piątek, 4 grudnia 2015

ROZDZIAŁ 14

- Proszę bardzo - podałam kasjerce pieniądze za zrobione zakupy - Do widzenia! Podziękowała mi uśmiechem i kiwnęła głową na pożegnanie. Wyszłam ze sklepu i ruszyłam chodnikiem w dół ulicy. Przede mną szła grupka dziewczyn z pobliskiej szkoły. Były ubrane w typowe, sportowe stroje. Czyli to są te cheerleaderki tak? Te najpopularniejsze i najładniejsze. Kiedy chodziłam jeszcze do szkoły u nas też były takie dziewczyny. Nigdy ich nie lubiłam. Zawsze były płytkie i egoistyczne. Spojrzałam na drugą stronę ulicy i zobaczyłam kilku chłopaków. Byli ubrani w luźne ciuchy i mieli przy sobie deskorolki. To są skaterzy tak? Podoba mi się to, że w szkołach jest taka różnorodność. Chciałabym do niej chodzić. Codziennie rano wstawać i marudzić, że jest tak wcześnie. Nudzić się na lekcjach. Jeść na stołówce ze znajomymi. To musiałoby być genialne. I jest.
- Witam panią - jakiś chłopak zakręcił się koło mnie - Co taka ślicznotka robi tutaj sama?
- Wracam do domu - uśmiechnęłam się do niego.
- Jest 10 - zmarszczył brwi - Żadna klasa nie kończy tak szybko lekcji. 
- Ale ja nie... - nie dał mi dokończyć.
- No tak! Mogłem się domyślić, że taka piękność nie jest z naszej szkoły - posłał mi uwodzicielski uśmiech - To gdzie chodzisz?
Pokręciłam głową z rozbawieniem i jak gdyby nigdy nic ruszyłam przed siebie, zostawiając go zdezorientowanego. Szłam powoli rozkoszując się wszystkim co mnie otaczało. Nie śpieszyło mi się do domu. Było tam pusto, a tu przynajmniej miałam się do kogo uśmiechnąć. Ale nie mam co narzekać! W końcu mam to co chciałam. Własny dom i spokój. Nawet moja choroba zaczyna ustępować. Staram się jak mogę i szukam innych rzeczy, które mnie odstresują. Po 30 minutach spaceru dotarłam pod drzwi. Weszłam do środka od razu kierując się do kuchni. Podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej sok pomarańczowy. Upiłam kilka łyków i odstawiłam na miejsce. Już chciałam wychodzić, kiedy zauważyłam na stole białą kartkę. Wzięłam ją do ręki i przeczytałam.

Wiem, że chciałabyś chodzić do szkoły. Przemyśl to dobrze i zdecyduj co dalej chcesz robić ze swoim życiem.

