sobota, 26 grudnia 2015

ROZDZIAŁ 26

Brooke's POV
- Zrobiłam coś czego nie powinnam - zniżyła głos do szeptu tak że ledwo ją usłyszałam. Spuściła głowę i zaczęła bawić się swoimi palcami.
- Mona, co się stało? - powiedziałam powoli nie spuszczając dziewczyny z oczu.
- Ja...um...no wiesz... - jąkała się - Wsypałam cię.
- Jak to mnie wsypałaś? - zapytałam niepewnie - Przed kim? I co takiego zrobiłam?
- Ktoś do mnie napisał - westchnęła i spojrzała na mnie - I wypytywał o ciebie. O wszystko co na twój temat wiem. Nawet o takie głupoty.
- Na przykład?
- Czy masz jakieś alergie, czy miałaś kiedyś jakieś zwierzę, czy boisz się dentysty noo.. umm - zatrzymała się na chwilę - Takie dziwne, mało znaczące rzeczy! - wyrzuciła do góry ręce z frustracją. Patrzyłam na nią a ona na mnie. Analizowałam wszystko co mi powiedziała. Po co komuś o mnie takie informacje?
- Kto do ciebie napisał? - powiedziałam, rzucając jej surowe spojrzenie.
- Nie mam pojęcia kto to - wzruszyła ramionami i znowu utkwiła spojrzenie w swoich paznokciach. Swoją drogą były bardzo ładne. Jak będę miała chwilę, muszę wybrać się na małe mani pedi. O Boże o czym ja teraz myślę... Skup się Brooke!  - Przedstawił się jako pan T.
- No tak, mogłam się domyśleć - mruknęłam do siebie.
- Mówiłaś coś? - podniosła głowę i spojrzała na mnie. Pokręciłam przecząco głową - Słuchaj Brooke, przepraszam, okej? Nie chciałam mu tego wszystkiego mówić, ale...
- Ale co? - warknęłam, podnosząc się z łóżka - Nie wiesz kto to może być! A co jeśli to jakiś pedofil albo morderca?! Tak po prostu powiedziałaś mu wszystko co o mnie wiesz! Tak nie postępują przyjaciółki! Dlaczego mnie wsypałaś! Za co?!
- On powiedział, że Mike wtedy wróci - wyszeptała - I wrócił.
- Wymieniłaś mnie na mojego brata -  powiedziałam z niedowierzaniem. Przyłożyłam dłoń do ust, a do oczu napłynęły mi łzy. To tak jakby mnie sprzedała. Ważniejsze jest dla niej, żeby Mike tu był niż moje bezpieczeństwo. Woli jego ode mnie.
- Brooke to nie tak - wstała i podeszła do mnie - Ja po prostu chciałam...
- Wyjdź - przerwałam jej, odsuwając się.
- Ale Brooke... - powiedziała z desperacją w głosie.
- Powiedziałam wyjdź! - wrzasnęłam i wskazałam palcem na drzwi. Dziewczyna ostatni raz spojrzała na mnie swoimi smutnymi oczami, po czym spuściła głowę i wyszła z pokoju. Upadłam na podłogę, opierając się plecami o ścianę. Z moich oczu niekontrolowanie poleciały łzy, których nie potrafiłam zatrzymać. To przez nią Thomas mnie porwał. To przez nią Brad nie żyje. To wszystko jej wina! Dlaczego mi to zrobiła? Czy Mike jest dla niej, aż tak ważny? Może coś ich łączyło... Albo łączy. Kocha go! To dlaczego tak dziwnie reaguje na mnie i Justina? Boże... Ta dziewczyna jest bardziej skomplikowana niż wszystkie kobiety razem wzięte.
- Co dzisiaj się z nimi stało? Jednak widać, że rodzeństwo - do pokoju wszedł rozbawiony Justin - Najpierw Ryan wybiegł jak oparzony, teraz Mo... - przerwał kiedy jego wzrok padł na mnie - Brooke, kochanie co się stało?! - podbiegł do mnie i wziął w ramiona. Tego było mi trzeba. Mocno wtuliłam się w niego, powoli się uspokajając. Po kilku minutach odsunął mnie od siebie i usiadł obok na podłodze. Objął mnie ramieniem i siedzieliśmy dalej, wtuleni w siebie.
- Powiesz co się stało? - zapytał cicho.
