Leżałam
na plaży od samego rana. Tak spędzałam czas przez ostatnie dwa tygodnie. Do
południa wylegiwanie się na słońcu, a potem rodzinnie spędzaliśmy czas,
ewentualnie jakaś impreza. Promienie słoneczne przyjemnie otulały moje ciało. Czułam jak z minuty na minutę
robię się coraz bardziej brązowa. W ręku trzymałam kolorowego drinka, którego
zrobił mi przystojny barman. Kiedy tu przyjechaliśmy przeżyłam szok. Wszyscy
mężczyźni tutaj są przystojni, opaleni i umięśnieni. Oczywiście nikt nie może
równać się z moim Justinem, no ale to i tak nie sprawiedliwe, że u nas jest tak
mało przystojniaków. Z moich przemyśleń
wyrwał mnie cień, który utworzył się na mnie.
– Kimkolwiek jesteś odejdź – powiedziałam
leniwie, nie otwierając oczu. Justin godzinę temu pojechał do miasta po jakieś
zakupy, a jego rodzina postanowiła trochę pozwiedzać, więc to nie mógł być nikt
z nich.
– Może trochę milej, co? –
usłyszałam damski głos i zdziwiona uchyliłam oczy. Przede mną stała wysoka,
brązowowłosa dziewczyna. Była naprawdę śliczna.
– Kim jesteś? – zapytałam lekko
zdezorientowana.
– To bardziej ja powinnam zadać
to pytanie – założyła ręce na piersi. Sprawiała wrażenie wkurzonej. Co ja
takiego zrobiłam?
– Jeśli zajęłam ci miejsce to
przepraszam, ale nigdzie się nie ruszam – westchnęłam i znowu zamknęłam oczy.
– Tak, zajęłaś mi miejsce –
ponownie zmusiłam się do podniesienia powiek i spojrzałam na nią, przewracając
oczami.
– Masz tutaj jeszcze z dziesięć
leżaków – wskazałam palcem obok siebie – połóż się gdzie indziej.
– Ja nie mówię o leżakach –
krzyknęła. Posłałam jej zdezorientowane spojrzenie. – Odwal się od niego –
nachyliła się nade mną, tak że nasze twarze dzieliło kilka centymetrów – on był
i dalej jest mój.
– O czym ty do cholery mówisz? –
podniosłam się, odpychając ją od siebie. Dziewczyna prawie się przewróciła, ale
w ostatniej chwili złapała równowagę. Szkoda.
– Jeszcze raz zobaczę jak się
przy nim kręcisz… – zaczęła, ale nie dałam jej skończyć.
– To pobijesz mnie? – parsknęłam
śmiechem. Boże, co za laska.
– Żeby tylko – zmrużyła oczy i
spojrzała na mnie groźnie.
– Co z tobą nie tak? – zaśmiałam
się. – Dowiem się kto mi grozi? – naprawdę próbowałam powstrzymać śmiech, ale
marnie mi to wychodziło.
– Jestem Andrea – uśmiechnęła się
fałszywie – Justin musiał ci na pewno dużo o mnie opowiadać.
– Nie przypominam sobie – udałam,
że nad czymś myślę. – Nie, nic nie wspominał – uśmiechnęłam się zwycięsko.
– No to zaraz wspomni – kiwnęła
głową w moim kierunku. Chwilę zajęło mi zanim zrozumiałam o co jej chodzi.
Odwróciłam się i zobaczyłam jak Justin wysiada z samochodu. Kiedy nasze
spojrzenia się spotkały uśmiechnął się promiennie, a ja tylko spuściłam głowę.
– Kimkolwiek jesteś nie psuj nam
naszych wakacji – odwróciłam się do dziewczyny, patrząc na nią błagającym
wzorkiem. Czułam, że ona zwiastuje kłopoty. Wróciłam wzrokiem do chłopaka i
ruszyłam w jego kierunku.
– Cześć skarbie – chciał mnie
przytulić, ale ja złączyłam nasze usta. Nie chciałam, żeby zobaczył dziewczynę
z którą rozmawiałam. – Aż tak się stęskniłaś? – zaśmiał się, kiedy odsunęliśmy
się od siebie.
– Mhm – mruknęłam, spuszczając
głowę. Zaczęłam się bać, że nasze wakacje mogą się zepsuć.
– Co się stało? – złapał w palce
mój podbródek i zmusił mnie, abym na niego spojrzała.
– Nie, nic – uśmiechnęłam się
lekko.
– Przecież widzę – westchnął. –
Co się dzieje?
– No mówię, że nic – zaczęłam
bawić się palcami. Jego intensywne spojrzenie uniemożliwiało mi jakiekolwiek
kłamstwo.
– Brooke nie kłam – wyczułam w
jego głosie gniew. To po mnie. – Mów natychmiast co się stało – patrzył na mnie
takim wzrokiem, że aż przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze.
– Znasz kogoś takiego… – nie
wiedziałam jak go o to zapytać.
– Kogo? – zapytał zirytowany. –
No Brooke, wysłowisz się dzisiaj? – Jezu, a tego co ugryzło?
– Jakąś Andreę? – ściszyłam głos
do szeptu. Obserwowałam reakcję chłopaka. Jego ciało spięło się, a oddech
przyśpieszył. Mówiłam, że zwiastuje kłopoty…
– Znam – powiedział sucho i
odwrócił wzrok. Stał tak chwilę, po czym podszedł do samochodu i zaczął
wypakowywać zakupy. Nie wiedziałam co
mam teraz zrobić. Przelotnie spojrzałam na dziewczynę, która cały czas stała w
tym samym miejscu i uśmiechała się do mnie jak idiotka. Wróciłam wzrokiem do
swojego chłopaka, który w jednej ręce trzymał zakupy, a drugą zamykał bagażnik.
Podeszłam do niego i podniosłam z ziemi paczkę żelków, która mu wypadła.