Skąd ten ktoś może wiedzieć co ja chce? To jakiś prześladowca czy jak. Chociaż żyję sobie tu spokojnie prawie od tygodnia i nic się nie dzieje. Chyba nie mam się o co martwić. To tylko jakiś dobroduszny człowiek, któremu zrobiło się mnie szkoda. Kiedyś dowiem się kim on jest i wszystko mu wynagrodzę. 
Z moich przemyśleń wyrwał mnie dzwonek telefonu. Wróciłam do salonu, gdzie zostawiłam torebkę. Zaczęłam ją przeszukiwać, ale to jak dziura bez dna. W końcu udało mi się odnaleźć telefon. Wyciągnęłam go i nacisnęłam zieloną słuchawkę, przykładając go do ucha.
- Halo? - uśmiechnęłam się do telefonu. 
- Brooklyn? - usłyszałam cichy głos - Możesz się ze mną spotkać?
- Przepraszam, ale z kim rozmawiam? - zmarszczyłam brwi. Nie miałam pojęcia z kim mam przyjemność. Albo nie...
- To ja - ktoś odchrząknął - Mona.
- Ooo Mona - wybuchnęłam śmiechem - Skąd masz mój numer? - powiedziałam przez śmiech. Strasznie mnie to jakoś bawiło. 
- To nieważne, możesz się ze mną spotkać? - powiedziała na jednym tchu.
- Żebyś znowu mnie obrażała? Nie dzięki - już chciałam się rozłączyć, kiedy mnie zatrzymała.
- Nie!  Czekaj! - krzyknęła - Proszę, to ważne!
- No... - zawahałam się - Niech ci będzie. Przyjdź o 12 do kawiarni przy St. Cloud. 
- To do zobaczenia - powiedziała i rozłączyła się. 
Spojrzałam na zegarek 11:30. Kawiarnia jest tuż za rogiem, także mam chwilę na ogarnięcie się. Właściwie tylko coś zjem. Wyjęłam z lodówki mleko, a z szafki płatki. Wsypałam je do miski i zalałam. Wzięłam jedzenie do salonu i usiadłam na kanapie włączając telewizje. Skończyłam jeść i spojrzałam na zegarek 11:47. No to możemy iść. Wyszłam z domu zamykając drzwi na klucz. Tanecznym krokiem szłam do kawiarni. Miałam taki świetny dzień dzisiaj i nic, powtarzam NIC mi go nie popsuje. Z daleka dostrzegłam auto Mony. Czarne BMW wyróżniało się w starych gruchotach. Pasjonowała się samochodami i tym wszystkim. Kilka razy nawet brała udział w wyścigach, ale nie wiedzieć czemu zrezygnowała. A szkoda - była naprawdę dobra. Zapach świeżej kawy uderzył we mnie, kiedy weszłam do środka. Rozejrzałam się po pomieszczeniu szukając znajomej osoby. Siedziała na samym końcu w rogu. Podeszłam do stolika i przywitałam się.
- Cześć - usiadłam na przeciwko niej wpatrując się w swoje paznokcie - Co było tak ważne, że musiałyśmy się spotkać.
- Chce cie przeprosić - wyszeptała, a ja myślałam, że się przesłyszałam.
- Co?! - wydusiłam - Powtórz, bo chyba nie zrozumiałam.
- Dobrze zrozumiałaś - wysyczała. Och czyli wracamy do normalności? - Nie każ mi tego powtarzać.
- Chciałam się upewnić - posłałam jej uspokajający uśmiech. No proszę... Nie sądziłam, że dożyję takich czasów, kiedy Mona Smith będzie kogoś przepraszać. A jednak!
- Brooke, tak na poważnie - wyprostowała się i spojrzała mi w oczy - Wiesz, że to przeze mnie poszłaś siedzieć - zatrzymała się czekając na moją reakcje. Domyśliłam się tego i byłam na nią wściekła. Ale po czasie, zaczęło mi przechodzić. Pokiwałam głową, a ona kontynuowała - Przepraszam, że cię w robiłam w tę akcję, przepraszam, że cię porwałam i przepraszam, że cię obrażałam. Ja nie wiem dlaczego to wszystko zrobiłam. Po prostu twoja choroba... To mnie strasznie zaskoczyło i sama nie wiedziałam jak mam się zachować - mówiła powoli tak, abym zrozumiała każde słowo. Spojrzałam w jej oczy i wiecie co zobaczyłam? Najprawdziwsze łzy. Wstałam i usiadłam koło niej. 
- Już dobrze - przytuliłam się do niej - Nie gniewam się. Mi samej było ciężko - odsunęłam się i posłałam jej uśmiech.
- No właśnie! Tobie było ciężko, a ja jako twoja przyjaciółka zamiast ci pomóc, pogrążyłam cię! - wyrzuciła ręce do góry. 
- To było dla nas wszystkich trudne - spuściłam głowę - Ale hej! Teraz jest lepiej. Teraz umiem to kontrolować - przerwałam i zastanawiałam się przez chwilę - chyba.
- Proszę wybacz mi - z jej oczu poleciały łzy. Pierwszy raz widziałam ją w takim stanie.
- Ja tobie już dawno wybaczyłam - wyszeptałam - Teraz tylko ty musisz wybaczyć sobie.