- To wszystko jej - zaczęłam mówić, ale mój głos zdążył się załamać. Wzięłam głęboki oddech i kontynuowałam - To wszystko jej wina.
- Nie rozumiem - chłopak zmarszczył brwi.
- To przez nią Thomas mnie porwał. To przez nią Brad nie żyje. To przez nią moje życie jest w niebezpieczeństwie - zaczęłam się nakręcać i coraz głośniej krzyczeć - Wybrała Mike zamiast mnie! Woli jego ode mnie! Jak mogła mi to zrobić! Była moją przyjaciółką... Jak mogła mnie sprzedać. Za tego oszusta! Brzydzę się nim... I nią! Jak mogli! - płakałam.
- Hej, hej, hej - przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie - Spokojnie - delikatnie pocałował mnie w czoło - Oddychaj - powiedział a ja zaczęłam się uspokajać, robiąc co mi kazał - Wdech, wydech - pokazywał mi co mam robić. Miałam mały atak paniki, ale dzięki niemu obeszło się bez większych problemów - Lepiej?
- Tak, dziękuje - uśmiechnęłam się blado.
- To teraz na spokojnie powiedz mi co się stało - powiedział powoli, patrząc w moje oczy.
- Pisał do niej Thomas - mówiąc jego imię znowu zachciało mi się płakać. Justin wyczuł to i jeszcze mocniej wtulił mnie w siebie - I pytał o mnie - chłopak posłał mi zdziwione spojrzenie - O różne szczegóły z mojego życia... Na przykład czy miałam jakieś zwierzęta albo czy boję się dentysty. Takie głupoty - powiedziałam, a on kiwnął głową, żebym kontynuowała - I ona mu to wszystko powiedziała, w zamian za...
- Za co?
- Powiedział jej, że wtedy wróci Mike.
- I wrócił - westchnął.
- Widzieliście się? - zapytałam.
- Tylko chwilę - skrzywił się. Nie do końca to zrozumiałam - Kiedy wróciłem do domu siedział z Moną na kanapie i bawili się w najlepsze. Nie przejmowali się w ogóle tym, że ciebie nie ma. Pokłóciłem się z Mikiem i wyszedłem szukać ciebie - mówiąc to cały czas patrzył mi w oczy. Były przepełnione żalem i bólem, ale też miłością. O mamo... Jak ja się cieszę, że mam kogoś takiego jak Justin. On mnie kocha najbardziej na świecie, a Ryan nie ma racji. Powinien zgnić w piekle za to co powiedział.
- Brooke - poczułam jak chłopak potrząsa moje ramię.
- Co? - ocknęłam się.
- Odpłynęłaś - zmarszczył brwi - O czym myślałaś?
- Ja... - zastanawiałam się czy powiedzieć mu o czym mówił Ryan.
- Ty?
- Myślałam nad tym, że bardzo się cieszę, że cie mam - uśmiechnęłam się - I wiem, że mnie kochasz i wszyscy co myślą inaczej, żyją w dużym błędzie - pocałowałam go w policzek - I ja cię też bardzo, bardzo kocham.
- A kto myśli inaczej? - skupił się tylko na tym, ignorując resztę mojego wyznania.
- N..Nnie wiem - wzruszyłam ramionami - Tak tylko mówię.
- Jasne - westchnął.
- A to nie prawda? - podniosłam głowę szukając jego wzroku.
- Prawda - schylił się i złożył delikatny pocałunek na moich ustach - Kocham cię najmocniej na świece i jeśli będzie trzeba to oddam za ciebie życie.
- Mam nadzieję, że nie będzie trzeba - mruknęłam i oparłam głowę na jego torsie. Chłopak nic nie odpowiedział. Co to znaczy? Że jednak będzie taka sytuacja? W sumie racja... W końcu sami wybraliśmy takie życie i ciągle jesteśmy narażeni na różne niebezpieczeństwa.
Justin zaczął nucić pod nosem jakąś piosenkę i delikatnie głaskał moje udo. Czułam się tak dobrze w jego ramionach.
- Kocham cię - wyszeptałam. Co z tego, że przed chwilą mu to mówiłam.
- Ja ciebie też - pocałował mnie w czubek głowy. Westchnęłam głośno, będąc zmęczona dzisiejszym dniem i zamknęłam oczy mając nadzieję, że uda mi się zasnąć.


