czwartek, 3 grudnia 2015

ROZDZIAŁ 13

Wróciliśmy z Mattem do klubu, gdzie wszyscy siedzieli. Podszedłem do baru i poprosiłem o coś mocnego. Musiałem się wyluzować, bo byłem bardzo zdenerwowany. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, a mój wzrok skupił się na kolesiu w czarnej bluzie z kapturem, który stał przy ścianie i przyglądał mi się. Nasze wzroki się spotkały, a ja mogłem przysiąc, że gdzieś wcześniej go już widziałem. Zaczął iść w moją stronę, a właściwie biec. Zauważyłem jak z kieszeni wyciąga coś co przypominało nóż. Chwila... To był nóż. Dzieliło go ode mnie parę metrów, kiedy zatrzymał się i popatrzył w bok. Mój wzrok powędrował za jego i zobaczyłem jak w moją stronę idzie Liam. Spojrzałem z powrotem w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał nieznajomy mężczyzna, ale teraz nigdzie go nie było. Rozpłynął się. Rozglądałem się chwile w nadziei, że go gdzieś zobaczę. Normalnie zapadł się pod ziemię.
To było dziwne.
- Jak tam się trzymasz? - podszedł do mnie Liam i poklepał mnie po plecach - Wszyscy wiemy, jak wpłynęło na ciebie zniknięcie Brooke.
- Jest ok - wzruszyłem ramionami i posłałem mu uspokajający uśmiech. Wcale nie było ok, wręcz przeciwnie. Denerwowałem się jak cholera. Nie wiadomo gdzie teraz jest i co się z nią dzieje. A co jeśli ten psychol ją złapał i gdzieś przetrzymuje? Byłem kłębkiem nerwów.
- To dobrze - kiwnął głową - Przyjdziesz do nas? Mamy do obgadania parę spraw. 
Przytaknąłem i duszkiem wypiłem całą zawartość kieliszka. Postawiłem go z hukiem na blacie i wstałem kierując się do loży VIP. W środku byli już wszyscy. Siedzieli z grobowymi minami wpatrując się w swoje napoje. Czyli ostatnio normalka. Przysiadłem się do nich i spojrzałem na każdego po kolei. 
- Co jest? - zmarszczyłem brwi i czekałem, aż ktoś mi wyjaśni co się dzieje.
- Zabili Douga - westchnęła Mona. Wow, dzięki że to mówisz. Nie wiedziałem...
- Mona coś ty! Nie miałem pojęcia - krzyknąłem przewracając oczami.
- Jesteś głupi czy głupi? - podniosła się opierając dłonie na stole - The Traitors idioto! Oni go zabili...
- Skąd wiecie? - uniosłem brwi. Nie wydaje mi się, żeby oni to zrobili.
- Teoretycznie nie wiemy, ale kto inny mógł to zrobić - sprostował John. 
- Równie dobrze Doug mógł mieć jakiś wrogów - Colin wzruszył ramionami.
- Ma rację. Nie możemy bezpodstawnie ich oskarżać - spojrzałem na Monę, która siedziała cicho wpatrując się w jeden punkt.
Nagle usłyszeliśmy jakieś krzyki. Wstałem i podszedłem do okna, które dawało idealny widok na cały klub. Panowało tam ogromne zamieszanie. Wszyscy biegali i krzyczeli. Podszedłem do drzwi wychodząc z pokoju.
- Ty! - ktoś krzyknął kierując się w moją stronę - Zabije cię! - zaczął biec do mnie celując we mnie bronią. Gdzieś go już widziałem... Tylko gdzie? Był coraz bliżej, a ja stałem jak sparaliżowany, nie wiedząc co się dzieje. Trzymał broń tuż przed moją twarzą. Niespodziewanie wyrosła przede mną Mona.
- Clark uspokój się! - krzyknęła uderzając w rękę mężczyzny, który zaskoczony jej ruchem upuścił broń - Rozumiem, że nie pałamy do siebie miłością, ale do cholery jesteśmy cywilizowanymi ludźmi! 
- To trzymaj swoich sługusów przy sobie! - warknął cały czas utrzymując ze mną kontakt wzrokowy.
- O co ci chodzi? - zmarszczyła brwi. Kim był ten facet i co tu się właśnie dzieje?
- Któryś z twoich przydupasów zabił mojego człowieka! - splunął pod moje nogi.
- Skąd pewność, że to moi ludzie zrobili? - oparła ręce na biodrach. 
- Bo kto inny mógł to zrobić?! - krzyknął - Toczymy ze sobą wojnę od sam nie wiem ile i kogo mam posądzać jak moi ludzie giną?! 
Nagle dostałem olśnienia. Kogo nienawidzimy najbardziej? Kto cały czas zachodzi nam za skórę? Kogo chcemy pozabijać przy każdej okazji? Właśnie... The Traitors. Ale dlaczego do cholery jakiś jego członek przychodzi do naszej siedziby i jak gdyby nigdy nic rozmawia sobie z Moną?!
- Spokój powiedziałam! Jeśli jeszcze raz podniesiesz głos to zginiesz szybciej niż Colin dochodzi! - warknęła, a my wybuchliśmy śmiechem. Spojrzałem na Colina, który był cały czerwony. Punkty dla Mony! Trzeba przyznać, że to jej się udało.
- Oszczędź mi proszę takich rzeczy - pokiwał głową.
- W każdym bądź razie jestem pewna, że nikt z moim ludzi tego nie zrobił, prawda? - spojrzała na nas, a my zgodnie pokiwaliśmy głowami.
- Skąd mogę mieć pewność, że mówią prawdę - spojrzał na nas z pogardą.
- Skoro tak mówią, to tak jest - wysyczała - A teraz zabieraj swoją dupę i spierdalaj - wskazała na drzwi. Jak jest wkurzona to bardzo dużo przeklina. A mi się to w niej strasznie podoba. Objechał nas wszystkich wzrokiem po czym odwrócił się i zaczął iść w stronę wyjścia.
