sobota, 12 grudnia 2015

ROZDZIAŁ 20

Justin's POV
- Tu jej nie ma - westchnął Matt popychając mnie do kolejnych drzwi. Brooke powiedziała, że idzie do łazienki, a nie było jej od dobrych 15 minut. Teraz wszędzie jej szukamy, a ona jakby zapadła się pod ziemię. Mam nadzieję, że tylko gdzieś zasnęła. A cały alkohol, który w siebie wlałem wyparował.
- Kurwa! - przeczesałem włosy z frustracją - Ona nie mogła tak po prostu zniknąć!
- Gdzieś śpi albo bajeruje jakiegoś kolesia - wzruszył ramionami Matt, a ja posłałem mu groźne spojrzenie. Wolę tą pierwszą opcję. Sprawdziliśmy już wszystkie pomieszczenia i wszędzie zastawaliśmy to samo. Wszędzie były bardzo napalone pary, które... no wiecie. 
- Jeszcze raz - zawróciłem i po raz 3 podszedłem do pierwszych drzwi przy schodach. Nacisnąłem klamkę i jak wcześniej były zamknięte, teraz otworzyły się. Wszedłem do środka i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to telefon leżący koło łóżka. Schyliłem się i podniosłem przedmiot.
- To jej telefon - szepnąłem do siebie.
- Pewnie zapomniała go zabrać po takich wrażeniach - zaśmiał się Colin, który nie wiadomo skąd pojawił się w pokoju. Gwałtownie się obróciłem i moja pięść spotkała się z jego twarzą.
- Stary ogarnij! - krzyknął chłopak łapiąc się za nos, z którego kapała krew. Mam nadzieję, że jest złamany. Wyszedłem z pokoju trącając go barkiem i szybko zbiegłem na dół. Dziewczyny wręcz rozbierały mnie wzorkiem, a ja kompletnie je ignorując wyszedłem z domu. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że Brooke mogła być gdzieś z jakimś chłopakiem. Przecież ona jest moja! Mam nadzieję, że wróciła do domu. Szedłem w stronę mojego samochodu rozglądając się na boki. Moją uwagę przykuło trzech facetów. Byli ubrani na czarno, a jeden z nich niósł na rękach dziewczynę, ale nie mogłem zobaczyć jej twarzy. Podeszli do czarnego SUV'a i wsiedli do środka. Kiedy auto przejeżdżało obok mnie, szyby otworzyły się i zaczęli coś do mnie krzyczeć, ale byłem tak pochłonięty we własnych myślach, że nawet ich nie słuchałem. W końcu doszedłem do swojego samochodu. Wyglądało okropnie. Moje cudeńko, mój skarb - zmasakrowany. Wsiadłem do środka i odpaliłem silnik. Przynajmniej działało. Wyjechałem na ulicę i ignorując ograniczenia prędkości, docisnąłem pedał gazu, żeby jak najszybciej znaleźć się w domu. Po kilku minutach byłem już pod domem. Nie to co jak jechaliśmy na imprezę... Wszedłem po cichu do domu, starając się nikogo nie obudzić. Wbiegłem po schodach na górę i od razu skierowałem się do pokoju Brooke. Otworzyłem drzwi i moje serce stanęło, kiedy nikogo w środku nie było.
Kurwa.
Przeszukałem cały dom mając nadzieję, że pod wpływem alkoholu zasnęła gdzieś indziej. Jednak dalej nigdzie jej nie było. Usiadłem na kanapie w salonie chowając twarz w dłoniach. Nie ma to jak zgubić dziewczynę. Nagle mój telefon zawibrował. Wyciągnąłem go z kieszeni i odblokowałem, otwierając sms'a. 

Od: NIEZNANY
Mam coś co należy do ciebie. Przyjedź jutro o 15 na plac przy starych magazynach, a może odzyskasz to w całości. Może.