Justin's POV
Dziewczyna siedziała oparta o mój tors nie odzywając się ani słowem. Raczej nie miała nic do powiedzenia, ale mi nie pasowała taka cisza. Musiałem coś z tym zrobić.
- Wiesz Brooke - czekałem na jakąkolwiek reakcje, ale kiedy nic się nie stało, stwierdziłem, że to znak, żebym kontynuował - Tak myślałem, że może byśmy się stąd wyprowadzili. Ten dom jest taki wielki, a siedzimy w nim cały czas sami. Może kupimy coś mniejszego, na obrzeżach miasta. Z pięknym widokiem na ocean! Tylko ty i ja... Co ty na to? - westchnąłem czekając na odpowiedź dziewczyny. Nic nie odpowiedziała. Podniosłem jej głowę i spojrzałem na nią. Miała zamknięte oczy, spała. Uśmiechnąłem się pod nosem. Mówiłem sam do siebie. Ale naprawdę myślę, że to świetny pomysł. Muszę z nią kiedyś o tym porozmawiać.
- A co to za romanse! - nagle do pokoju wpadli pijani chłopcy. Zapomniałem, że zostawiłem ich na dole.
- Cicho! - szepnąłem i posłałem im groźne spojrzenie - Śpi.
- A co się stało Monie? - wybełkotał Jake.
- Um... Mała sprzeczka - uśmiechnąłem się niewinnie - Jak to dziewczyny. Na pewno zaraz się pogodzą.
Jake wzruszył ramionami i usiadł obok mnie, a reszta poszła w jego ślady. I tak siedzieliśmy pod ścianą ramię w ramię, jeden obok drugiego.
- I co nim? - zapytał Colin, całkowicie zmieniając temat.
- Z kim? - spojrzałem na niego jak na kosmitę.
- Z tym kolesiem - odparł.
- Z jakim kolesiem? - wzrok wszystkich skierował się na chłopaka.
- Nie pisał do was nikt? - zapytał niepewnie, patrząc na nas. Wszyscy posyłali mu zdezorientowane spojrzenia. O kim ten człowiek mówi. Kto miał do niego napi... Thomas. W jednej chwili wszystko stało się dla mnie jasne.
- Pan T - powiedziałem, a chłopak lekko skinął głową - Cholera!
- Czy ktoś może nam wyjaśnić o co tu chodzi?! - Scott podniósł głos. Poczułam jak dziewczyna zaczyna wiercić się w moich ramionach. Podniosła głowę i spojrzała na nas zamglonym wzrokiem. Wszyscy wpatrywaliśmy się w nią jak w obrazek. Była taka piękna. Przetarła swoimi piąstkami zaspane oczy, po czym kichnęła. Zaśmiałem się na ten dźwięk. To było takie słodkie!
- Na zdrowie kochanie - pocałowałem ją w czubek głowy.
- Dziękuje - wymamrotała i wtuliła swoją twarz w mój tors (pewnie dlatego, że się zarumieniła) - Co mnie ominęło?
- Skończyliśmy na tym, że macie nam wyjaśnić o co chodzi - przypomniał Chris.
- Ale o co chodzi? - dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Thomas - powiedziałem cicho, patrząc jak Brooke się spina. Objąłem ją ramieniem i zwróciłem się do chłopaków - To człowiek, który ma nie równo pod sufitem. Porwał Brooke, zabił Brada, a teraz, z tego co mówi Colin - przerwałem i wskazałem brodą na chłopaka - poluje także na niego.
- I na was też - wtrącił - Mówił, że pilnie musi się z wami wszystkimi skontaktować. Powiedział, że jest starym przyjacielem i ma do was sprawę - wzruszył ramionami.
- Boże Colin! - jęknęła Brooke - Jesteś głupi czy głupi?
- Głupi - wyszczerzył się, na co reszta się zaśmiała.
- Ej koniec żartów - uspokoiłem ich - To poważna sprawa. Grozi nam...
- Niebezpieczeństwo - dokończył Matt - Dobra czaje. Ale jak to zabił Brada?!
- Coś powoli docierają do was informacje - pokręciłem głową.
- Hej! To nie nasza wina - oburzył się John - Nie piłeś tyle co my!
