niedziela, 20 grudnia 2015

ROZDZIAŁ 24

Rozdział zawiera sceny +18 

Brooke's POV
- Obudź się - usłyszałam stłumiony głos - Brooke wstawaj! - głos brzmiał coraz głośniej. Miałam zamknięte oczy i nie chciało mi się ich otwierać. Ale kiedy dźwięk zaczął się nasilać, delikatnie podniosłam powieki. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to białe krzesło, a na nim... Siedział Brad. Rozejrzałam się po pokoju. Ciemne, obdarte ściany i kilka malutkich okienek. Zauważyłam, że często budzę się w takich warunkach. Przydałoby się to zmienić...
- Brooke wszystko w porządku? - usłyszałam zatroskany głos Brada. Spojrzałam na niego z pogardą i nic nie odpowiedziałam - Nie ignoruj mnie.
- Bo co mi zrobisz?! - wrzasnęłam - Znowu mnie porwiesz?!
- Nie porwałem cię - spojrzał na mnie jak na kosmitkę.
- Nie? - prychnęłam - To dlaczego jestem związana?! - próbowałam podnieść ręce, ale uniemożliwiły mi to sznury, którymi byłam przywiązana do krzesła.
- Nie tylko ty - mruknął i dopiero wtedy się zorientowałam, że on także ma skrępowane ręce i nogi. Spojrzałam na niego zdezorientowana, a on tylko wzruszył ramionami. Jeszcze raz rozejrzałam się po pokoju szukając czegoś, co przykułoby moją uwagę. Ciemno, brudno i zimno. Nic ciekawego, co mogłoby mi pomóc. Zaczęłam się szarpać, próbując się uwolnić, ale nie przyniosło to żadnych efektów, poza tym, że moje nadgarstki były coraz bardziej poranione.
- Siedź spokojnie - powiedział znudzony - To nic nie da. Musimy czekać.
- Czekać na co?! - krzyknęłam przerażona. Bałam się co mnie tu czeka. Bałam się obecności Brada i jego dziwnego zachowania. Czy ktoś mi łaskawie wytłumaczy o co tu chodzi?
- Na T.
- Na co? - zapytałam, nie będąc pewna, czy dobrze usłyszałam.
- Na T - powtórzył, a widząc moje zdziwienie kontynuował - Nie wiem jak się nazywa. Karze mówić na siebie "T". Nie wiem kim jest ani jak wygląda.
- Skąd go znasz i dlaczego tu jesteśmy i...
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła - uśmiechnął się łobuzersko, a ja miałam ochotę go zabić. Miałam mnóstwo pytań, a on mi wyjeżdża z takim tekstem?! Chłopak zauważył, że nie mam ochoty na żadne żarty i westchnął, po czym zaczął mówić - Poznałem go krótko po tym jak wyszedłem z poprawczaka. Potrzebowałem pieniędzy, a u niego był szybki zarobek. Miałem pomagać ludziom, kiedy naprawdę tego potrzebowali - przerwał i spojrzał mi w oczy - Tobie także.
-Ten dom... Te pieniądze? To od Ciebie? - zapytałam modląc się, żeby to nie była prawda.
- Właściwie od T, no ale można powiedzieć, że to dzięki mnie - uśmiechnął się lekko - Wszystko było pięknie, dopóki nie powiedział mi dalszej części mojej pracy - zatrzymał się i nerwowo przełknął ślinę - Kiedy ludzie się już ustatkowali miałem ich...
- Zabijać - dokończyłam za niego. To by wyjaśniało dlaczego Brad zrobił to co zrobił - Pracowałeś z nim a nie wiesz jak wygląda?
- Nie wiem - spuścił głowę - Zawsze miał maskę albo jakiś kaptur. Zawsze zasłaniał twarz.
- A dlaczego tu jesteśmy? - zapytałam cicho, bojąc się odpowiedzi.
