czwartek, 26 listopada 2015

ROZDZIAŁ 6

"And I wonder
With I sing along with you
If everything could ever feel this real forever
If anything could ever be this good again
The only thing I'll ever ask of you
You've got the promise not to stop when I say when
She sang"


Uwielbiam tę piosenkę, naprawdę. Ale nawet jeśli zamiast wkurwiającego piszczenia słyszysz ulubiony kawałek to i tak masz ochotę wyrzucić budzik przez okno. Dlaczego ja go w ogóle nastawiłem?! 
Kurde, zapomniałem.
Aaaa! Przecież miałem iść z Jazmyn do parku. Mówiłem mamie, że pójdę z nią jak wstanę, ale ona jak zwykle swoje. "Kiedy ty potrafisz spać do wieczora." Oj mamo, wcale nie! Czasami... tylko.. W sumie może trochę ma rację. A zwłaszcza po tym jak w środku nocy uciąłem sobie dość długą pogawędkę z moim bratem. W tym momencie dziękuję ludziom, którzy wynaleźli takie coś jak budzik. 
Wyciągnąłem rękę w poszukiwaniu tego ustrojstwa, które jak na złość nie chciało się zamknąć. Nie patrzyłem co robię, więc niechcący zrzuciłem go na ziemie. 
Przynajmniej przestał grać.
Nagle drzwi gwałtownie się otworzyły, a do mojego pokoju wbiegła Jazmyn. Postanowiłem ją trochę wystraszyć. Szybko zamknąłem oczy, żeby nie zdążyła zauważyć, że nie śpię. Poczułem jak łóżko delikatnie ugina się pod jej ciężarem. Po chwili siedziała na mnie, uderzając we mnie swoimi malutkimi piąstkami.
- Justin wstawaj! Obiecałeś iść ze mną do parku - usłyszałem jej piskliwy głosik i miałem ochotę się uśmiechnąć. Ale nie mogłem. W przeciwnym razie mój plan by się nie powiódł.
- Juuuuuuustin! - przeciągnęła słodko moje imię. - Śpiochu koniec spania! Mogę się założyć, że w tym momencie zmarszczyła nosek. Zawsze to robi, kiedy ktoś jej nie odpowiada. Siedząc na moim brzuchu zaczęła mnie łaskotać. Nie mam łaskotek.
Ups.
- Justin czemu nie wstajesz? - usłyszałem w jej głosie smutek. Momentalnie zrobiło mi się głupio, ale pomyślałem nad efektem mojego żartu i wszystkie wątpliwości odeszły. Poczułem jak dziewczynka kładzie rękę pod mój nos. Automatycznie wstrzymałem powietrze.
- Mamo! Justin nie oddycha! - krzyknęła spanikowana, po czym usłyszałem jak wybiega z pokoju.
Otworzyłem oczy i zachichotałem. Jestem taki dziecinny, że aż czasami w siebie nie wierzę. No, ale co mam zrobić jak mnie to tak śmieszy? Usłyszałem kroki na schodach, więc szybko wyskoczyłem z łóżka, chowając się za drzwi. Po chwili do pokoju wbiegła Jazmyn, a za nią mama.
- Mamo! On tu przed chwilą leżał! - krzyczała przerażona.
- Boooo! - wyszkoczyłem zza drzwi, a one jak na zawołanie odwróciły się w moją stronę, spoglądając na mnie ze strachem w oczach.
Zacząłem się niekontrolowanie śmiać, widząc ich miny. Jakby ktoś mi czegoś dosypał do jedzenia, chociaż nic jeszcze nie jadłem. Chwyciłem się za brzuch, który już mnie bolał. Jeszcze chwile, a leżałbym na ziemi zwijając się ze śmiechu. Spojrzałem na Jazmyn i to co zobaczyłem sprawiło, że automatycznie przestałem się śmiać. 
Jej oczy były zaszklone, a po policzkach spływały duże łzy. Przeraziłem się. Czy, aż tak bardzo ją wystraszyłem?
- Justin synku - mama podeszła do mnie i położyła swoją dłoń na moim ramieniu - kocham cię, ale jesteś idiotą - po tych słowach minęła mnie i po prostu wyszła. 
Dzięki mamo.
Kucnąłem przed siostrą i mocno ją do siebie przytuliłem.