- Było też zastopować - mruknęła Brooke. Chłopaki posłali jej groźne spojrzenia, a ona przewróciła oczami i wstała z podłogi - Weźcie coś zróbcie za nim on zabije nas wszystkich - powiedziała i wyszła, zostawiając nas w kompletnej dezorientacji.
- Boże - Matt wywrócił oczami - Zmienia częściej humor niż kobieta w ciąży.
- A skąd wiesz jaka jest kobieta w ciąży? - Chris posłał mu rozbawione spojrzenie. 
- Zamknij się - Matt zaśmiał się, uderzając Chrisa w ramię.
- Chłopaki - westchnąłem - Ale ona ma rację. Trzeba coś zrobić za nim nas wszystkim powybija.
- Wydaję mi się, że trochę dramatyzujecie - wtrącił się Jake - Ale jak tak bardzo chcecie zawsze mogę go namierzyć no nie?
- Nareszcie zaczynasz normalnie myśleć - podniosłem się z podłogi i podszedłem do biurka - Gdzie jest mój laptop?
- Na pewno mama mu zabrała - usłyszałem cichy śmiech za plecami - Może przyłapała go jak oglądał pornole - śmiali się. Przewróciłem oczami na ich zachowanie, przeszukując szafki. Może go gdzieś włożyłem.
- Bieber nic nie mówi, czyli to prawda - wybuchnęli jeszcze większym śmiechem. Zdecydowanie za dużo alkoholu.
- Och wy śmieszki - powiedziałem piskliwym głosem, kiedy odwróciłem się w ich stronę - Nie ma laptopa. Trzeba jechać do magazynów - cały czas się śmiejąc wyszli razem ze mną z pokoju i zeszli na dół. Zacząłem się rozglądać za Brooke, ale nigdzie jej nie znalazłem. 
- Ej gdzie jest Brookie? - zapytał Matt.
- Nie ma jej nigdzie - krzyknąłem spanikowany, kiedy otworzyłem drzwi łazienki. Cholera! 
- Stary spokojnie - podszedł do mnie Chris i złapał za ramię - Nic jej nie jest.
- Nie masz pewności - wyrwałem się i podbiegłem do drzwi, chcąc szukać jej na dworze.
- Czekaj! - usłyszałem za sobą głos Matta. Odwróciłem się w jego stronę. Szedł do mnie z jakąś kartką w ręku - To chyba od niej. 

Nie mogę znieść tego hałasu na górze, więc idę się przejść. Niedługo wrócę. Nie martw się xx

- Dlaczego akurat teraz musiała wyjść! - wrzasnąłem, kierując się do samochodu. Chłopaki poszli w moje ślady wsiadając do swoich aut. Już miałem wyjeżdżać, kiedy zauważyłem, że rodzicie właśnie podjechali pod dom.
- Justin czekaj! - krzyknął mój tata, podbiegając do mojego samochodu - Co się dzieje?
- Nic tato - uśmiechnąłem się lekko - Jedziemy sobie pojeździć.
- Dobrze - westchnął - Uważajcie. 
Kiwnąłem głową i zamknąłem drzwi. Wyjechałem z podwórka. Jechaliśmy ulicami Nowego Jorku nie zważając na żadne ograniczenia prędkości. Uwielbiałem takie sytuacje. Mijaliśmy inne samochody z zawrotną prędkością. Pamiętam, że jak byłem młodszy to szedłem z rodzicami chodnikiem. Przejechało wtedy koło nas kilka sportowych cudeniek. Jedno za drugim. Bardzo spodobał mi się ten widok i wtedy moim marzeniem stało się, żeby następnym razem być w takim aucie, a nie na chodniku. Tak wiem, mam dziwne marzenia. Ale spełniło się. Dałem chłopakom znać, że jadę dalej. Chciałem jeszcze chwilę pojeździć, mając nadzieję, że znajdę po drodze Brooke. Niestety się nie udało. Martwię się o nią. W końcu jest już tak późno... Dodatkowo nie odbiera moich telefonów. 
Skręciłem w prawo, wjeżdżając w leśną uliczkę. Wybrałem okrężną drogę do magazynu. Jechałem przez las, leniwie rozglądając się na boki. Spojrzałem w prawo i rzuciły mi się w oczy dwie postaci. Wyglądały jakby się kłóciły. Zatrzymałem się i wysiadłem z auta. Podszedłem bliżej, uważając, żeby mnie nie zobaczyli.