- Jechałem do domu, kiedy zobaczyłem jak biegniesz, a potem po prostu upadasz - podniósł głowę i spojrzał w moje oczy - Wystraszyłem się i wysiadłem z auta, żeby ci pomóc. Zabrałem cię do domu, a on tam czekał. Kiedy zorientował się, że ci pomagam zamiast cię zabić wpadł w szał. I wtedy...
- Domyślam się co dalej - mruknęłam, nie chcąc słuchać tej opowieści.
Zapanowała cisza.
Siedzieliśmy nic nie mówiąc i nawet na siebie nie patrząc. Sama nie wiem czy czułam się lepiej ze świadomością, że Brad był zmuszony do zabicia mnie czy nie. Z drugiej strony zawsze mógł uciec. Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. Podniosłam głowę i napotkałam wzrok Brada. Patrzył na mnie z lekkim uśmiechem. Odwzajemniłam to. Patrzyliśmy się w swoje oczy nic nie mówiąc. Nie wiem ile czasu minęło, ale czułam się tak dobrze.
- Brooke muszę ci coś powiedzieć - jego twarz spoważniała. Przełknął ślinę i zamknął oczy odchylając głowę do tyłu. Westchnął ostatni raz i odezwał się - Kocham cię.
- Co?! - zakrztusiłam się własną śliną.
- To co usłyszałaś - powiedział cały czas patrząc prosto w moje oczy. Te słowa słyszę zdecydowanie od zbyt dużej liczby osób. Te dwa słowa liczą się dla mnie tylko i wyłącznie z ust Justina. Właśnie, Justin! Zorientował się, że mnie nie ma? Spotkał już Mike? Szukają mnie? W ogóle czy wrócił do domu cały i zdrowy. A co jeśli coś mu się stało? Ja tego nie przeżyję! O ile uda mi się wyjść stąd cało... - Brooke halo! - usłyszałam głos Brada i dopiero teraz zorientowałam się, że odpłynęłam.
- Ja... - zawahałam się - Nie wiem co ci powiedzieć.
- Nic nie mów - uśmiechnął się lekko - Chciałbym, żebyś to wiedziała. A innej okazji nie będzie, żeby ci to powiedzieć.
- Jak to nie będzie? - zmarszczyłam brwi i jak na zawołanie drzwi otworzyły się, a do środka wszedł jakiś mężczyzna. Mogłam się domyśleć, że to ten "T". Podszedł do ściany, pod którą stało krzesło. Wziął je i postawił z boku, między nami i usiadł. Spoglądał to na mnie to na Brada.
- Wypuść ją - warknął Brad, a w odpowiedzi usłyszeliśmy tylko śmiech.
- Pokaż się - wysyczałam - Podobno taki odważny jesteś.
Postać podniosła się i przyłożyła ręce do kaptura. Powoli zaczęła ściągać go z głowy, a kiedy jego twarz się ujawniła, miałam wrażenie, że gdzieś go już widziałam.
- Thomas? - usłyszałam spanikowany głos Brada. Spojrzałam przelotnie na niego, a potem z powrotem na T. Już wiem! Thomas Walker! Ten koleś spod 26. Nigdy go nie lubiłam, bo zawsze był strasznie nachalny. Ale co on tu robi? Przecież powinien jeszcze siedzieć.
- Witam w moich skromnych progach - zaśmiał się wskazując na pomieszczenie - Niestety nie ma tu luksusów, ale myślę, że może być.
- Dlaczego to robisz? - zapytałam.
- A dlaczego nie? - posłał mi zdziwione spojrzenie - Fajna zabawa patrzeć, jak ludzie błagają, żeby ich nie zabijać.
- Jesteś chory - splunęłam pod jego nogi.
- Tak jak ty skarbie - podszedł do mnie i przejechał zimną dłonią po moim policzku. Odsunęłam głowę nie chcąc, żeby mnie dotykał.
- Ja nie jestem chora - wysyczałam. Mimo wszystko w moim głosie słychać było niepewność. Teoretycznie odkąd cokolwiek podpaliłam minęło bardzo dużo czasu, ale to nie zmienia faktu, że cały czas mam ochotę to zrobić.
