sobota, 28 listopada 2015

ROZDZIAŁ 8

Justin's POV
Siedzieliśmy przy stoliku nie odzywając się ani słowem. Skoro Mona chciała zabić Brooke, dlaczego tak się przejęła tym, że ją porwali? Przecież powinna się z tego cieszyć. Tu chyba chodzi o coś więcej. Ona nie była dla Mony zwykłą zdobyczą. Ona znaczy coś dużo więcej i dlatego trzeba ją odbić. Dodatkowo jest ważna dla Matta.
I mi też jej szkoda.
- Musimy ją odbić - uderzyłem pięścią w stół - Nie damy im satysfakcji.
Dalej wszyscy milczeli. Nawet na mnie nie popatrzyli. Naprawdę ludzie? Jeśli mają zamiar tak siedzieć - proszę bardzo. Ja nie mam zamiaru.
- Idzie ktoś ze mną czy mam to załatwić sam? - popatrzyłem na nich znudzonym wzrokiem. Zero reakcji. Wstałem i zacząłem kierować się w stronę wyjścia, ale nagle wyrosła przede mną Mona.
- Nie pójdziesz tam  - wysyczała przez zaciśnięte zęby - Im właśnie o to chodzi. Chcą nas zwabić, żeby wszystkich po kolei zabić. A poza tym nie mamy pewności, że ta dziwka z nimi nie współpracuje - splunęła i chciała usiąść na miejsce, kiedy Matt szybko do niej podbiegł. Zdążyliśmy zareagować i razem z chłopakami przytrzymaliśmy go, żeby nie zrobił nic głupiego.
- Nie nazywaj jej tak - jego głos przesiąknięty był jadem - Nic ci nie zrobiła!
- Jeszcze - powiedziała a mnie zamurowało. Ktoś mi wyjaśni o co tu chodzi?
- Wytłumaczysz nam o co chodzi z tą laską? - zapytał Liam, na co pokiwaliśmy wszyscy głowami.
- Nie wasz pieprzony interes! - wykrzyczała i mogłem przysiąc, że w jej oczach widziałem łzy.
Podszedłem do niej i objąłem ją. Mimo, że była najbardziej wkurzającą osobą jaką znam i nie darzyłem jej sympatią, zrobiło mi się jej szkoda. Brooke nie była jej obojętna i mówienie o niej sprawiało jej ból. 
- Mona naprawdę chcesz, żeby coś jej się stało? - popatrzyłem w jej oczy. Widziałem tam ból i tęsknotę. Coraz bardziej nic nie rozumiem. Dziewczyna spuściła głowę i pokiwała głową. 
- W takim razie musimy po nią iść - nie spuszczałem z niej wzroku. Odsunęła się ode mnie i odwróciła się, opierając o barierkę. Myślała nad czymś. Postanowiłem dać jej chwilę i podszedłem do chłopaków.
- Brooke jest dla niej ważna - powiedziałem na co wszyscy przytaknęli - Musimy ją odbić za wszelką cenę. Kto idzie?
- Ja pójdę - powiedział Matt. 
- Ja też - przytaknął Liam.
- Wszyscy pójdziemy - nagle koło nas pojawiła się Mona - Jeśli ma kłopoty to jej pomożemy. Ale jeśli to tylko zasadzka to zabiję wszystkich jak leci - dokończyła i odwróciła się, kierując się w stronę wyjścia. Poszliśmy w jej ślady i już po chwili siedzieliśmy w samochodach jadąc do naszego głównego magazynu.
Po 15 minutach byliśmy na miejscu. Wysiadłem czekając na wszystkich i razem weszliśmy do środka.
- Siema Jake - przywitałem się z człowiekiem, który pomoże nam znaleźć The Traitors. Potrafił znaleźć wszystko i wszędzie. Znał się na komputerach i elektronice jak nikt. Żadne zabezpieczenie nie było dla niego problemem. - Słyszałeś, że The Traitors się pojawili?
- Słyszałem. Trzeba ich wszystkich wybić. Nie daruję im tego co ostatnio zrobili - powiedział grzebiąc coś przy komputerze. 