– Nie bądź zły – powiedziałam
cicho, idąc za nim do domu. Nie wiedziałam dlaczego tak reaguje. Kim jest ta
dziewczyna? Chłopak zignorował mnie i w milczeniu doszliśmy do domku. Weszliśmy
do środka i w ciszy rozpakowaliśmy zakupy. Kiedy skończyliśmy poszedł na górę,
a ja zostałam w kuchni. Oparłam się
rękoma o blat i spuściłam głowę. Co powiedziałam nie tak? Ja tylko zapytałam
czy zna ją… Nie chciałam, żeby był zły. Swoją drogą od samego rana zachowuje
się trochę dziwnie. Jest nerwowy i lekko opryskliwy, co nie za bardzo mi się
podoba. Muszę z nim porozmawiać, ale się boję. Chyba pierwszy raz czuję strach,
że może mi coś zrobić. Nie powinnam tak myśleć, ale on jest przecież członkiem
mafii do cholery! To fakt, że w ostatnich miesiącach nie jest już tak aktywny,
ale to niczego nie zmienia. Nigdy nie wiadomo co może mu do głowy strzelić. Ale
czy byłby zdolny mnie zranić? Pattie mówiła, że ma czasami napady agresji i
robi rzeczy, których potem żałuje, więc jednak mam się chyba czym martwić. Ale
przecież on mnie kocha. Nie zrobiłby nic głupiego.
– Brooke! – poczułam jak ktoś
potrząsa mną i szybko podniosłam głowę. Od razu napotkałam oczy Justina, które
wpatrywały się we mnie w zdziwieniu.
Odskoczyłam od niego, nie do końca będąc świadoma tego co robię. Po prostu
mnie wystraszył. – Co się dzieje? – zapytał leniwie. Nagle zabrakło mi języka w
ustach i nic nie odpowiedziałam. Za cholerę nie wiem co się ze mną dzieję. –
Mówię coś do ciebie – powiedział przez zaciśnięte zęby.
– Ja… – jąkałam się –
wystraszyłam się – podszedł do mnie i wyciągnął ręce, aby mnie przytulić,
jednak szybko się odsunęłam. Posłał mi zdezorientowane spojrzenie i jakby
trochę wkurzone? Co jest dzisiaj z nami nie tak?
– Co ty robisz? – zapytał
spokojnie. – Chcę cię tylko przytulić – znowu chciał mnie objąć, ale ja
ponownie uciekłam. – Boisz się mnie? – uchylił usta w szoku.
– Jesteś dzisiaj jakiś
zdenerwowany – powiedziałam cicho, spuszczając głowę.
– Chyba nie myślisz, że mógłbym
zrobić ci krzywdę? – spojrzał na mnie z wyrzutem. Wzruszyłam ramionami, bawiąc
się palcami. – Och Brooke – westchnął i podszedł do mnie zamykając mnie w
uścisku. Tym razem się nie odsunęłam.
– Nie chcę już cierpieć –
wyszeptałam, mocniej się w niego wtulając.
– Nie będziesz – pocałował mnie w
czubek głowy. – Skąd w ogóle taki pomysł?
– Ona oznacza zło, prawda? –
podniosłam głowę i odszukałam jego wzrok. Nie wiedział o czym mówię. – Andrea.
– Skąd ci to imię wpadło do
głowy? – zapytał powoli. Z pozoru mógł się wydawać spokojny, ale czułam jak
bardzo jest spięty.
– Na plaży zaczepiła mnie
dziewczyna – zaczęłam cicho – i powiedziała, że jesteś jej, i mam się od ciebie
odczepić.
– Jak ona wyglądała? – odsunął się
ode mnie i złapał za ramiona, uważnie mi się przyglądając.
– Ładnie – wzruszyłam ramionami –
długie, lekko kręcone, brązowe włosy, dość wysoka i chyba miała piwne oczy.
– Jesteś pewna? – w jego głosie
słychać było panikę, a ja coraz bardziej nie rozumiałam o co chodzi.
– Tak – odparłam. Zamknął oczy i
zaczął głęboko oddychać. – Justin co się dzieje? Kim jest ta dziewczyna?
– Andrea Barnes – mogę przysiąc,
że jego głos się załamał! Słyszałam to!
– Justin co się dzieje –
podniosłam jego głowę i widziałam w jego oczach ból, i smutek. I nagle doznałam
olśnienia. – To jest twoja…
– Była – prychnął, przerywając
mi. Wiedziałam! Wiedziałam, że coś jest
nie tak z tą dziewczyną. Ale co ona tutaj do cholery robi?! Śledziła nas? A
może mieszka tutaj… Albo tak samo jak my przyjechała na wakacje. Nie mam
pojęcia jak nasz odpoczynek ma teraz wyglądać, ale jednego jestem pewna. Nie mogę
dopuścić, żeby się spotkali. Jeśli to się stanie mogę pomarzyć o spokojnych
wakacjach. – Brooke? Halo, odpłynęłaś – z zamyślenia wyrwał mnie głos Justina.
– Przepraszam, zamyśliłam się.
– Jeśli tak bardzo przeszkadza ci jej obecność, możemy przenieść się na
inną wyspę – czy ten chłopak umie czytać w myślach? Niestety nie mogę się na to
zgodzić. To będzie zbyt kosztowne.
– Nie Justin – pokręciłam głową – i tak już za dużo na mnie wydałeś –
westchnęłam. Nagle w mojej głowie pojawiła się niepokojąca myśl. – Um… Tak w
ogóle – zaczęłam strzelać palcami – to… um… tobie nie przeszkadza jej
obecność? - przecież zapytał czy MI nie
przeszkadza to, że ona tu jest. A co z nim? Czyżby się cieszył? A co jeśli
stare uczucia wróciły?
– Jest mi to obojętne – wzruszył ramionami. Jednak wyczuwałam w jego
głosie nutkę podekscytowania. Super, jeszcze tego brakowało.
– Aha – odparłam, chcąc już zakończyć tą bezsensowną wymianę zdań. To
zrobiło się nudne. Minęłam chłopaka i weszłam po schodach, do naszego pokoju.