- Tak, tak - zaśmiał się - A teraz przejdźmy do najlepszego.
Podszedł do ściany, przy której stał wielki stół, a na nim leżały jakieś narzędzia. Wziął duży nóż i z powrotem wrócił do nas.
- To który pierwszy? - spojrzał na nas - Panie mają pierwszeństwo, prawda? - spojrzał na mnie z psychicznym uśmiechem. Nim się obejrzałam stał już przy mnie, a nóż delikatnie jeździł po mojej twarzy - Szybko i bezboleśnie czy powoli i boleśnie? - zapytał, a kiedy nie otrzymał odpowiedzi trochę mocniej przycisnął nóż - Oj no weź! Nie psuj zabawy! Nawet daję ci wybór!
- Daj mi spokój - wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Chłopak popatrzył na mnie rozbawiony, po czym gwałtownie odwrócił się i rzucił nożem przed siebie. Usłyszałam cichy jęk i kiedy Thomas odsunął się, zobaczyłam Brada, który miał wbity nóż w brzuch. Skrzywiłam się na ten widok, a kiedy Thomas podszedł do niego i zaczął przekręcać narzędzie w różne strony, tak, że z ust Brada wydobywały się głośne krzyki, zaczęłam płakać.
- Co jest Brad? - położył dłonie na kolanach, tak że ich twarze były na równi - Nic nie powiesz? Zawsze taki rozgadany byłeś.
- Zostaw go! - krzyknęłam przez łzy.
- Nawet koleżanka bardziej rozmowna - zaśmiał się wskazując na mnie.
- Wypuść ją - powiedział cicho Brad. Serce rozpadał mi się na milion kawałeczków widząc przed sobą takie coś.
- Co mówisz? - chłopak przyłożył dłoń do ucha, udając, że nie usłyszał - Z nią też mam się pobawić? Nie ma sprawy! - uśmiechnął się i wrócił do stołu po kolejny nóż. Zadrżałam kiedy znowu do mnie się zbliżył. Przejechał ostrzem po moim policzku, zostawiając po sobie długą szramę, z której zaczęła cieknąć krew. Zacisnęłam powieki i usta, nie chcąc wydać z siebie żadnego dźwięku.
- Otwórz oczy - krzyknął, ale nie otrzymał ode mnie żadnej odpowiedzi. Złapał mnie za włosy i mocno pociągnął - Powiedziałem otwórz oczy! - szarpał coraz mocniej, więc wykonałam jego polecenie. I w tym momencie znowu odwrócił się i rzucił nożem, który trafił prosto w serce Brada. Z ust chłopaka wydobył się przeraźliwy krzyk, a potem zamknął oczy, a jego głowa opadła. Zaczęłam krzyczeć i płakać.
- Chcesz mu pomóc? - spojrzał na mnie jakby z politowaniem - Leć - schylił się i przeciął sznury. Bez zastanowienia wstałam i podbiegłam do Brada. Upadłam na kolana i wzięłam jego twarz w swoje dłonie.
- Brad - wychlipałam - Obudź się! Ej wstajemy! Koniec spania! - płakałam. Nie docierało do mnie to co się stało. Miałam wrażenie, że on zaraz otworzy oczy i uśmiechnie się do mnie.
- Płacz dalej - zaśmiał się Thomas - To mu życia nie zwróci.
- Jesteś psychicznie chory! - podniosłam się i na trzęsących się nogach zaczęłam iść w jego stronę.
- Uznam to za komplement - uśmiechnął się i podszedł do mnie biorąc mnie na ręce w ślubnym stylu. Naprawdę nie rozumiem tego człowieka. Zaczęłam krzyczeć i wyrywać się, ale ten nic sobie z tego nie zrobił. Zaniósł mnie do innego pokoju i położył na dużym łóżku. Patrzył na mnie przez chwilę, po czym nachylił się i pocałował z czoło.