- Spokojnie, na to przyjdzie pora - podeszła do nas Mona - na razie potrzebujemy ich tylko znaleźć. Dasz radę?
- Ja nie dam rady? - zaśmiał się Jake - Dzięki, że we mnie wierzysz. Fifth Avenue. Mają tam swój wieżowiec, ten najwyższy. 
- Dzięki - machnęła do niego ręką i wszyła. Ruszyliśmy za nią, ponownie zajmując miejsca w samochodach.
Chwile potem byliśmy już pod wieżowcem. Obeszliśmy go od tyłu i weszliśmy do środka, starając się nie zwracać na siebie uwagi.

Brooke's POV
- Halo? - zapytałam niepewnie.
- Brooklyn? - ten głos. To niemożliwe, przecież on żyje. Ja mam omamy.
- Ttt...tak? Kto mówi? - przełknęłam ślinę.
- Jak to kto? - głoś wydawał się być zdziwiony - Clark. Tylko ja mam ten numer - usłyszałam śmiech.Wiedziałam, że to niemożliwe.
- Czego chcesz? - wysyczałam. Proszę, niech on da mi spokój.
- Grzeczniej proszę - warknął - Daję ci dach nad głową, ubrania, staram się być miły, a ty zwracasz się do mnie w taki sposób, nieładnie Brookie, nieładnie. 
- Przepraszam - wszeptałam w obawie, że wyciągnie z tego konsekwencje. Tak bardzo się go bałam. 
- Mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy. Tak czy inaczej dzwonię, żeby powiadomić cię żebyś zeszła na kolację - mówił z takim spokojem. Ja natomiast denerwowałam się jak nigdy.
- Dobrze zaraz zejdę - powiedziałam i chciałam się rozłączyć.
- Czekaj! Zapomniałbym, w garderobie po lewej stronie wisi sukienka, którą chciałbym, żebyś ubrała - oznajmił i rozłączył się.
Odłożyłam telefon na szafkę i głośno westchnęłam. Przeczesałam palcami włosy i ruszyłam w stronę garderoby. Wchodząc do środka mój wzrok od razu padł na czerwony materiał po lewej stronie. Tak, materiał. Sukienką tego nie można było nazwać.
 Założyłam to na siebie i stanęłam przed lustrem. Ledwo zakrywała mi tyłek, super. Założyłam do tego czarne zabójczo wysokie i muszę przyznać, że śliczne szpilki, które stały obok. Niepewnie podeszłam do drzwi i delikatnie je uchyliłam. Wyszłam na zewnątrz i zauważyłam jak w moją stronę zmierza Jacob. 
- Cześć - uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie. Wydawał się taki miły. Dlaczego musiał pracować dla takiego potwora... Na mój widok jego oczy się zaświeciły. Wiem jak działam na facetów, a dodatkowo mam taki strój na sobie. Już boje się reakcji Clarka.
- Ślicznie wyglądasz - uśmiechnął się. Rozumiecie?! Pierwszy raz mogłam zobaczyć jego uśmiech i muszę przyznać, że był śliczny. 
- Dziękuję - powiedziałam pewnie. Nigdy nie miałam problemów, kiedy ktoś mnie komplementował. Niektóre dziewczyny się rumienią lub spuszczają głowę albo jeszcze coś innego, ale to nie ja. 
Szliśmy korytarzem, aż nie dotarliśmy do windy. Wchodząc do środka przepuścił mnie jako pierwszą. Był tak wychowany, czy Clark kazał mu się tak zachowywać? 
Wcisnął przycisk i winda ruszyła na 12 piętro. Jechaliśmy chwile w ciszy, po czym drzwi się otworzyły, a my weszliśmy do jakiejś sali. Normalnie jak w filmach. Rozejrzałam się z zachwytem dookoła. Powinnam mieć teraz piękną, długą suknie jak u księżniczki, a nie coś w czym wyglądam jak dziwka. Nagle zobaczyłam Clarka. Uśmiech zszedł mi z twarzy, kiedy zaczął do mnie podchodzić. Odwróciłam się w poszukiwaniu Jacoba, który może mógłby mi pomóc, ale nigdzie go nie było.