Wyciągnęłam z szafy krótkie dżinsowe spodenki i biały crop top, i założyłam to na strój kąpielowy. Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy,
głośno wzdychając. Nagle poczułam jak materac ugina się pod czyimś ciężarem. Po
chwili ktoś odgarnął włosy z mojej szyi i zaczął składać tam lekkie jak piórko
pocałunki. Uśmiechnęłam się pod nosem, dobrze wiedząc do kogo należą te usta.
Znałam je tak dobrze.
– Chyba się na mnie nie gniewasz? – usłyszałam jego głos. Otwarłam oczy,
przekręcając głowę i patrząc na niego.
– Nie gniewam, ale – zagryzłam wargę – twoja mama mówiła, że strasznie
przeżywałeś rozstanie z nią. A teraz jest to dla ciebie obojętne.
– Czyli chcesz, żebym się tym przejmował? – gwałtownie wstał z łóżka i
zaczął wpatrywać się we mnie w niedowierzaniu.
– Nie o to mi chodziło – pokręciłam głową. – Po prostu boję się, że ona
zniszczy to jest między nami.
– Jesteś zazdrosna – uśmiechnął się zadziornie.
– Tak Justin, jestem zazdrosna – wyrzuciłam ręce w górę. – Jakby nie
było to dziewczyna, której mówiłeś to samo co mi!
– Oj Brooke, Brooke – westchnął, wyciągając ręce w moją stronę i
pomagając mi wstać. – To było kiedyś. To prawda, że ją kochałem – na te słowa
coś boleśnie zacisnęło się w moim brzuchu – ale to było długo przed tym jak
poznałem ciebie – odgarnął pojedyncze kosmyki, które opadły na moją twarz. –
Teraz liczysz się ty i tylko ty. Nikt inny nie ma znaczenia – zbliżył swoją
twarz do mojej. – Ją mam gdzieś, a ciebie kocham – wyszeptał w moje usta.
Patrzyłam mu prosto w oczy. Chłopak zjechał na wzrokiem na moje usta, a potem z
powrotem wrócił do moich oczu. Wiedziałam, że mówi prawdę. Ona nic już dla
niego nie znaczy. Nie mogę się tym przejmować.
Po kilku minutach
wpatrywania się w siebie, postanowiłam coś z tym zrobić i złączyłam nasze usta
w czułym pocałunku. Całował mnie delikatnie i powoli, jakby robił to pierwszy
raz. Wkładał w to całe swoje uczucia i pasję. Podobało mi się. Zarzuciłam mu
ręce na szyje i zaczęłam bawić się krótkimi włoskami na karku. Chłopak zjechał
rękoma na moje pośladki i ścisnął je lekko, przez co z moich ust uciekł cichy
jęk. Czułam jak uśmiecha się przez pocałunek. Zaczął napierać na mnie, więc
musiałam się cofnąć, aż w końcu opadłam na łóżko. Przerwał pocałunek i zawisł
nade mną, opierając się na rękach.
– Kocham cię najmocniej na świecie – wyszeptał, uśmiechając się uroczo.
– Ja ciebie też – podniosłam rękę i dotknęłam jego policzka. Kiedy moja
dłoń weszła w kontakt z jego twarzą poczułam przyjemne dreszcze, przechodzące
wzdłuż mojego kręgosłupa. Chłopak
ponownie schylił się i chciał mnie pocałować, kiedy drzwi do pokoju otworzyły
się a w nich stanęła Jazmyn.
– Fuuuuuuuj! – pisnęła i zakryła oczka. Jak na zawołanie wybuchliśmy
śmiechem. Justin zszedł ze mnie i pomógł mi wstać.
– Co jest mała? – chłopak podszedł do siostry i kucnął przed nią.
– Miałam was zapytać czy chcecie iść z nami na plażę, ale widzę, że
jesteście zajęci tym czymś – przyłożyła dłoń do ust, po czym zaczęła dziwnie
wymachiwać rękoma. Cokolwiek ten gest miał znaczyć.
– Idziemy? – Justin spojrzał na mnie wyczekująco. Uśmiechnęłam się
szeroko i skinęłam głową. Złapałam rękę chłopaka i razem z jego siostrą
zeszliśmy na dół.
– Cześć wam – powiedział chłopak.
– Idziecie z nami? – zapytała Pattie.
– Pewnie – odparłam z uśmiechem.
Wyszliśmy z domku
nawet go nie zamykając, bo do plaży mieliśmy niecałe pięćdziesiąt metrów. Zostaliśmy z Justinem w tyle, trzymając się za
ręce i wymachując nimi w przód i w tył. Przed nami szli objęci rodzice
chłopaka, a obok nich biegły roześmiane dzieciaki. Wyglądamy teraz tak
beztrosko. Jakby ktoś spojrzał na nas z boku pomyślałby, że jesteśmy idealną
rodzinką, bez żadnych problemów. Chciałabym, żeby tak było.
– Nie idziesz dalej? – spojrzałam za siebie, gdzie stał Justin,
uśmiechając się do mnie głupkowato.
– Jeszcze jeden krok i wejdziesz do wody – parsknął śmiechem. –
Odpłynęłaś skarbie.
– Oj – przyłożyłam dłoń do ust – zamyśliłam się.
– Przeciążysz tą swoją piękną główkę – pocałował mnie w czoło i
pociągnął w stronę leżaków. Uśmiechnęłam
się pod nosem i posłusznie poszłam za chłopakiem. Kiedy szliśmy zaczął
opowiadać jakieś żarty, z których śmiałam się tak bardzo, że bolał mnie brzuch.
– Dlaczego pluszowy miś nie zjadł deseru? – powiedział, próbując nie
wybuchnąć śmiechem.