- Czekaj! - krzyknąłem, a wszyscy popatrzyli się na mnie jak na kosmitę. Clark odwrócił się i spojrzał na mnie.
- Czego? - burknął. Naprawdę miły z niego gość.
- Kiedy twój człowiek zginął? - zapytałem.
- Dzisiaj w nocy, a co to zmieni? - zmarszczył brwi. 
- Cholera - odwróciłem się w stronę chłopaków - Wiecie co to znaczy?! 
Spojrzeli na mnie zdezorientowani. Czy tylko ja ogarniam co się dzieje?
- Od nas też zginęła jedna osoba - odwróciłem się z powrotem do Clarka - Dzisiaj w nocy.
- Myślisz, że za tym stoi ten sam człowiek? - jego usta wykrzywiły się w grymas, a oczy nienaturalnie się otwarły.
- Możliwe - przytaknąłem - Chociaż pewności nie mam. 
Zapadła cisza. Nie wiedziałem co jeszcze mam dodać. Nie wiedziałem czy teraz razem z The Traitors będziemy szukać tego psychola. Oni przecież porwali Brooke! Właśnie Brooke. Cholera ona to widziała. Była jedyną osobą, która mogła nam pomóc.
- Brooke widziała tego psychola - wypaliłem od razu gryząc się w język. Po co to mówiłeś idioto?! Teraz jej życie jest zagrożone podwójnie.
- Jaka Brooke? - zmarszczył brwi.
- Brooklyn Curtis - wyjaśniła Mona ze znudzoną miną.
- Naprawdę? - na ustach Clarka pojawił się chytry uśmieszek - To idealnie. Dajcie znać jak czegoś się dowiecie - rzucił i ruszył w stronę wyjścia.
Staliśmy przez chwilę nic nie mówiąc. W końcu Mona spojrzała na mnie i dała mi ręką znak, że mam iść za nią. Zrobiłem tak jak kazała. Szliśmy na samą górę, zapewne do jej gabinetu. Wszedłem do środka, przepuszczając ją w drzwiach. Usiadłem na kanapie czekając na jej reakcje. Stanęła na środku pokoju i oparła ręce na biodrach.
- Podoba ci się - wypaliła.
- Co? - totalnie zbiła mnie z tropu tym co powiedziała.
- No Brooklyn. Widzę jak na nią patrzysz - chyba starała się uśmiechnąć, ale wyszedł tylko jakiś grymas.
- Nie prawda - założyłem ręce na piersi. Możliwe, że trochę zachowywałem się jak dziecko.
- Nie? - uniosła brwi - To udowodnij Romeo - zaśmiała się.
- Nie nazywaj mnie tak - wysyczałem i podniosłem się z kanapy w mgnieniu oka znajdując się przy niej. Nic nie mówiąc brutalnie zaatakowałem jej usta. Całowała mnie z taką chciwością jakby nigdy tego nie robiła. Przejechałem językiem po jej dolnej wardze, prosząc o dostęp, którego mi nie dała. Suka. Zjechałem rękami na jej tyłek i ścisnąłem go lekko, przez co z jej ust uciekł cichy jęk. Wykorzystałem okazję wkładając swój język do środka. Toczyliśmy walkę swoimi językami. Kiedy moje płuca zaczęły delikatnie piec z powodu braku powietrza, odsunąłem się od niej posyłając jej łobuzerski uśmiech. 
- No dobrze. Powiedzmy, że ci wierzę - wyszeptała mi do ucha i delikatnie przygryzła jego płatek. Minęła mnie i podeszła do kanapy siadając na niej. Zrobiłem to samo wyciągając z kieszeni papierosy i odpalając jednego.
- Możesz mi coś wyjaśnić? - zapytałem zaciągając się dymem.
- Co takiego? - spojrzała na mnie zdezorientowana.
- Co zaszło pomiędzy tobą a Brooke - popatrzyłem w jej oczy - Dlaczego, aż tak się nienawidzicie?
- Długa historia - westchnęła i wstała podchodząc do okna.
- Mamy czas - podszedłem do niej i tak samo jak ona oparłem się o parapet, wpatrując się w widok przede mną.
- Ona kiedyś należała do naszego gangu - wzięła ode mnie papierosa i mocno się nim zaciągnęła po czym oddała mi go.
- To wiem - przewróciłem oczami.
- Ale nie mogła z nami pracować.
- Dlaczego? - uniosłem brwi. Czym Brooklyn różniła się od innych członków naszego gangu?
- Bo jest chora - patrzyła przed siebie.
- Jak to chora? - Brooke coś mówiła, ale ja nie mam pojęcia o co jej chodziło.
- Nie ważne. Jeśli ta dziewczyna będzie chciała ci powiedzieć to to zrobi. Ja siedzę cicho - uniosła dłonie w obronnym geście. 
- No dobra... I dlatego jej nienawidzisz? 
- To nie jest tak, że ja jej nienawidzę - spuściła wzrok. Okey... Coraz bardziej nie ogarniam - Ja po prostu boję się, że ona w ramach zemsty wyda nas policji.
- Jakiej zemsty? - moje oczy szeroko się otwarły - Zemsty za co?
- Za to, że władowałam ją do poprawczaka - wzruszyła ramionami. 
- Jjj..jak to?! - nie potrafiłem się wysłowić - Jak to władowałaś ją do poprawczaka?!
- Normalnie - zaśmiała się - Wrobiłam ją w jakąś akcje, którą spieprzyła i poszła siedzieć.
- I to tylko dlatego, że jest na coś chora?! - nie mogłem uwierzyć w to co Mona zrobiła. Wiedziałem, że jest głupia, ale że aż tak?!
- Przez nią mieliśmy same problemy! - zaczęła krzyczeć - Jakbym nic nie zrobiła możliwe, że to my poszlibyśmy siedzieć!
- Jesteś nienormalna! - przyłożyłem rękę do czoła i ruszyłem w kierunku wyjścia. Wyszedłem z pokoju trzaskając drzwiami.