Dzięki kolego. 
- Pięknie wyglądasz - podszedł do mnie, biorąc moją dłoń i całując ją - Chodźmy. Pociągnął mnie za sobą w stronę stolika pod oknem. Odsunął mi krzesełko i wskazał ręką, abym na nim usiadła. Zrobiłam jak mi kazał i czekałam aż usiądzie na przeciwko mnie.
- Czego się napijesz? - sztuczny uśmiech zawitał na jego twarzy.
- Wody poproszę - powiedziałam cicho bawiąc się swoimi palcami.
- Wody? Nie kochanie, coś mocniejszego - zachichotał. Co w tym śmiesznego, że chce wodę?
- To kawę - dalej nie odważyłam się na niego spojrzeć.
- Powiedziałem coś mocniejszego! Nie rób ze mnie idioty! - podniósł głos, tak, że aż podskoczyłam. 
- Wino - wyszeptałam.
- Co powiedziałaś? - przyłożył dłoń do ucha, udając, że nie usłyszał, tego co powiedziałam.
- Poproszę wino - powiedziałam trochę głośniej.
Odważyłam się spojrzeć na niego. Siedział na przeciwko ze zwycięskim uśmiechem na twarzy. Po chwili podeszła do nas jakaś kobieta ubrana w czarny fartuszek. 
- Co podać? - zapytała sztucznie miłym głosem. Czy tutaj wszyscy są fałszywi?
- Najlepsze wino jakie macie - zatrzymał się - I twój numer. Puścił jej oczko, a ja myślałam, że zwymiotuje. On jest taki ohydny. Kobieta zachichotała po czym prawie biegiem wróciła do baru.
Siedziałam tam i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. 
- Dlaczego jesteś dla mnie taki miły? - zapytałam na co otrzymałam tylko dźwięk jego śmiechu. Spojrzałam na niego jak na kosmitę, a on przestał się śmiać. Obserwował mnie przez jakiś czas. Czy ma zamiar się odezwać?
- Jesteś naprawdę głupiutka - pokręcił głową - Niedługo powinni tu przyjść twoi przyjaciele. Wtedy ich pozabijam, a z tobą się zabawie. Na razie muszę pilnować, żeby nic ci się nie stało, tak na wszelki wypadek.
Jacy przyjaciele? O kim on mówi?
- Ja nie mam przyjaciół - spuściłam głowę i czułam jak w moich oczach znowu zbierają się łzy.
- Tylko proszę, nie rozklej się tu - zachichotał - To inaczej, tak żebyś zrozumiała. The King.
Podniosłam głowę a moje oczy rozszerzyły się w niedowierzaniu. Oni? Dlaczego niby mają po mnie przyjść. Przecież i tak mieli mnie zabić.
- Coś taka zdziwiona? - prychnął.
- Jjja... ja ttyl...tylko - nie wiedziałam co powiedzieć. Zamilkłam i postanowiłam się nie odzywać. Byłam w szoku. Koło stolika pojawiła się kobieta z winem. Nalała nam i odeszła. Zrobiłam łyka oglądając swoje paznokcie.
- Zapytałem o coś - powiedział głośniej, a ja tylko patrzyłam się w jego oczy nic nie mówiąc. Byłam głupia.
- Masz ostatnią szanse. Albo mi odpowiesz albo cię zabije - na jego ustach pojawił się złowieszczy uśmiech. Czy sprawianie bólu innym sprawia mu przyjemność? Nic nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam co, a poza tym jakoś nie chciało mi się wierzyć w jego groźby. W końcu przed chwilą powiedział, że na razie nic mi się nie stanie. 
Kiedy nie odpowiedziałam w mgnieniu oka pojawił się obok mnie, szarpiąc za moje włosy. Podniósł moją głowę tak, żebym spojrzała na niego i przyłożył mi pistolet do skroni.