– Skąd mam to wiedzieć? – śmiałam się. Nagle chłopak niespodziewanie
stanął, więc weszłam w jego plecy. – Auć, Justin… – pomasowałam głowę. – To
powiesz mi dlaczego go nie zjadł? – zapytałam, będąc naprawdę ciekawa. Jednak
chłopak nie odpowiedział. – Justin? – zapytałam jeszcze raz. Kiedy znowu nie
otrzymałam odpowiedzi, wyjrzałam zza jego pleców. Kilka metrów przed nami stała
Andrea, która wpatrywała się w Justina jak zahipnotyzowana. Zresztą chłopak nie
pozostał jej dłużny. Oboje stali i patrzyli się na siebie.
Justin’s POV
Stanąłem jak słup
soli, kiedy ją zobaczyłem. Mimo, że Brooke uprzedzała mnie, że ona tu jest,
chyba to do mnie nie dotarło. Dopiero teraz, kiedy ją widzę wszystko do mnie
wraca. To jacy byliśmy szczęśliwi i to co mi zrobiła. A co się działo w mojej
głowie? Co czułem? Chciało mi się płakać, naprawdę. Nie kocham jej już to
pewne, ale mimo to tęskniłem za nią i mam chorą potrzebę, żeby ją przytulić.
Nie chcąc już dłużej opierać się samemu sobie, podbiegłem do niej i zamknąłem
ją w uścisku. Dziewczyna wtuliła się we mnie i staliśmy tak przez chwilę. Nie
powinienem tego robić, wiem. Ale to było silniejsze ode mnie. Nie obchodziło
mnie, że obok mnie stoi Brooke – moja dziewczyna, którą kocham nad życie.
Jestem pewien, że bardzo zraniłem ją tym gestem, ale czułem, że muszę to
zrobić. Kiedy odsunąłem się od Andrei uśmiechnęła się do mnie uroczo i
pogładziła mój policzek. Zamknąłem oczy, kiedy jej dłoń dotknęła mojej skóry.
Cholera, ja naprawdę za nią tęskniłem.
– Justin? – usłyszałem cichy głos Brooke. O kurwa! Przecież ona tu stoi!
Mentalnie uderzyłem się w twarz. Odwróciłem się w jej stronę i nic nie mówiąc,
patrzyłem na nią. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Nie miałem nic na swoją
obronę. Po jej policzku spływała łza. Chciałem podejść i otrzeć ją, ale
wiedziałem, że jest zbyt zraniona, żeby pozwoliła mi to zrobić. Najlepiej jak
nie będę się ruszać. Staliśmy tak przez dłuższą chwilę, aż w końcu dziewczyna
podeszła do mnie. Spojrzałem w jej oczy, w których nie widziałem złości. Był
tylko ból i rozczarowanie. Zraniłem ją i najgorsze jest to, że nie żałuję tego
co zrobiłem. Cholera, co się ze mną dzieje?! – Jeszcze dzisiaj wrócę do domu –
spuściła głowę i uśmiechnęła się smutno. – Dziękuję Justin za wszystko co dla
mnie zrobiłeś – pociągnęła nosem i otarła dłonią łzy – nigdy ci tego nie
zapomnę – podniosła głowę i spojrzała na dziewczynę z tyłu. Momentalnie w jej
oczach pojawił się gniew. Patrzyła na nią z chęcią mordu. A ja jak idiota
stałem i nic nie robiłem. – Powiesz coś? – skierowała spojrzenie na mnie, ale
ja nie wiedziałem co powiedzieć.
– Brooke ja… – jąkałem się. A wiecie co było najgorsze? Że nie
wiedziałem co w tym momencie czułem.
– Twoje uczucia do niej nigdy nie wygasły – znowu spuściła głowę. – Jak
mogłam być taka głupia i myśleć, że możesz mnie pokochać tak samo jak ją? –
pokręciła rozczarowana głową. – Żegnaj Justin – posłała mi ostatni smutny
uśmiech, odwróciła się i odeszła. A ja po raz kolejny dzisiaj zachowałem się
jak ciota i zamiast za nią pobiec stałem w miejscu. Co jest dzisiaj ze mną nie
tak?!
– Kochanie, nie przejmuj się nią – poczułem rękę na moim ramieniu.
Odwróciłem się i dopiero teraz przyjrzałem się dziewczynie. Wyładniała. Miała
dłuższe włosy, nabrała kształtów i urosła. Teraz jest mojego wzrostu, a nawet
nie wiem czy nie troszkę wyższa. – Tak bardzo się za tobą stęskniłam – chciała
mnie przytulić, ale się odsunąłem.
– Kim był ten chłopak, z którym cię wtedy wiedziałem? – zapytałem,
czując ogromny niepokój. Cholera ja właśnie niszczę swoje szczęście.
– Nikt ważny, nie myśl o tym – nim się spostrzegłem jej usta znalazły
się na moich. Nie wiedzieć czemu odwzajemniłem pocałunek. Jednak nie czułem
tego samego, kiedy całowałem Brooke. Usta Andrei były zimne i obślizgłe, i
miałem wrażenie jakbym całował żabę.
– Co tu się dzieje?! – nagle usłyszałem głos mojej mamy. Odsunąłem się
od dziewczyny i spojrzałem na swoją rodzicielkę, która z zaskoczenia uchyliła
usta. – Andrea?
– Dzień dobry, pani Bieber – dziewczyna uśmiechnęła się, a mi zachciało
się wymiotować. Chyba powoli dociera do mnie co ja najlepszego zrobiłem…
– Justin, gdzie jest Brooke? – mama zignorowała Andreę i zwróciła się do
mnie. Wzruszyłem ramionami. – Nie wiesz? – otworzyła szeroko oczy. – Jak to nie
wiesz?!
– Och niech się pani nie martwi – wtrąciła się Andrea – powiedziała, że
wraca dzisiaj do domu.
– Jak to wraca do domu?! – wrzasnęła. – Justin do cholery coś ty
najlepszego narobił?!
– Wrócił do mnie – dziewczyna wtuliła się w mój bok. Zmarszczyłem brwi,
nie przypominając sobie, żebym coś takiego mówił. W tym momencie zachowywałem
się jak cipa.
– Wróciłeś? – mama spojrzała na mnie, a ja pokręciłem głową. – Andrea,
skarbie – uśmiechnęła się fałszywie. Oj teraz będzie się działo.
