czwartek, 14 stycznia 2016

ROZDZIAŁ 31

                Moje ciało sparaliżował strach. Chciałam krzyczeć i uciec jak najszybciej, ale nie potrafiłam się nawet ruszyć. W moim gardle wyrosła wielka gula, która uniemożliwiła mi mówienie. Thomas stał przyglądając mi się chwilę, po czym ruszył w moją stronę. Kiedy był na wyciągnięcie ręki oprzytomniałam i ruszyłam przed siebie, chcąc jak najszybciej wydostać się z tej uliczki. Nim jednak zdążyłam gdziekolwiek uciec, chłopak złapał mnie za ramiona i przyparł do ściany.
– Gdzie uciekasz? – zapytał, przyglądając mi się uważnie.
– Zostaw mnie! – krzyknęłam załamującym się głosem.
– Nie mów, że się nie stęskniłaś – powiedział rozbawionym głosem, przejeżdżając kciukiem po moim policzku. Szybko odwróciłam głowę.
– Czego chcesz – warknęłam, próbując się wyrwać.
– Chciałem ci tylko powiedzieć, że jestem z ciebie dumny – wzruszył ramionami, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Nie sądziłem, że możesz mi aż tak pomóc.
– O czym ty mówisz?! – krzyknęłam przerażona.
– Jak tak dalej pójdzie to oni zginą wcześniej niż planowałem – zamyślił się. – I to wszystko dzięki tobie! Nie sądziłem, że będziesz aż tak skora do współpracy.
– Jak to zginą? – zapytałam zdezorientowana. O co do cholery tu chodzi!
– A to jak udajesz, że przejmujesz się ich śmiercią – przerwał, przykładając dłoń w miejsce gdzie powinno być serce i głośno wzdychając. – Wzruszające.
 – Jesteś chory! – wrzasnęłam  – Daj mi spokój!
– Najpierw wszyscy muszą umrzeć – uśmiechnął się w ten ohydny sposób.  – A ty mi w tym pomożesz – zatrzymał się i spojrzał prosto w moje oczy. – Zresztą już to zrobiłaś jak mówiłem.
–  Nie rozumiem – szepnęłam, czując łzy.
– Głupie stworzenie – mruknął. – Miałaś tyle okazji, żeby mnie wydać, a jednak tego nie zrobiłaś. Masz dość rozlewu krwi, ale dobrze wiesz, że temu nie zapobiegniesz. Sama prosisz się o to wszystko co się dzieje. Wszystko jest z twojej winy.
– W końcu to się skończy – powiedziałam, próbując zachować spokój.
– Będzie koniec kiedy ja tak powiem! – wrzasnął i boleśnie popchnął mnie na ścianę. Jęknęłam z bólu, a on tylko się uśmiechnął. – Bądź grzeczna. Nie chcesz, żebym się zdenerwował – nic  nie odpowiedziałam tylko spuściłam głowę. Bałam się patrzeć w jego przerażające oczy.  – Patrz na mnie jak do ciebie mówię! – nagle poczułam pieczenie na policzku i moja głowa odleciała w bok. Automatycznie przyłożyłam tam dłoń i wybuchłam jeszcze większym płaczem.
– Kim ty jesteś! – krzyknęłam przez łzy. Miałam dość. Jedyne o czym marzyłam to, żeby znaleźć się w ciepłym łóżku razem z Justinem.
– Twoim największym koszmarem – uśmiechnął się, odchodząc.



Justin’s POV
Wybiegłem z domu zaraz za dziewczyną. Nie wołałem jej, bo wiedziałem, że i tak się nie zatrzyma. Rozejrzała się na boki i szybko przebiegła przez ulicę. Ruszyłem za nią, ale kiedy byłem na środku jezdni obok mnie nagle pojawił się samochód. W mgnieniu oka odskoczyłem na bok i uniknąłem śmierci pod kołami tego auta. Kierowca się nawet nie zatrzymał, żeby sprawdzić czy ze mną wszystko w porządku. Dodał gazu i odjechał. Coś mi się wydaję, że to miało się trochę inaczej skończyć…
– Masz ją? – chłopaki przybiegli jak tylko zorientowali się, że coś jest nie tak.