- Widzę, że nie chcesz współpracować. Skoro nie chcesz żyć, zakończę to - powiedział, a mi zrobiło się wszystko obojętne. Przecież i tak moje życie to koszmar. Mieszkam w jakieś dziurze. Jestem chora psychicznie. Nie mam nikogo. Co chwile ktoś mnie porywa. Okradam innych ludzi. Po co mam żyć? 
Zamknęłam oczy czekając na to co ma się za chwile stać. Słyszałam przeładowanie magazynku. Od wiecznej wolności dzieliło mnie kilka sekund. 
Nagle drzwi z hukiem się otworzyły, a ja usłyszałam wystrzał. 
Czy ja umarłam? Otworzyłam oczy, które nawet nie wiem kiedy zamknęłam i rozejrzałam się po sali, dostrzegając kilka postaci idących w moją stronę. Nic nie widziałam, bo łzy, które w końcu wypłynęły, zamazywały mi cały widok. Poczułam silną parę rąk owijającą się wokół mojej talii. Znowu zamknęłam oczy. Nie chciałam nic widzieć i słyszeć. Dlaczego on mnie nie zabił?
- Brooke już dobrze - ktoś głaskał moje plecy - Otwórz oczy, już po wszystkim. 
Słyszałam ten głos jakby z bardzo dalekiej odległości mimo, że ten ktoś siedział tuż obok mnie. W tle ktoś krzyczał, słyszałam strzały. Czułam się jakby była pod wpływem jakiś narkotyków. Nagle poczułam rękę pod moimi kolanami i na plecach. Ktoś mnie stąd zabiera, to oczywiste. Nie potrafiłam otworzyć oczu mimo, że bardzo chciałam. 

Justin's POV
 Kiedy wbiegliśmy do sali zauważyłem jak jakiś facet przykłada broń do głowy jakieś dziewczyny. Śliczna i białe włosy. Byłem coraz bardziej pewny, że to ta sama Brooklyn. Bez namysłu strzeliłem w nogę kolesia. Od razu się za nią chwycił i puścił dziewczynę. Matt podbiegł do niej próbując jej pomóc. Nie za bardzo kontaktowała. Chyba podał jej narkotyki. Nim się obejrzałem w sali zebrało się mnóstwo ludzi. Zaczęła się strzelanina. Osłaniając Matta niosącego Brooke wybiegliśmy z wieżowca prosto do naszych samochodów. Po paru minutach byliśmy w magazynie.
- Połóżcie ją tutaj - Jake wskazał materac leżący na ziemi. Matt zrobił tak jak mu kazano i wyszedł z budynku. Wybiegłem za nim.
- Stary co jest? - zapytałem podchodząc do niego i wyciągając papierosy.
- To moja wina że ją porwali - wpatrywał się w coś przed siebie.
- Co? - powiedziałem odpalając jednego - Jak to twoja? Co miałeś z tym wspólnego?
- Gdybym nie pozwolił jej wtedy odejść, nic takiego by się nie stało - zacisnął pięści. Zaciągnąłem się głęboko, przytrzymując chwile dym w płucach. Wypuściłem idealne kółeczko, którego nauczyłem się dopiero w liceum.
- Nie mogłeś jej zatrzymać, to była jej decyzja - powiedziałem i popatrzyłem na niego - Nie martw się już jest dobrze. Uśmiechnąłem się i ruszyłem w stronę swojego samochodu. Wsiadłem za kierownice i odpaliłem silnik, wyjeżdżając spod magazynu. Jechałem kilka minut, aż nie dojechałam do domu. Wysiadłem z auta i podszedłem do drzwi otwierając je. Było już bardzo późno, więc starałem się być najciszej jak tylko potrafiłem. Wszedłem po cichu po schodach i chciałem wejść do mojego pokoju, ale zobaczyłem uchylone drzwi u Jaxona. Na palcach podszedłem i zajrzałem do środka. Siedział na środku pokoju, wpatrując się w coś co trzymał w dłoniach. Nie mógł mnie zobaczyć, bo siedział do mnie tyłem. Odchrząknąłem próbując zwrócić na siebie uwagę. Odwrócił się, a ja zobaczyłem jak po jego policzkach spływały łzy.