Mona rzuciła się na mnie, mocno mnie przytulając. Odwzajemniłam uścisk i przez parę minut siedziałyśmy objęte. Muszę przyznać, że brakowało mi tego. Kiedyś to było całkiem normalne, a teraz? Nie sądziłam, że kiedyś jeszcze będziemy tak blisko.
- Tęskniłam za tobą - wyszeptała. 
- Ja za tobą też - odsunęłam się od niej i posłałam przyjazny uśmiech.
- Brookie? - uniosła wzrok - Czy wrócisz do nas?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Znowu uczestniczyć w tych wszystkich akcjach, narażać życie za dawkę adrenaliny, mieć niezliczoną ilość pieniędzy? Co zrobić.
- Ja... - zacięłam się.
- No proszę! Chcę cię mieć w swoich szeregach! - uśmiechnęła się ukazując rząd swoich białych zębów.
- Hmmm... - przyłożyłam palec do brody udając, że myślę. Tak naprawdę już wiedziałam - Niech będzie. 
- Tak! - klasnęła w dłonie, a kilka głów zwróciło się w naszą stronę. Posłała im wszystkim mordercze spojrzenia, a ich przerażone miny były bezcenne. Dopiero teraz sobie uświadamiam jak bardzo za nią tęskniłam. 
- To co? - uniosłam brwi i uśmiechnęłam się szeroko - Opowiadaj! Co się działo kiedy mnie nie było?
- W sumie to nic ciekawego - przejechała palcami po włosach. Czyli działo się coś bardzo ciekawego! - Tylko...
- Jest chłopak! - pisnęłam.
- Ciszej - przyłożyła mi dłoń do ust - Jest, ale go nie ma. To skomplikowane. 
- No słucham o co chodzi - oparłam łokcie na stole. 
- To nic - jej twarz posmutniała - Mam jeszcze jedną sprawę.
- Zmieniasz temat! - zmrużyłam oczy i spojrzałam na nią groźnie, na co tylko pokiwała głową - Ale dobra. Jaka sprawa?
- Bieber - odpowiedziała krótko.
- No tak - westchnęłam - Mogłam się spodziewać.
- Nie ma cię od niecałego tygodnia, a on chodzi jak struty. Nie można z nim normalnie porozmawiać. On serio żałuje tego co powiedział - wyjaśniła, a ja tylko przewróciłam oczami - Mi wybaczyłaś mimo, że cię obrażałam. To dlaczego jemu też nie wybaczysz?
- To co innego - założyłam ręce na piersi.
- To to samo! - krzyknęła - Obiecaj mi, że z nim pogadasz. 
Nic nie odpowiedziałam tylko tępo wpatrywałam się w ścianę. 
- Obiecaj - wyszeptała. 
- No dobra! Ale nie mówię, że mu wybaczę - przewróciłam oczami i wstałam kierując się do wyjścia. 
- Dokąd idziesz? - spojrzała na mnie zdezorientowana.
- Do klubu - wzruszyłam ramionami - Miałam porozmawiać z Justinem.
Mona uśmiechnęła się szeroko i już po chwili siedziałyśmy w jej aucie, jadąc do klubu. Zatrzymałyśmy się przed budynkiem i wysiadając zebrałyśmy "komplementy" od pijanych i naćpanych facetów przy wejściu. 
Normalka.
Wchodząc do środka poczułam zapach alkoholu zmieszanego z potem. Ludzie tańczyli i śpiewali. Mieli beztroskie życie bez żadnych problemów. Zazdroszczę im. Kierowałyśmy się do góry, przepychając się między ludźmi. W końcu dotarłyśmy do drzwi i nacisnęłam na klamkę wchodząc do środka. Mona minęła mnie i pociągnęła za rękę w stronę jednego ze stolików. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam Colina, Jake i oczywiście Justina. Kiedy spojrzał na nas jego oczy się zaświeciły. Po chwili poczułam jak silna para ramion owija się wokół mojej talii. Tak po prostu podszedł do mnie i mnie przytulił. Nie wiedząc czemu odwzajemniłam uścisk, ale kiedy dotarło do mnie co robię szybko się od niego odsunęłam. 
- Brooke ja myślałem, że coś ci się stało - spuścił wzrok na swoje buty - Cieszę się, że wróciłaś.
- Podziękuj Monie - wymamrotałam.
- Wytłumaczcie mi dlaczego widzę was razem - zaczął Colin - I żadna nie jest w żaden sposób zraniona ani nic takiego.
Jak na zawołanie wybuchłyśmy śmiechem. Teraz muszą przywyknąć, że znowu będziemy przyjaciółkami. Chłopaki pokiwali z rozbawieniem głową.
- Możemy porozmawiać? - Justin spojrzał mi w oczy. Niepewnie skinęłam głową, a on pociągnął mnie za rękę do jakiegoś pokoju. Przepuścił mnie w drzwiach, po czym sam wszedł i zamknął je. 
- Posłuchaj - zaczął, ale nie dałam mu skończyć, bo przyłożyłam mu dłoń do ust.