– Słucham, proszę pani.
– Masz pięć sekund, żeby zabrać swoje cztery litery i znowu zniknąć z
naszego życia – wysyczała. Nie znałem mojej mamy od tej strony, ale muszę
przyznać, że podoba mi się to. – I jeśli jeszcze raz cię tu zobaczę to
obiecuję, że już nie będzie tak miło.
– Nie wtrącaj się – Andrea odsunęła się ode mnie i podeszła do mojej
mamy. – To moja i Justina sprawa, a nie twoja. Więc spierdalaj stąd!
– Zamknij się! – wrzasnąłem i w okamgnieniu znalazłem się przy
dziewczynie. Wkurwiła mnie. To chyba nawet mało powiedziane. Nie kontrolowałem
tego co robię. Podniosłem rękę i wymierzyłem jej uderzenie w policzek. Zaskoczona
podniosła dłoń i położyła ją na obolałe miejsce. W jej oczach pojawiły się łzy,
ale miałem to w dupie. Zasługiwała na to, bo była zwykłą szmatą! Już drugi raz
zniszczyła moje szczęście. – Nie masz prawa tak mówić! – popchnąłem ją i upadła
na piasek. – Jesteś nikim! Zerem! Nic dla mnie nie znaczysz! Nadajesz się
jedynie do pieprzenia! To jedyna rzecz, w której jesteś dobra! – wrzeszczałem,
mówiąc samą prawdę. Patrzyła na mnie przerażona, a ja coraz bardziej się
nakręcałem. Poczułem jak moja mama próbuję odciągnąć mnie od niej. Jeśliby tego
nie zrobiła być może bym ją zabił.
– Chodź Justin – mama ciągnęła mnie za ramię – nie warto.
– Mam nadzieję, że zgnijesz w piekle – syknąłem i odszedłem.
– Ta suka i tak do ciebie nie wróci! – usłyszałem za sobą jej wołanie. –
Nie po tym co jej zrobiłeś!
– Cśśśś… – Pattie delikatnie głaskała mnie po ramieniu, czując, że zaraz
wybuchnę i wrócę do niej, ale tym razem ją zabiję. Szmata! Nie wybaczę jej
nigdy! Nie wiem co we mnie wstąpiło! Sytuacja z dzisiaj nigdy nie powinna się
wydarzyć. Wyrwałem się z jej uścisku i pobiegłem do naszego domku. Miałem nadzieję, że zastanę tam
Brooke.
– Brooke?! – zacząłem krzyczeć, kiedy tylko wpadłem do środka. Pobiegłem
do góry, omijając po dwa schodki. Wbiegłem do naszej sypialni i zobaczyłem jak
zapłakana Brooke pakuje swoje ubrania.
– Zostaw mnie! – krzyknęła. – Udowodniłeś co do mnie czujesz!
– Brooke, proszę – powiedziałem cicho i podszedłem do niej – daj mi to
wyjaśnić.
– Ale tu nie ma co wyjaśniać – rozpłakała się jeszcze bardziej. –
Przecież ja wszystko widziałam.
– Ale ja jej nie kocham! – jęknąłem. – Nic dla mnie nie znaczy –
westchnąłem – ja po prostu nie widziałem jej tak długo. Ona była dla mnie
bardzo ważna i kiedy ją zobaczyłem…
– Wspomnienia wróciły – przerwała mi i usiadła na łóżku.
– Musiałem sprawdzić...
– Czy coś do niej czujesz? – parsknęła śmiechem, znowu mi przerywając. –
Jesteś żałosny!
– Brooke, nie kocham jej – kucnąłem przed nią i złapałem jej dłonie,
uważnie wpatrując się w jej twarz. – Nic dla mnie nie znaczy. Po prostu nie
widziałem jej tak długo. Proszę cię – podniosłem rękę i przejechałem kciukiem
od jej policzka, przez szczękę, aż do ust – wybacz mi.
– Nie wierzę ci – powiedziała cicho i odwróciła głowę. Auć. – Ty nie
jesteś moim Justinem. Mój chłopak nigdy by mnie nie zranił. Mówił, że kocha
tylko mnie i nikogo więcej. To nie jesteś ty.
– Masz rację – przytaknąłem – to nie byłem ja. Coś mnie zaślepiło,
działem jakbym był naćpany. Nie kontrolowałem tego co robię. Co mam zrobić,
żebyś mi wybaczyła? – zapytałem, widząc, że powoli się przełamuje.
– Spalmy ją – wyszeptała, patrząc prosto w moje oczy. Uśmiechała się
lekko i wyglądała jak psychopata.
– Co?! – krzyknąłem lekko przerażony. Okay, zabijałem ludzi. Ale żeby
ich palić?!
– Nie kochasz jej podobno, więc nie powinno mieć dla ciebie znaczenia
czy żyje, czy nie – wzruszyła ramionami. – A poza tym zabijałeś już ludzi.
– Nie uważasz, że to trochę przesada? – zasugerowałem.
– Jak chcesz – westchnęła, wyrywając swoje dłonie z moich i wstała,
kontynuując pakowanie. Szybko przeanalizowałem co mogę zrobić. Dobra, mam
pomysł.
– No dobra – zgodziłem się.
– Naprawdę? – odwróciła się w moją stronę i uśmiechnęła się szeroko.
Wyglądała jak małe dziecko, które dostało cukierki.
– W nocy zakradniemy się pod jej dom i podpalimy go – powiedziałem
powoli.
– Mniejsza frajda, ale też może być – wzruszyła ramionami. Chyba muszę
pomyśleć nad jakiś psychologiem…
– Brooke – wyciągnąłem ręce i przyciągnąłem ją do siebie – kocham cię,
nie zapominaj.
– Mhm – wymamrotała, nie patrząc na mnie.
– Nie wyjdziemy stąd jeśli mi nie uwierzysz – powiedziałem surowo.
– Jest mi trochę ciężko po tym co widziałam – puściła mi oczko.