- Co się stało? - podbiegłem do niego, biorąc go w swoje ramiona.
Chłopak nic nie odpowiedział tylko podał mi rzecz, którą kurczowo zaciskał w dłoni. To było zdjęcia. Była na nim Brooke? Musiała je zgubić, kiedy ostatnio tu była. Spojrzałem na postać obok niej. Moje oczy rozszerzyły się w niedowierzaniu. Wszędzie poznałbym tą osobę. To był Mike. W moich oczach zebrały się łzy. Mike był moim przyjacielem od dziecka. Ale pewnego razu, na pewnej akcji... On... Mieliśmy zając jeden z magazynów The Traitors i wtedy.. Oni go zabili. Zamiast smutku pojawił się gniew. Miałem ochotę wrócić tam i wszystkich po kolei pozabijać. Spojrzałem jeszcze raz na zdjęcie i wtedy coś do mnie dotarło. Na zdjęciu był Mike - mój najlepszy przyjaciel i Brooke - dziewczyna, która jest jedną wielką zagadką. Oni się znali? Spojrzałem na Jaxona, który stał i wpatrywał się we mnie.
- Nie martw się, Brooke niedługo cię odwiedzi - uśmiechnąłem się do niego. Młody zaczął skakać i piszczeć z radości. Wow! Naprawdę ją polubił.
- Cicho! - zaśmiałem się - A teraz już! Marsz do łóżka - zrobił tak jak mu kazałem. Pochyliłem się nad nim i pocałowałem w czoło. Przykryłem go i wyszedłem z pokoju. Zbiegłem na dół i opuściłem dom. Wsiadłem do auta i ruszyłem do magazynu. Jak najszybciej chciałem dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi. Wysiadłem z samochodu i biegiem rzuciłem się do wejścia. W środku nikogo nie było. A mieli zostawać na wartach! Musze sobie z nimi porozmawiać... Podszedłem po cichu do materaca na którym leżała Brooke. Spała, a ja nie chciałem jej budzić. Postanowiłem, że przyjdę jutro. Wstałem i już chciałem odchodzić, kiedy ktoś mnie zatrzymał. 
- Brad? - usłyszałem niewyraźny głos. Odwróciłem się i spojrzałem na przestraszoną dziewczynę.
- Jjjj..jestem Justin. Brat Jaxona - powiedziałem posyłając jej delikatny uśmiech. Można było zobaczyć jak dziewczyna się spina - Nie bój się, nic ci nie zrobię. Jaxon o ciebie pytał. 
- Naprawdę? - mogłem zobaczyć przez chwilę jej uśmiech. Był taki piękny.
- Naprawdę. Przyjdziesz do niego kiedyś? - zapytałem.
- Jeśli nie będziesz miał nic przeciwko - spuściła głowę.
- Nie ma problemu - uśmiechnąłem się, a ona to odwzajemniła.
Cholera, co za pieprzony anioł.
- Masz śliczny uśmiech - powiedziałem.
- Dziękuję - mimo, że było ciemno mogłem zobaczyć, że się rumieni. Nagle przypomniałem sobie o zdjęciu. Wyciągnąłem je z kieszeni i podałem jej.
- Skąd znasz Mike? - zapytałem prosto z mostu.
- Skąd ja go znam? - otworzyła szeroko oczy - Chyba skąd ty go znasz!
- Był moim przyjacielem - powiedziałem pewnie i czekałem na reakcję dziewczyny.
- A moim bratem - wyszeptała a z jej oczu poleciały łzy.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział 8!
Zapraszam do czytania :)

2 komentarze

  1. Ciekawy rozdział... Ogólnie lubię czytać takie opowiadania, gdzie wieje grozą, gdzie czytelnik spotyka się z wieloma tajemnicami, że przeżywa to wszystko razem z bohaterami. Jestem ciekawa co będzie dalej, więc z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam i życzę Weny!
    xx

    OdpowiedzUsuń
  2. ! Świetne ! - Skąd ty bierzesz pomysły na tą historię ?! Jeszcze raz ŚWIETNE !!!!!

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Devon