Moja wściekłość osiągnęła apogeum. Wstałem i zacząłem rzucać wszystkim co wpadło mi w ręce. Po domu rozniósł się dźwięk tłuczonego szkła, kiedy rzuciłem ulubionym wazonem mojej mamy w szklany stolik, który stał na środku pokoju. Podszedłem do ściany i z całych sił uderzyłem w nią pięściami. Przez moje ręce przeszedł okropny ból, ale zignorowałem go i powtórzyłem czynność kilka razy. Nie przejmowałem się też tym, że z moich kostek zaczęła cieknąć krew. Miałem teraz wszystko w dupie. Zastanawiałem się kto porwał moją księżniczkę. Modliłem się, żeby nic jej nie zrobili. Nie wiedziałem co ja mam teraz zrobić. 
- Justin - usłyszałem cichy głos mojej mamy - kochanie co się stało?
- Idź stąd - wysyczałem nie odwracając się w jej stronę. Nie chciałem, żeby widziała mnie w takim stanie. Już kilka razy zdarzyło jej się oglądać mnie takiego i to nie były przyjemne widoki.
- Skarbie już dobrze - podeszła do mnie i położyła rękę na moim ramieniu, a ja odsunąłem się od niej jak oparzony. Bałem się, że coś jej zrobię.
- Idź stąd - warknąłem przez zaciśnięte zęby - Błagam... - czułem jak w moich oczach zaczynają zbierać się łzy.
- Spokojnie - podeszła do mnie i przytuliła mnie od tyłu. Już chciałem ją odepchnąć, ale ostatkami się powstrzymałem się - Powiedz mi co się stało.
- Nie będę z tobą o tym rozmawiał - zacisnąłem pięści próbując nad sobą zapanować i nie zrobić czegoś, czego będę potem żałował. 
- Tak myślałam, dlatego zadzwoniłam do Matta - powiedziała cicho i odsunęła się ode mnie jakby bała się mojej reakcji. I słusznie.
- Po chuj do niego dzwoniłaś?! - odwróciłem się i stałem z nią twarzą w twarz - Nie wpierdalaj się w moje sprawy!
- Ale Ju... 
- Nie kurwa! To moje życie, a tobie gówno do tego! - wrzasnąłem i podniosłem rękę chcąc ją uderzyć. W ostatniej chwili zatrzymałem dłoń przed jej policzkiem. W jej oczach widziałem strach i smutek. Zaskoczony swoim zachowaniem odwróciłem się do niej tyłem i ponownie uderzyłem pięściami o ścianę.
- Justin - wyszeptała.
- Przepraszam - powiedziałem cicho i zacisnąłem powieki starając się zahamować napływające do moich oczu łzy. Nie wierzę. Po prostu nie wierzę, że chciałem uderzyć kobietę. W dodatku własną matkę!
- Nic się nie stało synku - mówiła cicho, ale nie podeszła do mnie. Bała się mnie. 
- Ja nie chciałem - odwróciłem się i szybko podszedłem do niej przyciągając ją do siebie.
- Ja wiem - objęła mnie niepewnie - Nie gniewaj się, że dzwoniłam do Matta, ale sama... - przerwała.
- Sobie ze mną nie poradzisz - dokończyłem i pocałowałem ją w czubek głowy - Wiem. 
Odsunęła się ode mnie i posłała mi delikatny uśmiech. Boże jak ja ją kocham. Jest taka wspaniała i wyrozumiała. Nie zasługuję na bycie jej synem. Nagle drzwi otworzyły się, a do środka weszli chłopaki. 
- Wydawało mi się, że dzwoniłam tylko do Matta - moja mama pokręciła głową, po czym ruszyła w stronę schodów - Tylko nie roznieście mi domu - powiedziała i zniknęła za drzwiami.
Stałem przy ścianie i patrzyłem na salon. A raczej jego resztki.
- Kurwa! - Jake złapał się za głowę - Co tu się stało?!
Nic nie powiedziałem tylko rzuciłem im mój telefon. Widziałem jak ich oczy rozszerzają się, kiedy czytali wiadomość.
- No to już wiemy gdzie jest - powiedział cicho Colin. Swoją drogą to dziwne, że przyjechał tutaj mimo tego co mu zrobiłem. 
- Nie wiemy - wysyczałem - Nawet nie wiemy kto to zrobił. 
- A może to ma związek z tymi co do was strzelali? - zaproponował Jake.