– Nie możesz o tym zapomnieć? – jęknąłem, mocniej wtulając się w
dziewczynę. Wzruszyła ramionami. – Udowodnię ci to – schowałem twarz w jej
włosach – zrobię co tylko chcesz.
– Wiesz czego chcę – odsunęła się i skrzyżowała ręce na piersiach. – A teraz
chodź dowiedzieć się gdzie mieszka.
Szliśmy między
domkami, dyskretnie zaglądając do każdego. Szukaliśmy jakiś wskazówek, czegoś
co powiedziałoby nam gdzie ona mieszka. Zrobimy swoje i wyjeżdżamy. Nie możemy
tutaj być, bo to oczywiste, że podejrzenie padnie na nas. Rozmawiałem już z
rodzicami. Oczywiście nie powiedziałem im co planujemy zrobić, ale uzgodniliśmy
wszystko i o trzeciej rano mamy samolot.
– Idzie – usłyszałem głos Brooke, który był przesiąknięty jadem.
Spojrzałem w stronę, w którą patrzyła i zobaczyłem jak Andrea wchodzi do
jednego z domków. – A może ją teraz zabije? – zaproponowała Brooke.
– Trzymajmy się planu – skarciłem ją.
Kiedy upewniliśmy
się gdzie mieszka Andrea wróciliśmy na plażę. Szliśmy brzegiem oceanu, aż
doszliśmy do skał, na których usiedliśmy. Przeprowadziliśmy poważną rozmowę o
zaufaniu i naszej miłości. Całe szczęście, że udało mi się udobruchać Brooke.
Dopiero kiedy o mały włos jej nie straciłem zrozumiałem, że nie potrafiłbym bez
niej żyć. Podjąłem też decyzję, która zmieni nasze życie. Za cztery dni kończy
osiemnaście lat. Moim prezentem będzie pierścionek zaręczynowy. Trochę się
denerwuję, że nie przyjmie moich oświadczyn, ale przecież mnie kocha, prawda? Powtarza
mi to na każdym kroku, więc musi go przyjąć. A potem założymy rodzinę i
będziemy mieli psa, który będzie wabił się Steve i kota, ale jego imię zostawię
dla Brooke. Nasze dzieci nazwiemy... Nie wiem jak, ale na pewno ładnie.
Chciałbym wiedzieć jak będzie wyglądać nasze przyszłe życie. Mam nadzieję, że
będziemy szczęśliwi…
– Idziemy? – z moich przemyśleń wyrwał mnie głos dziewczyny. – Już druga.
– Już? – tak szybko minął ten czas. Muszę przyznać, że trochę się
denerwuję, bo nie wiem czy wszystko pójdzie po naszej myśli. Musi. – Chodź –
wyciągnąłem rękę w stronę Brooke i pomogłem jej wstać. Ruszyliśmy do domu
Andrei.
– Boisz się? – zapytała dziewczyna.
– Nie – odparłem. – A ty?
– Też nie – pokręciła głową. – Chcę mieć to już za sobą i wrócić do
Nowego Jorku.
– Ja też – uniosłem nasze splecione dłonie i złożyłem na nich delikatny
pocałunek. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie lekko, po czym stanęła w miejscu.
Zmarszczyłem brwi i już miałem się zapytać o co chodzi, ale ona nie dała mi
szansy i złączyła nasze usta.
– Kocham cię – wyszeptała w moje wargi.
– Ja ciebie też – przytuliłem ją – najmocniej na świecie.
Odsunęła się ode
mnie i pociągnęła w stronę domku. Po cichu podeszliśmy najbliżej jak się da.
Brooke wyciągnęła jedną zapalniczkę i podała mi ją.
– Wiesz co robić, prawda? – zapytała, uważnie mi się przyglądając.
Kiwnąłem głową i pocałowałem ją w czoło, po czym pobiegłem na tyły domu.
Zajrzałem przez okno i zobaczyłem Andreę śpiącą na kanapie.
– Teraz zapłacisz za wszystko co mi zrobiłaś, suko – uśmiechnąłem się do
siebie i odpaliłem zapalniczkę. Chwilę wpatrywałem się w ogień, po czym
usiadłem na parapecie i wychyliłem się, żeby podpalić zasłony. Zeskoczyłem na
ziemię, wcześniej zamykając okno i upewniając się, że nie da się go otworzyć.
To samo zrobiłem z resztą okien z tyłu domu. Kiedy skończyłem wróciłem do
wejścia i zobaczyłem Brooke, siedzącą na schodach.
– Gotowe? – zapytałem, na co dziewczyna energicznie pokiwała głową i
złapała mnie za rękę. Szybko uciekliśmy z miejsca przestępstwa, rozglądając się
na boki i sprawdzając czy nikt nas nie widział. Dobiegliśmy do domu, gdzie
wszyscy już na nas czekali.
– Cieszę się, że się pogodziliście, ale musimy już jechać, jeśli nie
chcemy się spóźnić – uśmiechnęła się mama i wyszła z domu razem z dzieciakami i
tatą. Zabrałem nasze walizki i podążyłem z Brooke za nimi. Pół godziny później
byliśmy już w samolocie i wracaliśmy do domu.
Brooke’s POV
– Nie jesteś zmęczona? – zapytał Justin, kiedy wchodziliśmy do domu.
– Nie – pokręciłam głową. – Wiesz Justin…
– Tak? – spojrzał na mnie zaciekawiony.
– Chciałabym, żeby chłopaki dowiedzieli się o tym co zrobiliśmy –
uśmiechnęłam się na samą myśl, że ta suka płonie teraz w piekle.
– Dlaczego?
– Żeby wiedzieli do czego jestem zdolna, kiedy jestem zła –
powiedziałam. Chłopak posłał mi zdziwione spojrzenie i prychnął rozbawiony.
– Myślę, że wiedzą – podszedł do mnie i przytulił mnie. – Chcesz, żeby
się ciebie bali?
– Chcę, żeby czuli respekt wobec mnie – wzruszyłam ramionami – to fajne
uczucie.