- Masz kilka dni życia, także możesz się wyluzować - powiedział spokojnie i wszedł z pokoju. Wow dziękuje, za twoją dobroduszność. Zeszłam z łóżka i podeszłam do okna. Zamarłam kiedy zorientowałam się gdzie jestem. Byłam na Manhattanie, na przeciwko domu Justina. Ja się pytam czy można być jeszcze bardziej chorym człowiekiem?! Przekręciłam klamkę i otwarłam okno. Jak głupim trzeba być, żeby tego jakoś nie zabezpieczyć... Lepiej dla mnie. Przełożyłam nogi przez parapet i wyszłam na daszek. Potem po drzewie, które rosło obok, zeszłam na ziemię. Biegiem rzuciłam się prosto do domu. Podbiegłam do drzwi i chciałam je otworzyć, ale były zamknięte. Zaczęłam dzwonić dzwonkiem i walić pięściami w drzwi, co chwile odwracając się, aby upewnić się, że Thomas tu nie idzie.


Justin's POV
Siedziałem w pokoju planując kolejne poszukiwania Brooke, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedziałem cicho, ale na tyle głośno, żeby osoba za drzwiami mogła to usłyszeć. Do środka weszła moja mama ze zmartwionym wyrazem twarzy - Coś się stało?
- Chyba powinnam ciebie o to zapytać - westchnęła i usiadła na łóżku - Chodzisz od wczoraj jak struty, a poza tym... - zawahała się - Nie widzę nigdzie Brooklyn - nic nie odpowiedziałem tylko spuściłem głowę. Że niby mam jej powiedzieć "Mamo porwali ją, ale spokojnie zaangażowałem mój cały gang, żeby ją znaleźć" no raczej nie. Czułem jak jej wzrok wypala dziurę w mojej głowie. Musiałem jej coś powiedzieć, ale nie wiedziałem co - Synku widzę, że coś cię męczy. Mi możesz wszystko powiedzieć - podniosła się i podeszła do mnie obejmując mój kark.
- Wiem mamo - posłałem jej blady uśmiech.
- No więc co się stało?
- Brooke... Ona... - westchnąłem, chcąc powiedzieć jej prawdę. Jednak moim wybawieniem okazało się nachalne dobijanie się do drzwi - Pójdę otworzyć.
Kobieta westchnęła po czym puściła mnie i skierowała się do wyjścia z pokoju. Szybko wstałem i wyprzedziłem ją, zbiegając na dół i podchodząc do wejścia. Leniwie otwarłem drzwi.
- Justin - usłyszałem cichy głos Brooke. Kiedy tylko mnie zobaczyła poleciała na ziemię. Nie mogłem pozwolić jej upaść i szybko złapałem dziewczynę. Jedną rękę włożył pod jej kolana, a drugą oplotłem wokół talii. Nogą zamknąłem drzwi i dopiero wtedy się jej przyjrzałem. Miała rozcięty policzek i zmierzwione włosy, nic poza tym. Ale to i tak dużo. Jak dorwę Brada, to przysięgam, że go zabiję! Szybko ruszyłem do mojego pokoju. Modliłem się, żeby nie spotkać po drodze mamy, bo nie wiem co bym jej odpowiedział.
- Justin kto to był? - usłyszałem głos swojej rodzicielki.
- Nikt mamo! - krzyknąłem wchodząc do swojego pokoju, jednak kobieta mnie zatrzymała.
- Co ty tam masz - podeszła bliżej, a kiedy zobaczyła Brooke z jej rąk wyleciał kosz z praniem, który trzymała - Boże Święty co jej się stało?! Już kładź ją na łóżko i leć po apteczkę!
Zrobiłem tak jak kazała. Położyłem ją delikatnie na łóżko i szybko zniknąłem za drzwiami łazienki, biorąc stamtąd apteczkę. Wróciłem do pokoju, zastając mamę przy łóżku. Obmywała ranę na twarzy dziewczyny. Podałem jej przedmiot i usiadłem po drugiej stronie, łapiąc za rękę Brooke.