Brooke's POV
Głupie słońce! Ja sobie spokojnie śpię, a tu ono musi mi świecić prosto na oczy. Powoli uniosłam powieki przyzwyczajając się do jasności. Zrzuciłam z siebie koc i usiadłam na łóżku. Rozejrzałam się po pokoju. Było tu całkiem przytulnie. Wstałam podeszłam do lustra. Miałam na sobie jakieś dresy i luźną koszulkę. Jak ja się tu w ogóle znalazłam? Uciekałam przed policją i ktoś mi pomógł. Jakiś chłopak. A najdziwniejsze jest to, że nie mam pojęcia kto to, bo miał na sobie maskę. Naprawdę ciekawie. Podeszłam do drzwi i po cichu je uchyliłam. Wyszłam na korytarz kierując się w stronę schodów. Zeszłam na dół rozglądając się za kimś kto mógłby mi wyjaśnić co tu się dzieje. Weszłam do salonu - pusto. Ruszyłam w stronę kuchni. Od razu rzucił mi się w oczy talerz pełen naleśników, a obok niego biała karteczka. Wzięłam ją do ręki i przeczytałam.

Zrobiłem dla Ciebie naleśniki i mam nadzieję, że będą Ci smakować.
Nie jestem jakimś wybitnym kucharzem, no ale życzę Ci smacznego.
Ten dom jest teraz Twoim domem. Możesz tu mieszkać tak długo 
jak chcesz. Nikt nie będzie się tu kręcił. Mieszkasz sama. Musisz z
czegoś żyć, więc pieniądze są w salonie w czarnej szkatułce. Masz tam
500$. Co tydzień takiej samej kwoty szukaj w skrzynce na listy. 
Miłego życia.