– Coś o tym wiem – puścił mi oczko, a ja pokręciłam głową rozbawiona. Ta
jego pewność siebie.
– To jak? – zagryzłam wargę. – Zadzwonisz do nich?
– Jasne – uśmiechnął się. – Tylko wezmę prysznic – cmoknął mnie w czoło
i pobiegł na górę.
Usiadłam na kanapie
i położyłam nogi na stoliku. Jak dobrze być już w domu. Nagle usłyszałam
telefon Justina. Podniosłam się i podeszłam do szafki, na którym go zostawił.
Dostał wiadomość. Chyba nie pogniewa się jak ją przeczytam. Wzięłam telefon do
ręki i odblokowałam go. „Brooklyn” – ambitne hasło. Zaśmiałam się pod nosem i
weszłam w wiadomości.
Od: Matt
Stary ja nie wiem co się dzieję, ale kolejny nasz człowiek zginął. Scott
miał wypadek samochodowy. Zadzwoń jak będziesz wolny. A i jeszcze zapomniałem
Ci powiedzieć, że Jake z Colinem wyjechali do Europy. Nie chcieli tu mieszkać
po tym wszystkim co się stało.
Czytałam wiadomość
jeszcze parę razy i nie umiałam uwierzyć w to co pisze chłopak. Jak to miał
wypadek? Czy on do cholery nie umie prowadzić?! On zginął. Kolejna osoba.
Chłopaki wyjechali. Nie ma ich. Kolejne osoby, które mnie zostawiają. Co się
dzieje?!
– Co jest? – poczułam duże dłonie na mojej talii, więc odwróciłam się i
pokazałam chłopakowi SMS’a. Zmarszczył brwi czytając go, a potem wyrwał mi
telefon i rzucił nim o ścianę. Skuliłam się lekko, kiedy zobaczyłam jak bardzo
jest zdenerwowany. Kiedy naprawimy jedno, coś innego musi się zepsuć.
– Co teraz? – zapytałam cicho, nie chcąc denerwować chłopaka, który stał
do mnie tyłem i rwał sobie włosy z głowy. Dosłownie.
– Nie wiem! – wrzasnął. – Co tu się do chuja wyprawia?! Dlaczego wszyscy
wyjeżdżają albo giną!
– Został Matt, Ryan i John – powiedziałam, doszukując się między nimi
jakiegoś związku. Może to wszystko jest ukartowane?
– John też wyjechał – burknął chłopak. – Ryan dzwonił przedwczoraj i
mówił, że John ma jakieś niedokończone sprawy i wyjechał do Chin.
– Do Chin?! – czy ja się przesłyszałam?!
– Ta – mruknął.
– Jedziemy do Matta – powiedziałam spokojnie, biorąc kluczki.
– Po co? – zmarszczył brwi. Teraz wydawał się opanowany. Jego zmiany
nastrojów nieco mnie przerażały.
– Musi nam to wszystko wyjaśnić! – krzyknęłam. – Nie będę stała z
założonymi rękoma i patrzyła jak ci których kocham odchodzą!
Justin nic nie
odpowiedział tylko pociągnął mnie za rękę w stronę auta. Kilkanaście minut później
byliśmy już pod domem Matta. Kiedy zobaczyłam samochód Ryana trochę się
zdziwiłam, ale stwierdziłam, że on też potrzebuje wyjaśnień. Wysiedliśmy z auta
i podeszliśmy do drzwi.
– O cokolwiek by nie chodziło pamiętaj, że ja cię nie zostawię – stanęłam
na palcach i cmoknęłam chłopaka w policzek.
– Wiem – uśmiechnął się i pogładził kciukiem moją dłoń. Otworzył drzwi i
przepuścił mnie. Następne co poczułam to mocne uderzenie w głowę.
Obudziłam się i od razu do mojego nosa dotarł okropny zapach krwi. Skrzywiłam
się na samą myśl, gdzie mogę teraz być. Nie chciałam otwierać oczu, bo bałam
się tego co mogę zobaczyć. Co tu się w ogóle wyprawia? Pojechaliśmy przecież do
Matta. On to zrobił?
– No dalej księżniczko – poczułam czyjś dotyk na mojej skórze – otwórz
oczy i tak wiem, że już nie śpisz – ten głos.
Ja go znam. Należy do Ryana, na pewno. Mimo tego, że wiedział, że już się
obudziłam, nie chciałam podnosić powiek. Bałam się. – Słyszysz co do ciebie
mówię?! – moją głowę odrzuciło w bok i poczułam pieczenie na policzku. –
Otwieraj te oczy! – wrzeszczał, szarpiąc mnie za włosy. Powoli uchyliłam
powieki i spojrzałam na niego. Stał przede mną z kamiennym wyrazem twarzy. Nic
nie mówił, tylko przyglądał się mi.
– Gdzie jest Justin? – wychrypiałam.
– Jeszcze żyje, jeśli o to ci chodzi – uśmiechnął się chytrze.
– Gdzie on jest – powiedziałam cicho. – Co tu się dzieje? – chłopak odsunął
się w bok i moim oczom ukazał się Justin. Był przykuty do ściany łańcuchami.
Jego twarz była cała zakrwawiona, a na ciele miał pełno siników. Jak długo
spałam?!
– Nic się nie dzieje – Ryan wrócił na swoje wcześniejsze miejsce. –
Chciałem tylko cię odzyskać.
– To wszystko to twoja sprawka?! – syknęłam.
– Nie tylko – jak na zawołanie do pokoju wszedł nie kto inny jak Thomas.
Nagle zapomniałam jak się oddycha. Podszedł do mnie i przejechał dłonią po
moich policzku, po czym mnie uderzył. – Tęskniłaś?
– Czego od nas chcecie?! – zapłakałam.
– To proste – Ryan wzruszył ramionami. – Chcę ciebie.
– Ty chyba sobie ze mnie kpisz! – krzyknęłam.
– Widzisz, żebym teraz żartował? – podszedł do mnie, tak że nasze twarze
były niebezpiecznie blisko.