- Jazzy nie płacz, proszę. Nie wiedziałem, że aż tak się wystraszysz - powiedziałem spokojnie, głaszcząc jej włoski.
- Jjj...ja się nie wystraszyłam jak wyskoczyłeś zza drzwi - popatrzyła na mnie swoimi dużymi, zapłakanymi oczkami - tylko bałam się, że umarłeś - spuściła głowę i zaczęła mocniej płakać.
 Nie miałem pojęcia, że tak bardzo będzie się martwić. Często robiliśmy sobie wzajemnie żarty, ale nigdy bym nie przypuszczał, że nabierze się na coś takiego. Co więcej – że będzie to aż tak przeżywać.
- Kochanie przepraszam - ująłem jej twarz w dłonie i złożyłem delikatny pocałunek na jej czole. - Już nigdy więcej tak nie zrobię. Obiecuje! 
Spojrzała na mnie i przechyliła głowę w bok, obserwując mnie. O co chodzi?
- Nie wybaczę ci - powiedziała pewnie i zaczęła odchodzić.
- Jak to? - zagrodziłem jej drzwi, stając w nich. Nie mogła teraz tak po prostu wyjść, o nie.
- Tak to. Nie zasłużyłeś - pokazała mi język, a ja już wiedziałem o co jej chodzi.
- Dobra... To co chcesz w zamian? - uniosłem brew czekając na jej odpowiedź.
Przyłożyła palec do brody, jakby nad czymś myślała. Droczyła się ze mną? 
Nieładnie.
- Pamiętasz tego dużego misia, które pokazywałam ci ostatnio? - na jej twarzy pojawił się chytry uśmieszek. O nie! Tylko nie ten miś. To prawda, że był duży i fajny, i na pewno nie jedne dziecko chciałoby go mieć, ale cholera! 270$ to wcale nie tak mało!
- Jazzy, wszystko ale nie ten miś! - jęknąłem.
- Dobra! Nie to nie! - tupnęła nóżką i chciała wyjść, ale szybko podniosłem ją i zaniosłem na moje łóżko.
- Oj nie złość się na mnie księżniczko - uśmiechnąłem się do niej. Uwielbiała jak ją tak nazywałem. - Już dobrze, kupię ci tego misia. Ale pod jednym warunkiem.
- Jakim? 
Wskazałem palcem mój policzek. Na jej twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Pocałowała mnie słodko po czym zeskoczyła z łóżka i pobiegła na dół.
Podszedłem do szafy wyciągając z niej szare dresy i białą koszulkę w serek. Wziąłem czystą parę bokserek i udałem się do łazienki. Zdjąłem z siebie ubrania i wskoczyłem pod prysznic. Sięgnąłem po mój żel i dokładnie namydliłem całe ciało. Spłukałem pianę i wyszedłem na zimne płytki. Dokładnie osuszyłem swoje ciało i włosy ręcznikiem, po czym założyłem bokserki i wcześniej przygotowane ubrania. Wchodząc do pokoju zabrałem telefon, klucze i portfel i zszedłem na dół. Tam czekała już na mnie gotowa Jazmyn.
- Tylko uważajcie! - krzyknęła moja mama kiedy wychodziliśmy z domu. Zawsze była troszkę nadopiekuńcza. Otworzyłem siostrze drzwi i zamknąłem je kiedy zajęła miejsce. Szybko znalazłem się na miejscu kierowcy i odpaliłem silnik. Jechaliśmy śpiewając piosenki, które akurat leciały w radiu. 
- Justin? Dlaczego ty i Jaxon w nocy nie spaliście? - zapytała, a mnie kompletnie zamurowało. Cholera! Nie powiem jej, że ktoś tu był. Justin myśl.
- Jaxon przyszedł do mnie, bo miał zły sen - spojrzałem na nią w lusterku. Patrzyła na mnie podejrzliwie, ale już po chwili odwróciła głowę wpatrując się w widok za oknem. Po 20 minutach w końcu byliśmy na miejscu. Niestety ulubiony park Jazmyn jest trochę daleko od naszego domu.
- Jesteśmy! - zawołałem radośnie, wychodząc z auta i szybko otwierając siostrze drzwi. Pomogłem jej wysiąść, zamknąłem samochód i skierowaliśmy się w stronę placu zabaw. 

