniała. – Jedźcie z Brooke na te wakacje, a ja się wszystkim zajmę. Jak wrócisz to Thomas będzie czekał, aż z nim skończysz.
– Sam nie wiem – wahałem się. Nie chciałem zostawiać chłopaków z tym wszystkim. To nie tak, że bałem się, że temu nie podołają. Tylko to naprawdę dużo roboty. Dlaczego ja mam wylegiwać się na plaży, kiedy oni będą ciężko pracować.
– Bieber, kurwa nie marudź! – uderzył mnie lekko w głowę. Jęknąłem i przyłożyłem tam dłoń, rozmasowując obolałe miejsce. Chłopak widząc mój grymas zaśmiał się cicho.
– Dacie sobie rade beze mnie? – zapytałem.
– Wątpisz w nasze umiejętności? – uniósł brwi, odpowiadając pytaniem na pytanie.
– Chodzi mi o to – westchnąłem – że to naprawdę dużo roboty.
– Myślę, że jakoś sobie poradzimy – uśmiechnął się. – A ty masz jechać na te pieprzone wakacje, bo i ty, i Brooke potrzebujecie porządnego odpoczynku!
– Może masz rację…
– No jasne, że mam – uśmiechnął się głupkowato. – Kiedy wyjeżdżacie?
– Nikt nie powiedział, że jedziemy – wzruszyłem ramionami. Chłopak spojrzał na mnie groźnie, więc postanowiłem się poddać. Chyba ma rację. Jestem cholernie zmęczony, a o Brooke to już nie wspomnę. – Jutro – spojrzałem na zegarek – pierwsza szesnaście – a właściwie dzisiaj.
– Świetnie! – klasnął w dłonie.
– Aż tak chcesz się mnie pozbyć? – zaśmiałem się.
– Co? Ja? Nie, ja tylko… – zaczął się dziwnie tłumaczyć, co wydało mi się trochę podejrzane – Jjaa… ja cieszę się, że odpoczniecie. Chodźmy po Brooke! – krzyknął i ruszył w tamtym kierunku. Najpierw Ryan, teraz on. Dlaczego oni się tak dziwnie zachowują…
– Czekaj! – krzyknąłem za nim, na co się zatrzymał. Odwrócił się i spojrzał na mnie jakby ze strachem? Nie mam pojęcia co tu się dzieje, ale mimo wszystko postanowiłem to zignorować. – Ryan się nie odczepi – westchnąłem – nie pozwoli jej pójść ze mną.
– Jestem pewny, że pozwoli – powiedział, unikając mojego wzroku. Odwrócił się i ruszył przed siebie. Dlaczego on tak dziwnie się zachowuje? Westchnąłem głośno i poszedłem za przyjacielem. Po chwili stałem przed Brooke, która dalej leżała w objęciach Ryana. Nie podobał mi się ten widok.
– I co Bieber – chłopak spojrzał na mnie rozbawiony – przemyślałeś wszystko? Mogę już zwrócić twoją własność?
– Nie traktuj jej jak rzecz – wysyczałem, klękając przed nimi i wyciągając ręce, żeby zabrać Brooke.
– Dobra, dobra – Ryan odsunął się od dziewczyny, dając mi do niej dostęp – weź sobie ją.
                Spojrzałem na niego podejrzliwie i podniosłem Brooke. Dlaczego wcześniej zrobił taką awanturę? Przeniosłem wzrok na słodko śpiącą dziewczynę na moich rękach. Była taka piękna. Kątem oka zauważyłem jak chłopaki wymieniają się jakimiś dziwnymi spojrzeniami. Nie mam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi.
– Co wy dwaj ukrywacie? – spojrzeli na mnie nieobecnym wzrokiem, jakby coś ćpali. Co tu się do cholery dzieje!
– My ty… – zaczął Matt, kiedy poczułem ruch na moich rękach. Spojrzałem dziewczynę, która powoli otwierała oczy.