- Kochanie będzie dobrze - przyłożyłem jej dłoń do ust i pocałowałem po kolei jej kostki - Zobaczysz, on zapłaci za to co ci zrobił.
- Justin proszę o wyjaśnienia - kobieta przerwała na chwilę czyszczenie rany i spojrzała na mnie poważnie.
- To trochę dziwne... - podrapałem się po karku, będąc zażenowany, wystraszony i sam nie wiem co jeszcze.
- Nie obchodzi mnie to - warknęła. Pierwszy raz ją taką widziałem - Dziewczyna przychodzi do nas nie wiadomo skąd, teraz ledwo żywa leży z rozciętym policzkiem. Ty co chwilę znikasz... Myślisz, że ja jestem głupia? Że nie wiem, że należysz do jakiegoś gangu? - spojrzała na mnie, a ja otwarłem usta z podziwu. Nie myślałem, że moja mama to wszystko wie.
- Skąd ty to wiesz?
- Justin jestem twoją mamą - uśmiechnęła się lekko - Takie rzeczy się wie i już.
Na tym chwilowo skończyliśmy rozmowę. Mama dokończyła opatrywać ranę Brooke po czym podniosła się i przykryła ją szarym kocem, który leżał na końcu łóżka. Wychodząc zatrzymała się przy mnie.
- Ja rozumiem, że jesteś już dorosły i masz swoje życie - przerwała czekając na jakąkolwiek reakcję z mojej strony. Delikatnie skinąłem głową, na znak, że jej słucham - Ale to co się tu dzieje jest chore i żądam wyjaśnień - powiedziała i wyszła. Siedziałem przy Brooke bijąc się z własnymi myślami. Skoro moja mama wie, że jestem w gangu to mogę jej wszystko powiedzieć. Nie, nie mogę! Po pierwsze nie jestem cipą, która z problemami leci do matki, po drugie może jej się coś stać. Im mniej wie tym lepiej. Powinienem bardziej uważać, żeby nigdy się o niczym nie dowiedziała. No ale przecież to moja mama. Sama powiedziała, że rodzice wiedzą takie rzeczy. A właśnie... Ciekawe co z tatą. Też wie? Albo może mama mu powiedziała? Muszę z nimi poważnie porozmawiać.
- Justin - usłyszałem cichutki głos.
- Już dobrze - nachyliłem się nad dziewczyną i delikatnie pocałowałem ją w czoło. Zadrżała, kiedy moje usta spotkały się z jej skórą.
- Tak bardzo się bałam - zapłakała cicho, krzywiąc się przy tym.
- Spokojnie, jestem tutaj - złapałem ją za dłonie i zacząłem pocierać je kciukami - Już nigdy, nikt mi cię nie zabierze.
- Ostatnio mówiłeś to samo - wyszeptała ze łzami w oczach. A ja wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że zawsze tak jest. Ktoś robi jej krzywdę, a kiedy znowu jest moja mówię jej, że teraz jest bezpieczna. A to nie prawda. Będąc ze mną nie jest bezpieczna.
- Śpij aniołku - zignorowałem jej słowa i pocałowałem ją delikatnie w usta. Odsunąłem się od niej, a ona posłała mi blady uśmiech. Siedziałem jeszcze przez chwilę, a kiedy zorientowałem się, że dziewczyna śpi, wstałem i skierowałem się do wyjścia.
- To już ostatni raz kiedy ktoś mi cię zabiera - wyszeptałem i wyszedłem z pokoju.
Zszedłem po cichu po schodach, mając nadzieję, że mamy nie będzie w salonie. Jednak jak zwykle nie poszło po mojej myśli, bo rodzicielka siedziała na kanapie jakby właśnie na mnie czekała.
- Czekałam aż zejdziesz - aha! Czytam w myślach - Porozmawiasz ze mną?
- Tak - niepewnie podszedłem do kanapy i usiadłem na niej.
- Spokojnie - zaśmiała się - Ja nie gryzę.
- To stresujące - posłałem jej blady uśmiech.