Przeczytałam wiadomość jeszcze kilka razy. Nie rozumiałam o co tu chodzi. Mam szansę zacząć wszystko od nowa. Ale z drugiej strony czy mam zaufać temu komuś? Wczoraj mnie uratował, a ja widziałam jego, a właściwie jego maskę, przez chwilę, bo potem zasnęłam. I dzisiaj obudziłam się tutaj. Może to dobre miejsce? Może nareszcie ktoś jest dla mnie dobry. Ale 500$?! To kupa hajsu. Muszę się dowiedzieć o co tu chodzi. Usiadłam przy stole i wzięłam się za jedzenie naleśników. Muszę przyznać, że były pyszne. Dziękuję. Skończyłam jeść i włożyłam naczynia do zmywarki. Wyszłam z kuchni i ruszyłam do mojego pokoju. Weszłam do środka i podeszłam do szafy. Otworzyłam ją, a moje oczy się zaświeciły. Była pełna ubrań. Już trzeci raz widzę coś takiego i nareszcie to wszystko należy tylko do mnie. Wyciągnęłam dżinsowe spodenki i szarą bluzkę sięgającą do pępka. Wzięłam czystą bieliznę i ruszyłam do łazienki. Ściągnęłam z siebie ubrania i rozpuściłam włosy, które miałam związane w ślicznego warkocza. Odkręciłam wodę, czekając na odpowiednią temperaturę. Weszłam pod prysznic, a ciepła woda rozbiła się o moje ciało. Wszystkie moje zmartwienia odpłynęły. Zamknęłam oczy relaksując się pod strumieniem wody. W końcu sięgnęłam po żel i wylałam trochę na rękę. Dokładnie umyłam swoje ciało i włosy. Spłukałam z siebie pianę i zakręciłam wodę. Wyszłam z kabiny stając na zimnych płytach. Moim ciałem wstrząsnęło zimno, więc szybko owinęłam się niebieskim ręcznikiem. Podeszłam do umywalki i wyciągnęłam szczoteczkę z szafki obok. Dokładnie umyłam zęby, po czym ubrałam na siebie wcześniej przygotowaną bieliznę i ubrania. Rozczesałam swoje włosy i zostawiłam je do wyschnięcia. Wyszłam świeża i pachnąca z łazienki i usiadłam na łóżku. Spojrzałam na biurko koło okna. Leżał tam telefon. Rozumiecie?! Nareszcie mam telefon! Mój został w starej kamienicy. O ile jeszcze tam jest. Wzięłam do ręki to cacko uważając, aby nic nie zrobić. Zawsze marzyłam, żeby mieć iPhona i moje marzenie nareszcie się spełniło. Położyłam się na łóżko z wielkim uśmiechem wpatrując się w sufit. No to co? Zaczynamy nowe życie.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Czy mogłabym dodawać rozdziały codziennie koło 18?
Raczej nie :/
Przychodzę ze szkoły i jest już późno. Mam też swoje życie i nie mam czasu ani ochoty od razu po szkole siadać i skrobać rozdział. Nawet myślałam nad tym, żeby dodawać post co 2 dni. Na razie zostanie tak jak jest, ale nie wiem jak będzie. Dodając coś codziennie, historia bardzo szybko się skończy, co według mnie jest bez sensu. A poza tym rozdziały wychodzą krótkie i niezbyt mi się podobają. Pomyślę jeszcze nad tym. 
Ale mam nadzieje, że mimo to zostaniecie i dalej będziecie czytać moje wypociny :D 
Do następnego :*

4 komentarze

  1. Przegapiłam dwa poprzednie rozdziały i przeczytałam ten.Super *przybija facepalm*
    Więc w tym komentarzu nawiąże do dwóch poprzednich rozdziałów. Jejku w ogóle w każdym rozdziale taka akcja! Ja tu się jaram, fangirlinguje i nie wiadomo co, a matka się na mnie patrzy jak z emocji podryguje na krześle xD Foch na Justina -.- Zjebał i jeszcze od dziwek ją wyzywa. Głupek. A ten koleś jaki loooool!!! Kto wogle jest ? o.0 Ja chcę już następny i naprawdę nie wiem jak można być takim głupim jak ja żeby to przeoczyć. xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zawsze super ! Jestem ciekawa co dalej. Czekam na kolejny!
    Buziaki :* ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Omg omg omg *-* kto ją uratował? O_o nie mg sie doczekać nexta <3 życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Devon