– Prawie, ale ten samochód – wskazałem na czerwone auto, które zniknęło za zakrętem – trochę mi przeszkodził.
– Co tak stoicie?! – koło nas pojawił się Ryan – Musimy ją znaleźć zanim zrobi to Thomas!
– O czym ty mówisz? – zmarszczyłem brwi i spojrzałem na niego pytająco. Skąd pomysł, że Thomas może jej szukać…
– Um… Po prostu się martwię, tak? – spuścił wzrok i podrapał się po karku. Spojrzałem na niego podejrzliwie i już miałem zapytać co przed nami ukrywa, ale przerwał mi Matt.
– Ruszcie swoje tyłki idioci – warknął – trzeba ją znaleźć.
                Spojrzałem na niego przelotnie, po czym znów wróciłem wzrokiem do Ryana. Czułem, że kręci. Gdyby nie to, że jak najszybciej musimy znaleźć Brooke wyciągnąłbym od niego o co chodzi. Teraz nie mam na to czasu, ale na pewno się tym zajmę. Odwróciłem głowę i rozejrzałem się po okolicy. Gdybym był Brooke dokąd bym poszedł? Jest smutna, przerażona i może zła? Raczej się nie kontroluje, czyli będzie chciała zrobić to czego potem będzie żałować. Ale gdzie ona jest?!
– Co można spalić? – zapytałem, nie umiejąc samemu sobie poradzić z tym pytaniem.
– Spalić? – chłopaki spojrzeli na mnie jak na idiotę. To oni nie wiedzą?
– Tak – przytaknąłem. Zmarszczyłem brwi, próbując wymyślić jakieś miejsce, w które dziewczyna mogła się udać. Coś opuszczonego, oddalonego od cywilizacji, gdzieś gdzie mało kto ją znajdzie.
– Może te stare magazyny? – zaproponował Jake. – W sumie to niedaleko, a tam na pewno się coś znajdzie do um… - podrapał się po karku – do spalenia.
                Kiwnąłem głową i pobiegłem w tamtym kierunku. Słyszałem kroki chłopaków za sobą. To blisko, więc zaraz będziemy na miejscu. Mam nadzieję, że ona tam będzie, bo inaczej źle może się to wszystko skończyć. To chyba moja wina. Jeśli nie zabrałbym jej do domu Chrisa to nie uciekłaby nigdzie. Przynajmniej mogłem ją trzymać z dala od ciała, ale nie! Oglądała go ze wszystkich stron, bo my idioci nie umiemy zauważyć tak oczywistych rzeczy. Jak głupim trzeba być?!
                Po chwili wbiegliśmy w długą, ciemną uliczkę. Na jej końcu było widać plac przed magazynem. Szybko omiotłem wzrokiem wszystko dookoła i ruszyłem przed siebie. Przebiegałem właśnie koło ogromnego kosza na śmieci, kiedy usłyszałem cichutkie łkanie. Stanąłem jak wryty, a chłopaki zaskoczeni moim nagłym ruchem wbiegli prosto we mnie. Zaczęli coś marudzić pod nosem, ale nie zwracałem na to uwagi, tylko przesunąłem trochę kosz i widok, który zobaczyłem sprawił, że moje serce rozwaliło się na kawałki. Brooke siedziała z kolanami przyciągniętymi do piersi i obejmowała je swoimi malutkimi, chudymi rękoma. Głowę miała spuszczoną, a włosy rozkopane. Płakała cicho.
– Kochanie – uklęknąłem przed nią i wyciągnąłem ręce, przyciągając ją do siebie – już dobrze. Jestem tutaj – zacząłem uspokajająco gładzić jej plecy, na co wybuchła głośniejszym płaczem i mocno się we mnie w tuliła. Dałem chłopakom znak, żeby zostawili nas samych.  – Co się stało? – zapytałem, odsuwając się od niej, żeby móc spojrzeć w jej oczy. Były całe czerwone od płaczu i widziałem w nich jak bardzo się bała. Nie przypuszczałem, że aż tak wpłynie na nią śmierć Chrisa.   