- Nie denerwuj się - przysunęła się do mnie i zamknęła mnie w matczynym uścisku. Trwaliśmy tak przez jakiś czas, a ja zacząłem tęsknić za okresem, kiedy byłem dzieckiem. Zero problemów. Siedząc tak do głowy wpadł mi ciekawy pomysł, ale tym zajmę się później. Po jakim czasie odsunęła się ode mnie i ujęła moje dłonie. Zaczęła je uspokajająco gładzić, tak jak to robiła kiedy byłem mały. Uśmiechnąłem się do niej, co odwzajemniła.
- Co byś chciała wiedzieć? - zapytałem mając powoli dość tej ciszy.
- Historię tej dziewczyny - odchrząknęła - To znaczy Brooklyn. 
- Ona... - nie wiedziałem jak zacząć - Do 12 roku życia mieszkała chyba na Queens - nie byłem tego do końca pewny - Ze swoją mamą i Mikiem, bo tata zostawił ich kiedy miała 5 lat. Jej mama... Ona... - zawahałem się - Popełniła samobójstwo - spojrzałem na swoją mamę, która przyłożyła dłoń do ust, a w jej oczach pojawiły się łzy - Mike należał już wtedy do naszego gangu, więc tak jakby wkręcił ją w to, żeby miała gdzie mieszkać. Jego praktycznie całe dnie w domu nie było, bo miał dużo spraw do załatwienia, a tak to miał na nią oko - wyjaśniłem.
- I wolał, żeby dwunastolatka zadawała się z jakimiś gangsterami niż żeby mieszkała sama w domu?! - krzyknęła a ja posłałem jej wkurzone spojrzenie. Halo! Twój syn też jest takim gangsterem! - Przepraszam - spuściła głowę.
- No i tak wyszło, że brała udział we wszystkich akcjach i tego rodzaju sprawach...
- Na przykład? - uniosła jedną brew. Tego jej już nie powiem. 
- Mamo! - westchnąłem - Historia Brooke... 
- Tak, tak przepraszam - wymamrotała.
- Jakiś czas później zginął Mike - sposób w jaki się to stało pominę. Chociaż i tak nie wiem czy zrozumie, że on jednak żyje... To skomplikowane - A ona zaczęła borykać się z chorobą psychiczną.
- Depresja? - zapytała.
- Piromania - poprawiłem ją - Zaczęła sprawiać trochę problemy, więc ludzie wymyślili, że trzeba jej się pozbyć - nie przebierałem w słowach. Mówiłem tak jak było - Nie chcieli jej zabijać - kiedy to powiedziałem mama skrzywiła się - Więc wrobili ją w coś i poszła do poprawczaka. Tam znęcał się nad nią ochroniarz - teraz ja się skrzywiłem jak to powiedziałem - Więc uciekła - mama odetchnęła z ulgą, co swoją drogą było troszkę zabawne, więc zachichotałem. Posłał mi tylko wkurzone spojrzenie - Znalazł ją Matt, a potem... - sam nie wiedziałem czy powiedzieć jej o włamaniu do naszego domu. Postanowiłem to pominąć.
- A potem? - ponagliła mnie.
- Trafiła do nas. W skrócie porwali ją kilka razy - przełknąłem ślinę przygotowując się do tego co zaraz mam powiedzieć - Zgwałcili i okaleczyli - z pozoru mogło się wydawać, że mówienie o tym tak samo jak bym mówił o pogodzie. Ale to nie prawda. Przywołując te wszystkie rzeczy chciało mi się płakać. Nawet nie chce myśleć co musi czuć Brooke.
- Boże - przyłożyła dłonie do twarzy - Biedne dziecko.
- A teraz spadły na nią kolejne dwie - zatrzymałem się nie wiedząc jak to nazwać - informacje?
- Co masz na myśli - zmarszczyła brwi.
- Jej ojciec nie żyje, a jej brat tak - powiedziałem.
- Jej brat co tak? - zapytała nie rozumiejąc o co mi chodzi.