– Justin – szepnęła.
– No cześć – uśmiechnąłem się do niej – zabieram cię do domu – nic nie powiedziała tylko bardziej wtuliła się w moją szyję. Spojrzałem ostatni raz na chłopaków, którzy mieli na twarzach wymalowaną ulgę. I tak dowiem się o co chodzi. Nie daruję im tego. Jednak teraz muszę zabrać Brooke do domu, żeby odpoczęła przed podróżą. Bez słowa, z dziewczyną na rękach wróciłem pod dom Chrisa. Posadziłem ją na miejscu pasażera i przypiąłem pasem. Obszedłem auto dookoła i wsiadłem za kierownice, odpalając samochód. Spojrzałem w okna domu i głośno westchnąłem. Zawsze było tu pełno ludzi, zawsze coś się działo. A teraz? Teraz będzie tu cicho i wszyscy będą omijać to miejsce szerokim łukiem, bo przywołuje złe wspomnienia. Świat jest okrutny. On miał dopiero dwadzieścia jeden lat! Może to kara za wszystkie krzywdy, które wyrządziliśmy innym?
                Wyjechałem na ulicę, kierując się do domu. Zastanawiałem się co ukrywają przede mną Matt i Ryan. Dzisiaj zachowywali się strasznie dziwnie. Ta awantura jaką zrobił Ryan… W sumie po nim można się wszystkiego spodziewać. Ale Matt? Strasznie przekonywał mnie do tego, żebym jechał na te wakacje i nie jestem do końca pewien czy tu chodziło tylko o to, żebym odpoczął. Czuję, że to ma jakieś drugie dno. A skąd Ryan wiedział, że Thomas szuka Brooke? Nie wydaję mi się, żeby wypalił z tym tak o! To bezsensu!  Oni coś kręcą i cholera mnie bierze, bo nie wiem o co chodzi. Matt jest moim przyjacielem, a nie mówi mi całej prawdy. A właśnie! Skoro mowa o przyjaźni… Ciekawe co dzieję się teraz z Mike’iem. Nie widziałem się z nim więcej od tego spotkania u mnie w domu. Co teraz robi? Gdzie jest?
                Wyjąłem telefon i wykręciłem jego numer. Może odbierze? W sumie sam się sobie dziwię, że go nie usunąłem. Chyba myślałem, że jego śmierć to nie prawda i jeszcze kiedyś mi się przyda ten kontakt. I miałem rację! 
Jeden sygnał, drugi, trzeci, czwarty…
– To nie najlepszy moment – usłyszałem po drugiej stronie stłumiony głos Mike.
– Co się dzieje? – zapytałem. Coś w sercu mnie zakuło. Ma kłopoty, a ja nie mogę mu pomóc.
– Ludzie Clarka – powiedział szeptem.
– Gdzie jesteś?! – czy to dziwne, że się o niego martwiłem? Bałem się o życie człowieka, który przez tyle lat mnie okłamywał.
– Justin powiedz Brooke, że ją kocham – wyszeptał – i dziękuje ci za wszystko.
– Kurwa Mike! – krzyknąłem, ale widząc jak dziewczyna wierci się w fotelu, ściszyłem głos – gdzie jesteś? – słyszałem po drugiej stronie jakieś krzyki i kroki. Panował tam harmider.
– Jeste… – nagle usłyszałem strzał i chłopak zamilkł.
– Mike! – wrzasnąłem – Kurwa Mike! – dziwne, że Brooke się nie budzi. – Stary co tam się dzieje! – połączenie przerwane. Cholera! Co tam się działo! I gdzie?!
– Co się dzieje? – do moich uszu dotarł słaby głos dziewczyny. Przylepiłem do swojej twarzy uśmiech i spojrzałem na nią.
– Nic kochanie – pogładziłem uspokajająco jej dłoń – zaraz będziemy w domu.  
– Jestem tak strasznie zmęczona – ziewnęła, leniwie się przeciągając.