– Odsuń się Ryan – Thomas odepchnął go ode mnie. – Kończymy to.
– O czym ty mówisz? – chłopak był chyba tak samo zaskoczony jak ja.
– Idź po chłopaka– powiedział spokojnie. Ryan bez większego sprzeciwu wykonał
polecenie. Odpiął Justina z łańcuchów i pomógł mu wstać. Ten ledwo trzymając
się na nogach, posłusznie szedł za chłopakiem.
– Zawołaj Matta – powiedział Thomas. Biedny Matt! Nim się zorientowałam
do środka wszedł Ryan, a za nim chłopak.
– Co jest szef… – nie zdążył
dokończyć, bo Thomas wycelował w niego i strzelił.
– Matt! – krzyknęłam, patrząc
jak ciało chłopaka upada na ziemię. Ale chwila… Czy on chciał powiedzieć
szefie?!
– Co tu się do cholery dzieje?!
– usłyszałam cichy, ale zdecydowany głos Justina. Wszystkie oczy przeniosły się
na niego.
– Och, nic takiego – Thomas kucnął
przed nim. – Zagramy w grę.
– Ty jesteś chory – krzyknęłam.
– Ryan, ucisz ją – powiedział spokojnie.
Chłopak podszedł do mnie i wymierzył mi jeszcze mocniejsze uderzenie.
– Zanim mi niegrzecznie
przerwano – Thomas spojrzał na mnie wkurzony – mówiłem o tym, że zagramy w grę –
zatrzymał się czekając na naszą reakcję. Nikt się nie odezwał. – Skoro jesteście
tacy ciekawi już wyjaśniam wam zasady – wstał i podszedł do mnie. Odwiązał moje
ręce i nogi. Jednak nie byłam wolna. Wiedziałam, że jak tylko wykonam
niewłaściwy ruch to zginę.
– Jak zrobisz coś co mi się nie
spodoba to pożałujesz – powiedział Ryan, potwierdzając moje myśli. Stałam w
miejscu, nie spuszczając wzroku z Justina. Wpatrywaliśmy się w siebie i miałam
dziwne przeczucie, że widzę go dzisiaj po raz ostatni.
– Proszę – Thomas podał mi
jedną broń, a drugą Ryanowi. Chłopak zmarszczył brwi, ale wziął ją od niego. –
Masz jedną kulę, więc możesz oddać tylko jeden strzał – powiedział spokojnie.
Nie rozumiem. – Dla jasności. Możesz celować tylko i wyłącznie w twojego
chłopaka – uśmiechnął się, a ja zamarłam.
– Nie zrobię tego! – krzyknęłam od razu.
– Tak myślałem, że to powiesz – pociągnął Ryana za ramię, ustawiając go za mną. – Jeśli tego nie zrobisz
zginiesz, a Justin umrze w takich męczarniach o jakich ci się nie śniło.
– Mam ją zabić?! – krzyknął Ryan. – Nie tak się umawialiśmy!
– Och zamknij się – jęknął Thomas.
– Dawaj mała, czas ucieka.
– Nie zrobię tego – łzy spływały
po mojej twarzy. Patrzyłam na Justina. Jego twarz wyrażała ból. Nie mogłabym go
zabić, nigdy. Wolę umrzeć.
– Zrób to Brooke – wyszeptał Justin
– musisz żyć.
– Nie mogę – płakałam.
Widziałam coraz mniej, bo łzy zamazywały mi widok.
– Kochanie, wszystko będzie
dobrze – mówił spokojnie. Jak on może być taki opanowany?!
– Nie będzie Justin! –
krzyczałam. – Nie zrobię tego!
– Musisz przeżyć, okay? – powiedział,
a ja pokręciłam głową. – Obiecaj mi, że zrobisz wszystko, żeby przeżyć – znowu pokręciłam głową. – Brooke – spojrzał na
mnie groźnie, ale wiedziałam, że chce dla mnie jak najlepiej. Ale ja nie mogłam
go przecież zabić do cholery!
– Och to takie słodkie –
westchnął Thomas. – Ale pośpieszcie się, bo czas nam ucieka.
Podniosłam drżące ręce i wycelowałam w Justina.
Dławiłam się własnymi łzami. Patrzyłam na chłopaka, który powoli pokiwał głową.
Wpatrywał się prosto we mnie, a ja w niego.
– Kocham cię – wyszeptał.
– Ja ciebie też – zamknęłam oczy
i już miałam naciskać spust, kiedy usłyszałam wystrzał. Otworzyłam oczy i
spojrzałam za siebie. Ryan stał z pistoletem wycelowanym przed siebie. Z powrotem odwróciłam się i zobaczyłam jak Justin bezwładnie opada na ziemię. Od razu do niego podbiegłam.
– Kochanie, obudź się –
złapałam go za rękę i nachyliłam się nad nim, całując go. Poczułam jego dotyk
na policzku i automatycznie zamknęłam oczy. – Kocham cię Justin, najmocniej na
świecie. Przepraszam za wszystko co zrobiłam źle. Przepraszam – płakałam – tak bardzo
cię kocham. Nie zostawiaj mnie.
– Będzie dobrze – wychrypiał, po
czym zamknął oczy, a jego ręka opadła na ziemię. Odszedł.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
BUM! Cholera, to się porobiło :o Chyba nie takiego zakończenia się spodziewaliście, co? :D Justin nie żyje i nie wiadomo co teraz będzie z Brooke. Ale spokojnie, wszystkiego dowiecie się w epilogu. Tylko on został i koniec :/ Smutno mi.
I chciałam Was przeprosić, że tyle musieliście czekać, ale miałam mały problem z palcami i nie umiałam pisać xd nieważne :D
Dajcie znać co myślicie o takim zakończeniu i ogólnie o rozdziale!
I mam do Was małą prośbę: wchodźcie na
http://najlepszeff.blogspot.com/ i głosujcie na Lust for arson! Będę Wam bardzo wdzięczna ♥ To chyba tyle z ogłoszeń parafialnych ;d
Do zobaczenia :*