- Nie. To ty posłuchaj - złapałam z nim kontakt wzrokowy, ale było to dla mnie niekomfortowe więc spojrzałam w bok - Nie mam ochoty słuchać twoich wyjaśnień, bo szczerze mówiąc w dupie to mam. Rozmawiam z tobą tylko i wyłącznie ze względu na Monę. A teraz posłuchaj jeszcze uważniej - odważyłam się na niego spojrzeć - Żyjemy jak gdyby nigdy nic. A jeśli do tego wrócisz to mnie nigdy więcej nie zobaczysz - wysyczałam. Justin pokiwał głową i zaczął do mnie podchodzić.
- Tak jest! - zasalutował, a na moich ustach pojawił się uśmiech, którego za wszelką cenę starałam się pozbyć.
- Ale to nie znaczy, że zapomniałam - spojrzałam na niego groźnie. 
- Ale ja zrobię wszystko, żebyś zapomniała - był tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Miałam ochotę przyciągnąć go do siebie i pocałować. Brooke nie okazuj słabości. Odepchnęłam go od siebie i wyszłam z pokoju. Słyszałam kroki za sobą, więc wiedziałam, że też wyszedł. Wróciliśmy do reszty. Chciałam usiąść przy stoliku, kiedy Justin złapał moją dłoń.
- Zatańczysz? - zapytał z uwodzicielskim uśmieszkiem.
- Okey - uśmiechnęłam się. 
Ruszyliśmy na parkiet. Przetańczyliśmy jakieś sześć szybkich piosenek, aż DJ postanowił puścić coś wolnego. Zarzuciłam ręce na jego szyje, a on wzmocnił uścisk na mojej talii. Powoli zbliżaliśmy się do siebie i już mieliśmy się pocałować, kiedy moją uwagę przykuł mężczyzna siedzący przy barze. Odsunęłam się od Justina i ruszyłam w jego stronę. 
- Gdzie ty idziesz?! - krzyknął Justin zastawiając mi drogę.
- Czekaj, zaraz wrócę - minęłam go. Nie wykonał mojego polecenia. Cały czas szedł za mną.
Podeszłam do mężczyzny, który nie mógł mnie zobaczyć, bo siedział do mnie tyłem. Ostrożnie poklepałam jego ramię.
- Przepraszam - mój głos drżał. Chłopak odwrócił się a moje serce stanęło. To był Brad.
- Brad! - rzuciłam mu się na szyję mocno się do niego przytulając. Wtulił mnie w swój tors i pocałował w czubek głowy - Tak bardzo tęskniłam!
- Już dobrze malutka - odsunął się ode mnie i kciukami starł łzy, które zaczęły spływać po moich policzkach - Jestem tutaj - ponownie wtulił mnie w siebie. Po chwili usłyszałam jak ktoś z boku odchrząkuje. Niechętnie odsunęłam się od chłopaka i spojrzałam na zdezorientowanego Justina.
- Justin to jest - zaczęłam, ale nie było mi dane dokończyć.
- Tak wiem, to Brad - przewrócił oczami. Zna jego imię, bo go użyłam. To dlatego.
- Brad to Justin - wskazałam na Justina.
- Wiem - oznajmił chłopak.
- Jj... jak to? - wydukałam - Wy się znacie?
- Miałem przyjemność poznać - Justin posłał Bradowi fałszywy uśmiech. Okej? - A skąd wy się znacie?
- Długa historia - pokiwałam głową.
Potem już tylko rozmawialiśmy długo. Justin nie opuszczał mnie na krok, nawet wtedy, kiedy go o to poprosiłam. W końcu zachciało się mi się spać. Na koniec wymieniłam się ze wszystkimi numerami i  ruszyłam do wyjścia.
- Odwiozę cię! - podbiegł do mnie Justin.
- Nie dziękuje, przejdę się - uśmiechnęłam się do niego.
- Na pewno? - spojrzał na mnie niepewnie - Napisz jak wrócisz.
- Nie martw się - zaśmiałam się - Wszystko będzie dobrze - podeszłam do niego i stanęłam na palcach delikatnie cmokając jego policzek. Odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę domu. Miałam jakieś 20 minut spacerkiem. Mimo, że było już bardzo późno w nocy, nie odczuwałam strachu. Wręcz przeciwnie. Byłam szczęśliwa, że nareszcie wszystko idzie po mojej myśli. Nagle poczułam za sobą czyjąś obecność. Obróciłam się i zobaczyłam jak podąża za mną ubrana na czarno postać. Przyśpieszyłam, a ona zrobiła to samo. Zaczęłam biec. Postać cały czas siedziała mi na ogonie. Biegłam nie odwracając się, aż w końcu dobiegłam na swoje osiedle. Rozejrzałam się dookoła szukając żywego ducha, ale nikogo nie było. Szybko weszłam na podwórko i podeszłam do drzwi. Możecie sobie wyobrazić moje zaskoczenie, kiedy były one uchylone. Niepewnie weszłam do środka rozglądając się na boki. Weszłam na piętro i wszystko przeszukałam - pusto. To samo na dole. Wchodząc do kuchni zauważyłam na stole kolejną białą kartkę.