– Przyjedziemy i od razu maszerujesz do łóżka – zaśmiałem się. Starałem się jak mogłem, żeby dziewczyna nie wyczuła, że coś jest nie tak. Szeroko się uśmiechnęła i energicznie pokiwała głową. Resztę drogi spędziliśmy na rozmawianiu o jakiś głupotach. Dzięki niej udało mi się wyłączyć i zapomniałem o rozmowie z Mike’iem. Nie wiem jak ona to robi, ale przy niej zapominam o wszystkich problemach. Anioł, a nie dziewczyna.
                Po kilkunastu minutach byliśmy pod domem. Wysiadłem z auta i czekałem, aż dziewczyna zrobi to samo. Dołączyła do mnie i razem weszliśmy do środka. Od razu skierowaliśmy się do naszej sypialni. Weszliśmy do niej, zrzuciliśmy z siebie ubrania i wskoczyliśmy do łóżka. Objąłem dziewczynę w talii i przyciągnąłem do siebie.
– Dobranoc – wyszeptałem do jej ucha, lekko przygryzając jego płatek.
– Dobranoc – zaśmiała się.
                Leżałem już ponad godzinę i nie potrafiłem zasnąć. Brooke usnęła jak tylko położyła głowę na poduszce, a mi niestety nie przychodzi to tak łatwo. Odsunąłem się od dziewczyny i ułożyłem się na plecach, zakładając ręce za głowę. I co teraz? Mam zostawić chłopakom to wszystko i wyjechać? Mam bawić się w najlepsze, podczas kiedy oni będą ciężko pracować? Nie wiem czy tak potrafię. Ale Brooke należy się odpoczynek, a wszyscy dobrze wiemy, że tutaj nie odpocznie. Zawsze znajdzie się coś co zepsuje jej dobry humor. Na przykład jej brat. Usłyszałem strzał i on zamilkł. Czy to możliwe, że nie żyje? No oczywiście, że możliwe.  A jak jest naprawdę? On zginął już drugi raz. Tylko teraz już chyba na dobre. Co tam się stało? Kto to zrobił? Tyle pytań i na wszystkie brak odpowiedzi. Ale muszę przyznać, że nie za bardzo przejąłem się jego śmiercią. Może to dlatego, że nie do końca w nią wierzę? W końcu już raz nas oszukał. A może to przez to, że już nie jesteśmy (a właściwie byliśmy) tak blisko? A co z Brooke? Nie mogę jej powiedzieć co się stało, bo ona tego nie przeżyje. Stracić brata po raz drugi to raczej nic fajnego. Nie będę jej denerwował. I tak ma dużo problemów. A poza tym Mike się do niej w ogóle nie odzywał i ona też nic o nim nie mówiła. Chyba przywykła do myśli, że go nie ma i tak jest dobrze. Niech zostanie tak jak jest. Nic jej nie powiem. Mniej wie, lepiej śpi.  
                Przekręciłem się na lewy bok, wtulając się w dziewczynę. Zamknąłem oczy i zacząłem liczyć w myślach, mając nadzieję, że może to pomoże mi zasnąć. Jak byłem mały mama kazała mi liczyć barany, które skakały przez płot. Mam nadzieję, że ta metoda mnie nie zawiedzie.


Brooke’s POV
Poczułam jak ktoś gładzi mój policzek. Wysiliłam się na otworzenie oczu. Przekręciłam głowę i zobaczyłam uśmiechniętego Justina. Jak miło widzieć coś takiego z rana.
– Dzień dobry – ziewnęłam.
– Dzień dobry – cmoknął mnie w usta i kiedy miał się odsunąć przyciągnęłam go do siebie i złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku.
– Za co to? – zapytał rozbawiony kiedy odsunęliśmy się od siebie.
– To już nie mogę pocałować mojego chłopaka? – zaśmiałam się.