Spojrzałem na telefon. 12:17. Jesteśmy tu już od 17 minut , a ja już mam dość. Usycham z nudy. 
- Jazmyn idźmy już do domu - jęczałem jak małe dziecko.
- Nie Justin! Zostajemy tu i mnie nie wkurzaj. W końcu obiecałeś - ma charakterek. Ciekawe po kim. - Jak chcesz możemy iść na lody. Wstała z huśtawki i podbiegła do mnie. Chwyciła moją rękę i zaczęła iść w stronę budki z lodami. Nagle mój telefon zaczął dzwonić. Spojrzałem na wyświetlacz - Matt.
- Co jest stary? - zapytałem, nie fatygując się nawet, żeby się przywitać. - Co?... Teraz nie mogę.. Stary nie obchodzi mnie to...Kurwa nie umiecie sobie sami poradzić?... To ktoś ważny?.. Błagam nie zawracaj mi głowy kimś nic nie znaczącym... Zamknij się!...Jezu, dobra... Daj mi pół godziny - zakończyłem rozmowę, chowając telefon do kieszeni. 
- Jazmyn musimy wracać - popatrzyłem w jej oczy, które w momencie posmutniały. - Przepraszam księżniczko, ale coś mi wypadło.
Nic nie odpowiedziała tylko spuściła głowę i zaczęła iść w kierunku samochodu, zostawiając mnie samego. Szybko ją dogoniłem. Chciałem otworzyć jej drzwi, ale mnie odepchnęła i zrobiła to sama. Westchnąłem i usiadłem za kierownicą. 
Super Matt, przez ciebie moja siostra się obraziła.