Podjęłaś jakąś decyzję dotyczącą szkoły?

Czy ten ktoś nie może zadzwonić, napisać sms czy przyjść porozmawiać tylko musi podkładać jakieś liściki?! W ogóle jak on tu wszedł? Na pewno ma klucze, skoro dał mi to mieszkanie. To on raczej zostawił drzwi otwarte. Nie wiem czy mam się cieszyć, że ktoś taki ingeruje w moje życie, ale nie mam zamiaru się teraz nad tym zastanawiać. Weszłam po schodach na górę, kierując się prosto do mojego pokoju. Zmarszczyłam brwi, kiedy zobaczyłam, że okno jest otwarte. Byłam tu kilka minut temu i mogłabym dać sobie rękę uciąć, że wtedy było zamknięte. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam do łazienki. Wchodząc do niej, prawie dostałam zawału, kiedy zobaczyłam co jest w środku. Ktoś moją szminką napisał na lustrze "Miałaś być cicho". Od razu domyśliłam się o co chodzi. Podeszłam bliżej i drżącymi palcami dotknęłam napisu. Zaraz... To nie jest szminka. To jest krew. Odwróciłam się i mój wzrok padł na całego zakrwawionego i zmasakrowanego człowieka leżącego w mojej wannie. 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kogo wolicie, Brad i Brooke czy Justin i Brooke? :D 
Napiszcie czy rozdział Wam się podobał :)
Do zobaczenia!


5 komentarzy

  1. Kryminał z tego robisz... Justin i Brooke ale wez tylko nie "zabij" Brada haha

    OdpowiedzUsuń
  2. Brustin forever!!! hahaha Loooooll beka z tym ciałem o.0 Lubie Brada ale jako przyjaciela, a Mona też jest spoko jak odeszła od wersji "jestem super suką i nie oddychaj przy mnie bo cię zabije moim seksownym wzrokiem bazyliszka" xD Ogółem to wszystko super i fajnie, no może oprócz tego typa w wannie, ale to taki drobiazg ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super że się pogodzili i jestem ciekawa jak Justin zareaguje jeśli się dowie co się dzieje w domu Brook. Kocham to opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Oo tak wybaczyla mu umc umc! Hah xd justin i brook mam nadzieje ze jak najszybciej brook sie wyprowadzi z rg dimu i zamieszka u nich w tym taki wiesz domu dla gangów xd

    OdpowiedzUsuń
  5. Mona z Bradem, Justin z Brook ;)

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Devon