– Masz taki przywilej – zawtórował mi i podniósł się. Zawisł nade mną i zbliżył swoją twarz do mojej. – Zawsze i wszędzie – pochylił się bardziej i znowu mnie pocałował. Przekręciłam się tak, że teraz ja byłam nad nim. Usiadłam na jego biodrach i znowu wpiłam się w jego wargi. Smakował tak dobrze. Położył ręce na mojej talii i zaczął sunąć nimi do góry. Zjechał na plecy i zaczął szukać zapięcia mojego stanika. Kiedy go znalazł, jednym szybkim ruchem odpiął go. Od razu się podniósł i przyssał do moich piersi. Wygięłam plecy w łuk, kiedy poczułam to przyjemne uczucie. Uniosłam ręce i wplotłam palce w jego miękkie włosy. Naparł na mnie mocniej, zmuszając mnie do położenia się. Składał mokre pocałunki na mojej szyi. Kiedy znalazł mój wrażliwy punkt zaczął go lizać, ssać i przygryzać, powodując, że z moich ust uciekł cichy jęk. Czułam jak uśmiecha się w moją szyję. Zaczął zjeżdżać pocałunkami w dół przez piersi i brzuch, aż dotarł do moich majtek. Podniósł głowę i spojrzał na mnie, czekając na pozwolenie. Nim jednak zdążyłam jakkolwiek zareagować, zaburczało mi w brzuchu.
– Oho! – zaśmiał się, schodząc ze mnie. – Chyba nici z naszych planów.
– Przepraszam – spuściłam głowę, czując jak moje policzki robią się czerwone. Czy ja zawsze muszę coś zepsuć?!
– Nic się przecież nie stało – uśmiechnął się szeroko i cmoknął mnie w czoło. – Będziemy mieli jeszcze dużo okazji, żeby dokończyć to co zaczęliśmy – puścił mi oczko, a ja ponownie spuściłam zawstydzona głowę. – No, ale chodźmy coś zjeść, bo jesteś głodna – uśmiechnęłam się do niego i podeszłam do szafy, biorąc z niej jego koszulkę, która sięgała mi do połowy ud. Chłopak wpatrywał się we mnie z uchylonymi ustami. No co?
– Idziemy kochanie? – podeszłam do niego i stanęłam na palcach, delikatnie muskając jego usta.
– Do twarzy ci w moich ubraniach – przyciągnął mnie do siebie i pogłębił pocałunek. Niestety mój brzuch znowu dał o sobie znać. Chłopak odsunął się ode mnie rozbawiony i pociągnął mnie za rękę na dół, do kuchni.

– O której wyjeżdżamy? – zapytałam kończąc śniadanie. Właściwie o czternastej powinniśmy jeść obiad…
– Za godzinę – chłopak wzruszył ramionami biorąc ostatni gryz kanapki.
– Za godzinę?! – gwałtownie podniosłam się z krzesełka. – Nie jestem spakowana!
– Brooke…
– Przecież nie zdążymy! – zaczęłam nerwowo chodzić po jadalni, przerywając chłopakowi.
– Ale ja…
– Twoi rodzice będę źli, że się spóźnimy. I na pewno nie polecimy! – panikowałam.
– Brooklyn! – chłopak wstał i podszedł do mnie, łapiąc mnie za ramiona.
– Co? – spojrzałam na niego zdezorientowana.
– Już jesteśmy spakowani – uśmiechnął się – uspokój się.
– Och – tylko tyle zdołałam wykrztusić.
– Zająłem się tym już dawno – wzruszył ramionami.
– To od kiedy ty planowałeś te wakacje? – uniosłam brwi.
– Od dawna – przyciągnął mnie do siebie i czule pocałował.
                Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Chłopak odsunął się ode mnie i poszedł otworzyć. Słyszałam jakieś radosne krzyki i piski. Poszłam zobaczyć kto przyszedł. Rodzina Justina wpadła, o jak miło.