- Jej brat żyje - powiedziałem powoli. Źrenice mojej mamy nienaturalnie się powiększyły, a z jej ust wyszedł jakby jęk?
- Mike żyje? - zapytała nie dowierzając.
- Żyje - skinąłem głową - Wrócił i mieszka... W sumie nie wiem gdzie. 
- Tyle rzeczy dzieje się za moim plecami - westchnęła - A powiedz mi jeszcze jedną rzecz.
- Jaką? - zapytałem.
- Kto ją porwał? 
- Brad - wysyczałem. Nienawidzę go całym swoim sercem i mam nadzieję, że zgnije w piekle.
- Nazwisko - rzuciła oschle. Mamo? 
- Johnson.
- Brat Johnson - powiedziała jakby zahipnotyzowana - Jesteś pewien?
- Mamo znasz go? - uniosłem brwi. To niemożliwe!
- Musiałam go z kimś pomylić - machnęła ręką i wstała - Idę po zakupy - rzuciła i wszyła z domu. Ona coś ukrywa i to widać gołym okiem. A poza tym kto chodzi na zakupy bez pieniędzy? Nie wzięła nic ze sobą. Westchnąłem, nie wiedząc co mam dalej robić. Podniosłem się z kanapy i ruszyłem do mojego pokoju. Kiedy wszedłem do środka Brooke stała przed lustrem patrząc na swoje odbicie.
- Wyjdź stąd - powiedziała cicho i ukryła twarz w dłoniach.
- Co się dzieje? - podszedłem do niej i odsunąłem jej ręce.
- Nie patrz na mnie! - krzyknęła.
- Dlaczego? - nie rozumiałem o co jej chodzi.
- Nie widzisz jak ja wyglądam?! - zapłakała.
- Pięknie jak zawsze - powiedziałem szczerze i pocałowałem ją w czoło.
- Kłamiesz - wymamrotała spuszczając wzrok na swoje stopy.
- Brooke spójrz na mnie - ująłem jej brodę między palec wskazujący a kciuk i podniosłem jej głowę, tak by na mnie spojrzała - Jesteś najpiękniejsza na świecie i żadna mała ryska tego nie zmieni. 
Dziewczyna nic nie odpowiedziała tylko stanęła na palcach i pocałowała mnie. Nie spodziewałem się tego gestu, więc dopiero jak mój mózg zarejestrował co się dzieje, odwzajemniłem pocałunek. Delikatnie muskała moje usta jakby bojąc się, że jeśli zrobi to mocniej, rozpadnę się. To bardziej ja powinienem się o to bać. Zjechałem rękami na jej biodra, a kiedy moje ręce wślizgnęły się pod jej koszulkę zacząłem zataczać kciukami niewidzialne wzroki. Przejechałem językiem po jej dolnej wardze prosząc o dostęp, który od razu mi dała. Wtargnąłem do środka i od razu zacząłem badać językiem jej podniebieniem. Kiedy rękami załapałem jej pośladki i delikatnie je ścisnąłem z jej ust uciekł cichy jęk. Uśmiechnąłem się przez pocałunek. Zaczęła całować mnie coraz bardziej brutalnie. Muszę przyznać, że podobało mi się to. Wiedziałem do czego to wszystko prowadzi, więc odsunąłem się po jakimś czasie. 
- Nie będziemy się pieprzyć - powiedziałem cicho - Tylko się całujemy.
- Dlaczego? - dziewczyna spojrzała na mnie jak na kosmitę.
- Jesteś cała obolała i zmęczona - przejechałem sfrustrowany dłońmi po włosach.
Nic nie odpowiedziała tylko uśmiechnęła się i podeszła do mnie ponownie łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. Zjechałem ponownie rękami na jej pośladki i podniosłem ją, a ona owinęła mnie w pasie swoimi nogami. Jęknąłem gdy poczułem jej ciało tak blisko swojego. Zacząłem całować jej szyję, a ona odchyliła głowę do tyłu, dając mi jeszcze łatwiejszy dostęp. Od razu skorzystałem z okazji i zacząłem ssać jej najwrażliwsze punkty. Nagle odsunęła się ode mnie i zaczęła się rozbierać. Poszedłem w jej ślady i już po chwili byliśmy bez ubrań. Znowu wskoczyła na mnie i owinęła nogi na mojej talii. Zacząłem błądzić rękoma po jej ciele.