- Kurwa! - krzyknąłem - Przecież ja ich widziałem! - nagle przypomniało mi się o trzech facetach niosących jakąś dziewczynę. Chłopcy spojrzeli na mnie zdezorientowanym wzrokiem - Kiedy wyszedłem z imprezy widziałem jakiś trzech kolesi. Wsiedli do czarnego SUV'a, takiego samego jak ten, z którego do nas strzelali. Jestem idiotą, że nie po kojarzyłem tego - uderzyłem się otwartą dłonią w czoło - I dodatkowo jeden z nich niósł dziewczynę i to na pewno była...
- Brooke - dokończyli zgodnie. Pokiwałem głową.
- To co robimy? - zapytał Chris.
- Pojadę tam, gdzie mnie zapraszają - powiedziałem patrząc na nich.
- Albo - uśmiechnął się Jake - Namierzymy ich.
- Myślisz, że są tak głupi, że pisaliby do mnie z własnych telefonów? - zaśmiałem się. W naszej branży rzadko natrafiało się na idiotów.
- Nie zaszkodzi nam spróbować - przytaknął Matt. 
- Okej to jedźmy już - minąłem ich kierując się do wyjścia - Nie możemy tracić czasu. Oni mogą jej coś zrobić - zacisnąłem pięści - Przysięgam, że jeśli włos jej z głowy spadnie to umrą śmiercią wolną i bardzo bolesną.
Nikt nic więcej nie powiedział. Wsiadłem do samochodu Matta, nie chcąc bardziej uszkodzić mojego i ruszyliśmy do naszego magazynu. Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Weszliśmy do środka i Jake od razu zabrał się do pracy.
- Co my tu mamy - mówił do siebie. Zawsze jak kogoś szukał, to mówił sam do siebie. Kiedyś wydawało mi się to dziwne, ale zauważyłem, że to pomaga się skupić.
- Stary pośpiesz się - jęknąłem.
- Zluzuj Bieber - obrzucił mnie krótkim spojrzeniem, po czym znowu wrócił wzrokiem do komputera.
- Jakby twoją dziewczynę ktoś porwał... - zatrzymałem się spoglądając na chłopaków, którzy stali ze zdziwionymi minami - A czekaj... ty nie masz dziewczyny. 
- Z tego co mi wiadomo ty też nie - podszedł do mnie Matt i uniósł brwi, wpatrując się we mnie - Czy coś się zmieniło?
- Nie - warknąłem - A tobie gówno do tego.
- No Bieber pochwal się - zaśmiał się Colin. Boże jak mnie ten człowiek irytuje! 
- Ona. Nie. Jest. Moją. Dziewczyną. - mój głos przesiąknięty był jadem - Dotarło?!
- Spoko - uniósł ręce w obronnym geście.
- Oj dzieciaczki - zaczął Jake opierając się na oparciu krzesła i zakładając ręce za głowę - Kiedy wy się kłócicie o to czy Bieber ma dziewczynę czy nie, ja znalazłem naszą zgubę. 
- I co? - podbiegłem do komputera i zacząłem wpatrywać się w monitor - To za miastem, jakieś 60 km stąd - zmarszczyłem brwi. Zastanawiałem się kto mógł to zrobić. A pieprzyć to!
Odwróciłem się i zacząłem zmierzać ku wyjściu.
- Ej! - usłyszałem za sobą głos Chrisa - A ty dokąd?
- Po Brooke? - odwróciłem się i posłałem ich zdezorientowane spojrzenie - Wy nie musicie iść.
- I ty też nie pójdziesz - nie wiem skąd wyrósł przede mną Scott z Ryanem. 
- Co wy tu robicie? - posłałem im zdziwione spojrzenie.
- The Death - powiedział Ryan, ignorując moje pytanie. Zmarszczyłem brwi nie wiedząc o co mu chodzi - Boże Bieber ty idioto. Sean wrócił.
- Co kurwa?! - krzyknąłem - Dlaczego nikt mi nie powiedział?!
- Sami się przed chwilą dowiedzieliśmy - wzruszył ramionami Scott - Spotkaliśmy się z Clarkiem. Powiedział nam, że przyjechał niedawno z tymi swoimi przydupasami. 
- Nikt nie będzie bezkarnie kręcił się po moim terenie - syknąłem i chciałem ich wyminąć, ale uniemożliwili im to łapiąc mnie za ramiona. 