– Dzień dobry – uśmiechnęłam się nieśmiało, kiedy mój wzrok spotkał się ze wzrokiem Jeremiego.
– Witaj – kiwnął głową i spojrzał na Justina. Coś mu powiedział, na co chłopak energicznie pokręcił głową. Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc o co chodzi.
– Gotowi? – zapytała Pattie. Spojrzałam na siebie. Miałam tylko koszulkę Justina, cholera.
– Przebierzemy się i możemy jechać – odparł Justin i pociągnął mnie za sobą do góry. Wpadliśmy do łazienki i razem wzięliśmy prysznic. Jako, że nam się śpieszyło obeszło się bez większych czułości. Weszliśmy do garderoby i szybko założyliśmy na siebie jakieś ciuchy. Zeszliśmy na dół, ale tam nikogo nie było.
– Gdzie oni są? – zmarszczyłam czoło.
– Pewnie w samochodzie. Chodź – złapał mnie za rękę i wyszliśmy na zewnątrz. Jego rodzina siedziała już w taksówce. Obok czekała druga.
– Justin – pociągnęłam go za ramię – nie wzięłam telefonu i dokumentów. Nic nie mam przy sobie.
– Nie martw się – pocałował mnie w czoło – wszystko jest wzięte.
                Ten chłopak coraz bardziej mnie zaskakuje. Pokręciłam głową i wsiadłam do auta. Ruszyliśmy na lotnisko.
– Tak w ogóle to dokąd jedziemy? – zapytałam, uświadamiając sobie, że nawet nie wiem gdzie jedziemy.
– Do Hiszpanii – uśmiechnął się.
– Naprawdę? – ucieszyłam się. – Zawsze marzyłam, żeby tam pojechać! – pisnęłam i klasnęłam w dłonie jak mała dziewczynka.
– Naprawdę – spojrzał na mnie rozbawiony.
– Dziękuję – pocałowałam go w policzek. – Kolejna rzecz z listy życzeń do wykreślenia.
– Masz taką listę? – zapytał, na co pokiwałam głową. – Pokażesz mi ją?
– Nie – uśmiechnęłam się szeroko i pokręciłam głową.
– Dlaczego? – zrobił smutną minkę. Wyglądał tak uroczo!
– Bo będziesz chciał zrobić wszystkie rzeczy z niej – westchnęłam.
– I co w tym złego? – spojrzał na mnie zdziwiony.
– Niektóre są nieco kosztowne – skrzywiłam się lekko.
– No i co z tego – prychnął rozbawiony. – I tak mi ją kiedyś pokażesz – uśmiechnął się, ukazując rząd swoich białych zębów.
– Nie – pokręciłam głową. – Nigdy – poczułam jak chłopak ciągnie mnie za rękę, zmuszając, żebym usiadła na jego kolanach.
– Jesteś okrutna – udał obrażoną minę.
– Ale i tak mnie kochasz – zbliżyłam swoją twarz do jego.
– Bardzo – wyszeptał w moje usta, po czym złączył je w czułym pocałunku.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No cześć!
Muszę przyznać, że podoba mi się ten rozdział, bo jest no... fajny :D Dajcie znać co Wy myślicie xd
Oczywiście ktoś musiał zginąć, bo w moim opowiadaniu to już chyba tradycja XD
Ale niestety mam bardzo smutną wiadomość :( Do końca został jeden rozdział + epilog. Jest mi smutno, bo mimo, że czasami mam ogromnego lenia i nie chce mi się nic pisać, przywiązałam się do tego wszystkiego. A tu już koniec :/ Tak mi to szybko minęło... No ale nie będę się rozpisywać, bo to jeszcze nie koniec przecież!
No dobra, nie zanudzam dłużej.
Miłej lektury i dajcie mi znać co myślicie ;d
Do zobaczenia :*

PS KOCHAM WAS! 15 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ! JESTEŚCIE NAJLEPSI ♥
Szablon by Devon