- Obiecałeś! - głos jakiejś dziewczyny wydawał się bardzo znajomy. Niestety nie mogłem jej zobaczyć, przez kaptur na głowie. Tak samo z tą drugą osobą. Po posturze wywnioskowałem, że to mężczyzna.
- I spełniłem obietnice - warknął, przyciskając dziewczynę do drzewa - Teraz przyszedłem po to co moje.
- Ale ja nic nie mam - zapłakała.
- Ależ masz - zauważyłem jak wyciąga coś błyszczącego z kieszeni. Zanim się połapałem o co chodzi, usłyszałem przeraźliwy pisk dziewczyny. Od razu rzuciłem się w ich kierunku. Mężczyzna, kiedy mnie zobaczył zaczął biec przed siebie. Chciałem go gonić, ale musiałem pomóc dziewczynie, która upadła na ziemię. Podbiegłem do niej i podniosłem ją z ziemi biorąc na ręce i bez słowa niosąc do swojego samochodu. 
- Justin - wyszeptała, kiedy kładłem ją na tylnych siedzeniach. Zmarszczyłem brwi i zdjąłem jej kaptur, chcąc zobaczyć z kim mam do czynienia. Zamarłem kiedy zobaczyłem Monę. Była cała blada i oddychała szybko - To koniec. Przeproś ode mnie Brooke.
- O czym ty mówisz? - zapytałem. Dziewczyna ledwo podniosła rękę i odsłoniła bluzkę. Ale ze mnie idiota! Dlaczego wcześniej tego nie zobaczyłem?! Ten chuj dźgnął ją kilka razy prosto w brzuch! Szybko zdjąłem swoją koszulkę i przyłożyłem do jej ran, próbując zatamować krew. Mało pomagało. Jedną ręką trzymałem materiał, a drugą sięgnąłem po telefon, żeby zadzwonić po pomoc. 
- Zostaw - sięgnęła po moją rękę - To i tak nic nie pomoże.
- Pomoże - warknąłem i czekałem, aż ktoś odbierze. - Mam tu ranną osobę! Potrzebuję karetki! Szybko! W lesie przy zachodniej części. Tak, tak - mówiłem szybko. Rozłączyłem się i spojrzałem na dziewczynę. Leżała taka bezbronna, cała blada. Z oczu leciały jej łzy. Okropny widok.
- Proszę - powiedziała cicho - Przeproś ode mnie Brooke. 
- Sama to zrobisz - schyliłem się i pocałowałem ją w czoło. Nie wiedziałem co robić - Zaraz przyjedzie karetka i zabiorą cię do szpitala. Spokojnie.
- Dziękuje Justin - wyszeptała.
- Dlaczego to brzmi jak pożegnanie? - do moich oczu zaczęły cisnąć się łzy. Nie chciałem, żeby odchodziła, nawet jeśli bardzo mnie wkurzała.
- Bo nim jest - uśmiechnęła się blado - Dziękuję - podniosła dłoń do moje policzka. Delikatnie musnęła go, po czym jej ręka opadła na siedzenie. 
- Mona - lekko potrząsnąłem dziewczyną. Zero reakcji - Mona kurwa! Nie, nie, nie!!! - wrzasnąłem i podniosłem dziewczynę (a właściwie jej ciało) i mocno przytuliłem. Nie wierzyłem, że ona nie żyje. Że już nigdy więcej mnie nie wkurzy albo się na mnie nie wydrze. Cholera ona umarła na moich oczach! Przeze mnie. Jakbym wcześniej zareagował... Zacząłem bujać się z nią w tą i z powrotem szepcząc do jej ucha jakieś śmieszne rzeczy, które kiedyś robiliśmy. Ona była ważną częścią mojego życia, a teraz tak po prostu ode mnie odeszła. Nie... To się nie dzieje. To tylko sen! 
Nagle usłyszałem syreny pogotowia. Wyciągnąłem dziewczynę z auta i zacząłem z nią iść w stronę nadjeżdżającej karetki. Musiałem wyglądać jak psychopata, ale miałem to w dupie. Oni ją uratują, na pewno.
- Szybko bierzemy ją! - ktoś krzyknął i zabrał ode mnie dziewczynę. Zaczęli się nią zajmować a ja usiadłem na drodze i zacząłem grać w jakąś grę na moim telefonie. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Do kogo zadzwonić. Jak to wszystkim powiedzieć. Co teraz...