- Nigdzie nie idziesz, dotarło?! - Ryan spojrzał na mnie z mordem w oczach - Widzę, że moja siostra pozwalała ci na bardzo dużo. Ale to się skończyło. Wróciłem i z powrotem ustawię cię do pionu. 
- Właśnie kurwa - podszedłem do niego tak blisko, że nasze nosy prawie się stykały - Wyjechałeś i nie było cię przez tyle czasu. Nie masz pojęcia co tu się działo, więc nie masz prawa teraz się w to wpieprzać.
- Nie zapominaj z kim rozmawiasz - zmrużył oczy, patrząc na mnie groźnie. Wpatrywaliśmy się przez chwilę w siebie, aż w końcu odezwał się Jake. 
- Jezu dziewczynki - przewrócił oczami - Nie pobijcie się tylko. 
- Masz racje Jo - powiedział Ryan. Na miejscu Jake wkurwiłbym się o to jak mnie nazywa - A teraz powiedzcie mi dlaczego nasz szanowny pan Bieber chce tam jechać.
- Porwali Brooke - powiedział szybko Colin. 
- Brooke? - oczy Ryana powiększyły się kilkakrotnie - Cu..Curtis? - przełknął ślinę. Spojrzałem w jego oczy, które zaświeciły dziwnym blaskiem. 
- Ta - rzucił Matt.
Nie czułem się dobrze z tym, że jako jedyny poznałem ją dopiero teraz. Reszta chłopaków znała ją już wcześniej. Jedni lepiej, drudzy gorzej. Sama mówiła, że nikt nie zwracał na nią uwagi. A poza tym miała 12 lat! Jaki normalny szesnastolatek będzie zawracał sobie głowę taką małolatą?! Ja należałem do The Kings, ale mieszkałem w Stratford, więc nie znałem tutejszych osób należących do tego gangu. Jak miałem 19 lat przenieśliśmy się do Nowego Jorku i dopiero wtedy do nich dołączyłem. Brooke była już wtedy w poprawczaku, więc nie było szans, żeby ją poznać.
- To co kurwa według was mam zrobić? - przeczesałem włosy, siadając na kanapie pod ścianą - Nie możemy bezczynnie czekać, aż coś jej zrobią!
- Jedziemy tam - Ryan spojrzał na mnie jak na kosmitę. Co?
- Ale mówiłeś...
- Myślałem, że to jakaś kolejna twoja zachcianka - przerwał mi przewracając oczami - Ale skoro tu chodzi o Bro to jedziemy. 
Nic nie odpowiedziałem tylko wstałem i ruszyłem do auta. Wsiedliśmy do dwóch czarnych Range Roverów i wyjechaliśmy na ulicę. Po 40 minutach byliśmy pod jakimś opuszczonym budynkiem. Słońce zaczynało już wschodzić, przez co musieliśmy ukryć auta. 
- To tutaj? - zapytałem.
- Tak - Jake kiwnął głową - Jaki jest plan?
- Ja ze Scottem, Johnem i Chrisem idziemy do środka. A ty z Bieberem, Parkerem i Mattem zostajecie i osłaniacie nas - powiedział Ryan i wysiadł z auta. 
- Nie ma mowy - wysiadłem za raz za nim - Ja też idę. 
- Nie. Ty zostajesz - wysyczał.
- Zmuś mnie - podszedłem do niego.
- Kurwa chłopaki - rozdzielił nas Scott - Ogarnijcie dupy albo żaden z was nie pójdzie. Justin - zwrócił się do mnie - Idź. Ja zostanę z chłopakami i będziemy was ubezpieczać.