Brooke's POV
Moja głowa. Czuję się jakby ktoś cały czas uderzał nią o ścianę. Otworzyłam powoli oczy i zamarłam. Nie byłam u siebie. Ani w poprawczaku. Ani nigdzie gdzie kiedykolwiek byłam. Kurwa, co jest?
- Oooo widzę, że nasz śpioszek się obudził - usłyszałam czyjś śmiech. Zmrużyłam oczy próbując dostrzec coś w tym mroku, ale bez skutku.
- Gdzie ja jestem? - zapytałam i uderzyłam się w myślach w twarz za takie pytanie. Na pewno mi teraz wszystko wytłumaczy, a potem pójdziemy na kawę. Boże, Brooke.
- Spokojnie kochanie, zaraz się wszystkiego dowiesz - powiedział głos. Dlaczego ja go nie widziałam? Powiedzenie, że czułam się nieswojo było niedopowiedzeniem.
Czekałam spokojnie na jakiś rozwój wydarzeń, ale nic się nie działo. Nie wiem ile tak siedziałam. 10 minut, godzinę, dwie? Czas dla mnie nie istniał. Jedyne czego teraz chciałam to zasnąć i obudzić się w mojej obskurnej kamienicy. Dużo lepszej niż to. Nagle usłyszałam jakieś kroki, a za chwile światło zapaliło się całkowicie mnie oślepiając.
- No, no, no. Któż to wrócił! - usłyszałam damski głos i włosy na moim karku stanęły dęba. Ja ten głos znam. Mrugałam szybko starając się przyzwyczaić do światła, żeby jak najszybciej zobaczyć postać przede mną. 
- Jak było w więzieniu? Masz jakiś nowych kolegów? - wszystko tylko nie ona, błagam. Obserwowałam każdy jej ruch. Jakby nie sznury, którymi jestem związana już dawno leżałaby martwa na podłodze.
- Nie. Twój. Interes - wysyczałam.
- Jak zwykle pyskata - podeszła do mnie i szarpnęła za włosy. - Uważaj co i jak mówisz! Nie muszę ci przypominać kim jestem i do czego jestem zdolna.
- Tak bardzo się mnie bałaś, że postanowiłaś mnie wrobić w jakieś gówno? Jesteś żałosna - splunęłam pod jej nogi.
- Uważaj co mówisz, dziwko! - uderzyła mnie w policzek, przez co moja głowa poleciała w bok. Szczerze? Nie wywarło to na mnie większego wrażenia. Można powiedzieć, że... że byłam przyzwyczajona.
- Mona, spokojnie. Bo ci zmarszczki wyskoczą -  w ogóle nie przejmowałam się jej ostrzeżeniami. Dla mnie była zwykłą szmatą, która nic nie umie zrobić.
Zbliżyła swoją twarz do mojej tak, że mogłam poczuć jej papierosowy oddech.
- Pożałujesz, że się urodziłaś - wysyczała, po czym skierowała się w stronę wyjścia.
- Nie byłabyś taka odważna, jakbym nie była związana - powiedziałam, a ona stanęła w miejscu. Powoli odwróciła się i podeszła do mnie,
- Możliwe. Jednak moim przywilejem jest to, że mogę zrobić z tobą co chce. A chce, żebyś była związana - uśmiechnęła się triumfalnie i wyszła. 
Nie rozumiem za co ona mnie tak nienawidzi. Ja mam do tego powody, ale ona? Przez tą szmate poszłam siedzieć. Zabije ją przy pierwszej lepszej okazji. Nie daruje jej tego.
Zamknęłam oczy, starając się zasnąć. Nie było mi to jednak dane, bo drzwi otworzyły się ponownie. Do pomieszczenia wszedł chłopak o blond włosach. Gdzieś już go wcześniej widziałam... Moje oczy szeroko się otworzyły kiedy zorientowałam się, że to ten sam chłopak, który uratował mnie przed policją.
 Kurwa, co on tu robi?
Jego reakcja była podobna. Stanął w miejscu i wytrzeszczył oczy, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Bbb...Brooke? Co ty tu do cholery robisz?! - wykrzyczał, dalej stojąc w tym samym miejscu.
- Na wakacje przyjechałam - przewróciłam oczami, a on zachichotał. Przynajmniej jemu humor dopisuje. 
- Mona mówiła, że znalazła starego znajomego, ale nie miałem pojęcia, że chodzi o ciebie - zanim poszłam siedzieć nie widziałam tutaj kogoś takiego jak Matt. Musiał dojść jak byłam w poprawczaku. Nic dziwnego, że wtedy był taki miły. Tak to już dawno leżałabym sześć metrów pod ziemią.
- Jak długo należysz do The Kings? - zapytałam.
- Niecałe 2 lata. Ty też byłaś członkiem? - chyba nie do końca rozumiał co tu się dzieje. Głupiutki.
- Taaaaa... Ale potem - przerwałam, nie wiedząc czy mówić mu o poprawczaku - wyjechałam. 
- To dlaczego Mona cię tu więzi? - zmarszczył brwi. Co ja wróżka?
- Nie wiem co siedzi w jej głowie, zapytaj jej - wydaje mi się, czy dzisiaj nadużywam sarkazmu? - Rozwiążesz mnie?
- Jjj...ja nie mogę - spuścił głowę. No tak, czego się spodziewałam. Nic się tu nie zmieniło. Dalej wszyscy kulą ogony i nie stawiają się Monie. Ona wcale nie jest taka straszna. Stara się sprawiać takie wrażenie, co jak widać jej wychodzi. Ale ja wiem jaka ona jest naprawdę. W końcu była moją przyjaciółką. 
BYŁA.
- Ja muszę już iść - Matt wyrwał mnie z moich przemyśleń - umówiłem się.
- Kolejna panienka "do pieprzenia"? - zaśmiałam się.
- Mojego przyjaciela nazywasz panienką do pieprzenia? - zmarszczył brwi. - Chyba mu się to nie spodoba jak mu to powiem - zachichotał.
- Ojej przepraszam! - znowu przewróciłam oczami - Przyjdź potem, bo mi się tu samej nudzi, błagam!
- Zobaczę co da się zrobić - puścił mi oczko i wyszedł. Nie mam pojęcia czemu, ale czułam się przy nim nadzwyczaj swobodnie. A tak chyba  nie powinno być? On jest taki kochany, nie pasuje tutaj. The Kings to gang dla osób bez uczuć takich jak Mona albo... albo ja. To gówno zniszczy mu życie. Ale co ja mogę? Sam sobie to wybrał i teraz musi ponosić tego konsekwencje. Zamknęłam oczy, znowu chcąc zasnąć. Nagle drzwi z hukiem otworzyły się po raz trzeci.
- Co jest kurwa! - krzyknęłam kiedy ktoś zaczął wyprowadzać mnie z pomieszczenia. Nic nie widziałam bo oczywiście musieli zgasić światło. Zaczęłam się wyrywać, ale ktoś mocno mnie trzymał i nic nie mogłam zrobić. Przyłożył mi materiał do nosa i poczułam silny zapach, przez który zachciało mi się spać. Nareszcie mogę zasnąć! Po chwili odpłynęłam.  


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I jak się podoba? :D
Mam nadzieję, że zostawicie po sobie jakiś ślad ;)
Do następnego!

4 komentarze

  1. Przeczytam ! Z pewnością *o*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne ! Czekam na więcej. Kocham cię ! Twoje opowiadanie jest najlepsze ! - Nigdy nie przestawaj robić to co kochasz ! <3
    .

    OdpowiedzUsuń
  3. Brawo kochana! Pamiętaj twój największy fan czeka na więcej ! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Możesz skrobac następny rozdział ;p :*

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Devon