- Przepraszam pana - usłyszałem nad sobą czyjś głos. Podniosłem głowę i zobaczyłem policjanta - Czy widziałeś co tu się stało?
- Ona - drżącą ręką wskazałem na karetkę, w której próbowali uratować Monę - Kłóciła się z jakimś mężczyzną. Zanim zdążyłem zareagować on dźgnął ją kilka razy.
- Rozumiem - funkcjonariusz kiwnął głową - Pamięta pan jakieś szczegóły? Jak wyglądał ten mężczyzna?
- Nie wiem - mruknąłem.
- Dam panu na razie spokój - westchnął i podał mi jakąś kartkę - Tutaj ma pan mój numer. Jakby się coś panu przypomniało to proszę zadzwonić. Ale my i tak się z panem skontaktujemy. 
Patrzyłem jak odchodzi. Muszę w końcu zadzwonić do chłopaków. Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer Ryana.
- Co jest stary? - usłyszałem rozbawiony głos. 
- Twoja siostra - wymamrotałem.
- Co z nią?
- Ooo..onna - jąkałem się - Nie żyje.
- Bieber widzę, że cię na żarty wzięło -  zaśmiał się.
- Ryan kurwa! To nie są żarty! - wrzasnąłem. 
- Jak to? - słyszałem jak jego oddech przyśpiesza. 
- Przyjedź koło tego klubu, gdzie się poznaliśmy.
- Powiedz mi co się dzieje! - krzyknął, ale zignorowałem go i rozłączyłem się. Nie będę rozmawiał o tym przez telefon.
Podniosłem się z ziemi i ruszyłem w stronę karetki. Akurat wyszedł z niej jakiś lekarz.
- Co z nią? - zapytałem, mając nadzieję, że wszystko dobrze.
 - Pan jest jej chłopakiem? - zignorował moje pytanie. Niepewnie kiwnąłem głową. Inaczej nic mi nie powiedzą.
- Bardzo mi przykro, ale pańska dziewczyna...- zatrzymał się - Nie żyje. 
Patrzyłem na niego jeszcze chwilę. Nie umiałem nic powiedzieć albo nie wiedziałem co. Mona nie żyje. Mona nie żyje. Mona nie żyje. Powtarzałem w myślach to zdanie jak mantrę. Nie wierzyłem w to. Myślałem, że to jakiś sen i zaraz się obudzę. Moja pierwsza miłość nie żyje. 
- Brooke! - krzyknąłem i wyminąłem lekarza, który posłał mi zdziwione spojrzenie. Pieprz się. 
Wskoczyłem do samochodu i odpaliłem silnik. Wybrałem numer Brooke i modliłem się, żeby odebrała. 
Jestem bipolarny.


Brooke's POV
Mój telefon po raz kolejny dzwoni. Spojrzałam na wyświetlacz - Justin. Dobra odbiorę w końcu, pewnie się zamartwia na śmierć.
- Przepraszam kochanie, ale nie widziałam wcześniej, że dzwonisz - uśmiechnęłam się niewinnie, chociaż wiedziałam, że on i tak nie może tego zobaczyć. 
- Brooke - usłyszałam słaby głos - Mona nie żyje - powiedział. Upuściłam telefon, który z hukiem spadł na ziemię, roztrzaskując się na milion małych kawałeczków. Z moich oczu poleciały łzy. Wstałam z ławki na której siedziałam i zaczęłam biec przed siebie. Nagle zrobiło mi się niedobrze, a świat zawirował. Na drżących nogach podeszłam do drzewa i oparłam się o nie. Dlaczego akurat zachciało mi się iść do parku. Mogłam siedzieć w domu! Nagle poczułam jak obiad wraca do mojego gardła. Schyliłam się i opróżniłam całą zawartość mojego żołądka. Dziwne... To już któryś raz w ostatnim czasie. Wróciłam na dróżkę i powoli zaczęłam iść przed siebie. Nie docierało do mnie jeszcze co takiego powiedział Justin. Chyba mi się tylko przesłyszało. 
Szłam chodnikiem, kiedy znowu zrobiło mi się niedobrze. Czekaj... Mona nie żyje? Dopiero teraz dotarły do mnie te słowa. Rozpłakałam się jak małe dziecko i z bezsilności usiadłam na ziemi. Oparłam się plecami o płot i zaczęłam głośno płakać. 