Kiwnąłem głową i ruszyłem za Chrisem i Ryanem. Weszliśmy tyłami do środka. W budynku było ciemno i pachniało stęchlizną. Typowo. Po cichu ruszyliśmy w stronę schodów, które prowadziły na dół. Słychać było stłumione śmiechy. Chodziliśmy przez korytarze szukając źródła dźwięków, ale nie wychodziło nam to. Ten budynek był jak jakiś pieprzony labirynt. Nagle śmiechy ucichły. Zatrzymaliśmy się i zaczęliśmy nasłuchiwać. Po kilku minutach usłyszeliśmy przerażające krzyki. Zamarłem. Ten głos... To była Brooke. Błagała, prosiła, płakała, a w zamian otrzymywała tylko ich śmiech. Biegiem rzuciliśmy się w kierunku źródła hałasu. Dużo czasu zajęło nam znalezienie odpowiednich drzwi. Co chwila zawracaliśmy, bo wbiegliśmy nie w ten korytarz. Dlaczego nie mogło być tutaj oświecone światło?! W końcu stanęliśmy przed pomieszczeniem, w którym wszystko się rozgrywało. Słychać było piski dziewczyny i prośby, żeby ją zostawili. Już chciałem wejść, kiedy Ryan powstrzymał mnie.
- Jest tam około trzech osób...- zatrzymał się kiedy usłyszeliśmy szmery za sobą. Odwróciłem się i zacząłem celować w ciemność przed sobą. Zobaczyłem zarys postaci i już chciałem strzelać, kiedy dostrzegłem, że to Matt z chłopakami. Odetchnąłem z ulgą.
- Sprawdziliśmy teren - powiedział - Nikogo nie ma.
- Dobra - kiwnął Ryan - Wchodzimy.
Z hukiem otworzyliśmy drzwi. Nogi się pode mną ugięły, a serce rozleciało na milion kawałeczków, kiedy zobaczyłem widok przed sobą. Brooke leżała naga na łóżku, a nad nią pastwiło się tych trzech obleśnych kolesi, których widziałem wczoraj. Krew się we mnie zagotowała. Wyprzedziłem wszystkich i podbiegłem do pierwszego strzelając go w bok i uderzając go w twarz, a potem w brzuch. Padł na ziemię zwijając się z bólu. Podbiegł do niego Chris, który się nim zajął. Jego koledzy rzucili się na mnie i wtedy do akcji wkroczyli chłopaki. Podbiegłem do półprzytomnej Brooke.
- Kochanie już dobrze - założyłem jej szybko jakieś ubrania uważając, żeby nie zrobić jej jeszcze większej krzywdy. Miała posiniaczone całe ciało, rozcięte usta i brew. Pod oczami i na policzkach miała siniaki. Zabije tych skurwieli. Zabrałem ją stamtąd i biegiem rzuciłem się do samochodu. Wiedziałem, że chłopaki zabiorą te szmaty i jak Brooke będzie już bezpieczna wtedy się z nimi rozprawię. Położyłem ją delikatnie na tylnym siedzeniu i sam wsiadłem do środka, kładąc jej głowę na moich kolanach. Czekałem, aż przyjdą chłopaki.
- Kurwa pośpieszcie się - warknąłem, a kiedy spojrzałem na już nieprzytomną Brooke złagodniałem. - Księżniczko - zacząłem gładzić jej włosy - Już dobrze, jestem tutaj. Jesteś bezpieczna. Zabieram cię do domu. 
Po chwili zjawił się Colin z Mattem. Wsiedli do auta i wyjechaliśmy na ulicę, kierując się w stronę domu.
- Co z nią? - zapytał Matt.
- No, a jak ma być?! - krzyknąłem starając się nie patrzeć na nią. Jak ją widziałem chciało mi się płakać - Policzę się z tymi skurwielami. 
- Nie wątpię - zaśmiał się Colin, ale widząc, że nikomu nie jest do śmiechu zamilkł i oparł się o szybę.
- Pożałują, że zadarli z Justinem Bieberem - wyszeptałem i złożyłem krótki pocałunek na głowie Brooke. 



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Uratowali ją *.* To było do przewidzenia ;d Ale, żeby nie było: to nie koniec ich problemów. Co więcej, to dopiero początek :D 
Postanowiłam, że do bohaterów dodam jeszcze kolegów Justina. Więc możecie tam zajrzeć i zobaczyć kim oni są ;)
Do zobaczenia!

2 komentarze

  1. Żal mi Brook ale trudno. Czekam na next!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu! !!!! Zaczęłam dzisaj czytać to opowiadanie i zakochałam się no po prostu nie mogę się doczekać nn kiedy można się spodziewać 21??

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Devon