- Justin - jęknęła głośno, mocniej ciągnąc za moje włosy, kiedy przyssałem się do jej piersi.
- Brooke jesteś taka ładna - wymamrotałem - Nie ma słowa, które mogłoby to opisać - jęknąłem obsypując ją większą ilością pocałunków.
- Justin... Sądzę, że i tak skończymy pieprząc się - powiedziała całując mnie w usta.
- Nie, będziemy się kochać skarbie... - poprawiłem ją między pocałunkami - Delikatnie, słodko i ostrożnie - wyliczałem.
- Mniej gadania więcej kochania w takim razie - sapnęła przejeżdżając dłonią po mojej klacie. Moje usta były już zajęte czymś innym niż gadaniem.
- Nie Bro, chcę żeby to było wyjątkowe...
- I będzie - uśmiechnęła się do mnie, co odwzajemniłem. Po chwili poniosłem ją do góry tylko po to, żeby w nią wejść.
- Boże Justin - jęknęła, gdy ją wypełniłem. Uśmiechnąłem się. 
- Delikatnie i słodko - powtórzyłem. 
- Ale mógłbyś chociaż ostrzec, nie sądzisz? - zapytała odchylając głowę do tyłu. 
- Do czego potrzebne ci ostrzeżenie - zapytałem zachrypniętym głosem. Moje ręce spoczywały na jej talii - Niespodzianki są fajne.
- Jesteś... jesteś..sama nie wiem! - zaśmiała się zaciskając ręce na moich ramionach.
Uśmiechnąłem się i zacząłem ją podnosić i opuszczać na siebie. Z naszych ust uciekały jęki. Zamknęła oczy, rozkoszując się przyjemnością, gdy kontynuowałem obsypywanie jej pocałunkami.
- Justinnnnn - jęknęła.
- Trzymaj się - poinstruowałem i zacząłem się szybciej poruszać. Kilka chwil później jęknęliśmy głośno, dochodząc w tym samym czasie. Oddychaliśmy ciężko, nasze czoła jedno, przy drugim. Uśmiechnąłem się szeroko, gdy trzymała mnie, żeby nie spaść. Przysięgam, że jeślibym jej nie trzymał spadłaby. Była tak zmęczona, że jej uścisk był taki jakby go nie było.
- Justin... to było po prostu genialne - wyszeptała, a ja ją pocałowałem.
- Następnym razem postaram się, żeby było lepiej - cmoknąłem ją w czoło i podszedłem do łóżka kładąc ją na nim. Ułożyłem się obok niej i przykryłem nas kołdrą. Objąłem ją w talii i przysunąłem do siebie. 
- Justin? - usłyszałem cichy głosik. Odsunąłem się troszkę, aby móc na nią spojrzeć - Kochasz mnie? - Co to za pytanie? - zmarszczyłem brwi - Oczywiście, że tak.
- A czy my... - zawahała się, a ja dostałem olśnienia o co jej chodzi.
- Tak - pocałowałem ją - Kocham cię moja dziewczyno.
- Ja ciebie też - zatrzymała się - Mój chłopaku.


 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Trololololo czegoś w tym rozdziale braaaakujjjeeeee :D Pozdro dla kumatych xd 
Mam nadzieję, że Wam się spodoba i w ogóle ;d 
Do następnego :****



5 komentarzy

  1. Troche późno ten rozdzał, ale poza tym wszystko idealne. Czekam na next i oby był szybko bo nie moge się doczekać!

    OdpowiedzUsuń
  2. ja wiem czego brakuje ale cusz
    nie chce spojlerowac i w ogole
    supi jest tak ogolnie

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyżby Brook wpadła? :p rozdział super :*

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Devon