- Panienko co się dzieje? - usłyszałam jakiś głos. Podniosłam głowę i zobaczyłam starszą panią - Jesteś cała blada, dziecko! Chodź, pomogę ci - pomogła mi wstać i zaczęła prowadzić mnie, jak sądzę, do jej domu. Nie protestowałam. Sama nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Właśnie się dowiedziałam, że moja przyjaciółka nie żyje. Jestem sama, w nocy, bez telefonu. No super. 
- Zrobię ci herbatki, siadaj - wskazała na kanapę i poszła do kuchni. Przyciągnęłam kolana do piersi i zaczęłam jeszcze mocniej płakać, o ile to możliwe. Po chwili kobieta wróciła z napojem, który postawiła przede mną i usiadła obok mnie.
- Co się dzieje kochanie? - zapytała, delikatnie pocierając moje plecy. Nic nie odpowiedziałam. Znowu miałam ochotę zwymiotować. Kobieta chyba to zauważyła - Tam jest łazienka, jeśli chcesz... - nie dałam jej dokończyć, bo podniosłam się i biegiem rzuciłam się do toalety. Ponownie zwróciłam wszystko co mogłam.
- Jesteś w ciąży? - zapytała wchodząc do pomieszczenie. Moje oczy rozszerzyły się. Cholera! Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam! Przecież okres powinnam dostać... Właściwie to sama nie wiem kiedy. Cholera.
- Nie wiem - oparłam się o ścianę. 
- Tu obok jest apteka - pokazała palcem w bok - Chcesz, żebym poszła po test?
- A mogłaby pani? - zapytałam z nadzieją. Kobieta skinęła głową i zniknęła za drzwiami. Odchyliłam głowę do tyłu i zamknęłam oczy. Dlaczego teraz dzieje się tyle rzeczy?! Już sama nie wiem przez co mam płakać. Podniosłam się i wyszłam z łazienki. Weszłam do kuchni i kiedy mój wzrok spoczął na kuchence, w głowie zaświtał mi bardzo fajny pomysł. Zaczęłam przeszukiwać szafki. Miałam nadzieję, że mają tu coś takiego jak zapalniczka albo zapałki. Nagle usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Zrezygnowana, szybko zamknęłam szafkę i usiadłam na krześle przy stole. 
- Proszę - do kuchni weszła kobieta i podała mi test. Kiedy mnie zobaczyła uśmiechnęła się lekko - Nie denerwuj się kochanie. Ciąża to nic złego - Och, żeby tu tylko o ciąże chodziło. Wzięłam od niej opakowanie i wróciłam do łazienki. Przeczytałam instrukcje, po czym zrobiłam wszystko tak jak trzeba. Musze teraz poczekać dwie minuty. Bawiłam się palcami, czekając nawet minutę dłużej dla pewności. Spojrzałem na zegarek. Dobra, czas sprawdzić. Na trzy.
- Raz - wyszeptałam, mając zamknięte oczy - Dwa... Trzy - otworzyłam oczy i spojrzałam na test.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej! 
Jak Wam święta mijają? Zadowoleni z prezentów? :D 
Co sądzicie o rozdziale?
Małymi kroczkami zbliżamy się do końca Lust for arson. Ale spokojnie, jeszcze kilka rozdziałów będzie! Także nie macie się o co na razie martwić ;d 
Do zobaczenia ♥





7 komentarzy

  1. Supcio!!! I mam nadzieje że jeszcze będzie dużo rozdziałów Lust for arson i po tym napiszesz jeszcze coś. Przeczytam wszystko co napiszesz!! <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny roździał :)
    Poleca ktoś jakieś ff?

    OdpowiedzUsuń
  3. Boski ☆ヘ(^_^ヘ)

    OdpowiedzUsuń
  4. Musiałaś przerwać w tym momencie ?! Rozdział cudoowny ;) do następnego ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiedzialam z tą ciążą xd kurde szkoda Mony :( no i nie koncz opowidania :p bo wszyscy je bardzo lubimy :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurcze dzisiaj rano znalazłam to ff i jest naprawdę dobre :) przeczytałam już całe i jestem ciekawa co bd dalej a ty piszesz ze zbliżającym się już do końca ??? Świetny do następnego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze będzie kilka rozdziałów ;) dziękuje <3

      Usuń

Szablon by Devon