– Ju… Justin… - jąkała się – on ma ra… rację – powiedziała cicho i zacisnęła powieki, próbując powstrzymać płynące z jej oczu łzy.
– Cśśś… - przytuliłem ją mocno. Czyli tu nie chodzi tylko o śmierć Chrisa. – Kto ma rację? – zapytałem niepewnie. Bałem się, że zaraz rozsypie się do końca.
– T – wyszeptała, odrywając się ode mnie i patrząc mi w oczy.  
– Cokolwiek mówił to nie prawda – przyłożyłem dłoń do jej policzka i delikatnie po nim przejechałem, przez co dziewczyna syknęła. Zmarszczyłem brwi i zdjąłem rękę, uważnie przyglądając się jej twarzy. – Zabiję go! – warknąłem, wstając. Uderzył ją! Nie daruję mu tego! Wybiegłem z uliczki i zacząłem rozglądać się na boki. Moje ciało opanowała złość i chęć zemsty. Nie myślałem logicznie. Najważniejsze dla mnie było dorwać drania i sprawić, że będzie cierpiał tak bardzo, że będzie mnie błagał o śmierć. Nie pomyślałem o tym, że zostawiam Brooke samą i przestraszoną. Adrenalina przejęła kontrole nade mną. Puściłem się biegiem przed siebie  sam nie wiem dokąd. Może liczyłem, że ten będzie tu stał i czekał na mnie? Nie wiem co sobie wtedy myślałem.
– Kurwa stary! – usłyszałem za sobą głos Matta. – Gdzie do cholery jest Brooke?!
– On ją uderzył! – podszedłem do niego. Stałem tak blisko, że nasze nosy się stykały. – Podniósł rękę na Brooke. Zrobił jej krzywdę! – czułem pod powiekami łzy. Rzadko u mnie to się to zdarzało. Matt widząc co się ze mną dzieje przytulił mnie. Chyba tego było mi trzeba było. Zacząłem płakać niczym mała dziewczynka. Nie wytrzymałem tego. Dlaczego teraz dzieje się tyle rzeczy? Wszyscy na których mi zależy giną. A co jeśli Brooke też umrze? Nie zniosę tego. Ta dziewczyna przewróciła moje życie do góry nogami. Zmieniła mnie. Nadała mojemu życiu sens i nie wyobrażam sobie jakby miało być bez niej. Jest dla mnie najważniejsza i jeśli trzeba poświęciłbym się, żeby tylko była szczęśliwa. Do końca życia będę dziękował Bogu, że zesłał mi anioła w ludzkim wcieleniu.
– No już dobrze – chłopak poklepał mnie po plecach. Gwałtownie odsunąłem się od niego i szybko wytarłem łzy koszulką. Zrobiło mi się głupio, że tak się przy nim rozkleiłem.
– Przepraszam – mruknąłem.
– Nie przejmuj się tym. Nawet najtwardszym się zdarza – uśmiechnął się. – A teraz mi powiedz gdzie jest Brooke.
– Cholera – nagle oprzytomniałem. Przecież zostawiłem ją tam całkiem samą. Boże! Jestem takim idiotą! Ruszyłem w stronę, z której przybiegłem. Matt biegł zaraz obok.
– Nie mów, że ją tam zostawiłeś – jęknął – samą.
– Tak jakby.
– Idiota.
– Dzięki.
                Wbiegliśmy w ciemną uliczkę i w mgnieniu oka znalazłem się w miejscu, gdzie zostawiłem Brooke. Dziewczyna siedziała wtulona w ciało Ryana, a ten głaskał ją po ramieniu. Miała zamknięte oczy i oddychała miarowo. Chyba spała.
– Dzięki Ryan, ale możesz już iść – kucnąłem przed nimi i czekałem, aż chłopak się podniesie. Ale tego nie zrobił, a zamiast tego pocałował ją w czoło i mocniej do siebie przytulił. – Kurwa nie słyszałeś?!
– Nie zostawię cię z nią sam na sam! – powiedział głośniej, ale na tyle cicho, aby nie obudzić dziewczyny. – Schrzaniłeś! Miałeś się nią opiekować, a zamiast tego uciekłeś! Kiedy tutaj przyszedłem siedziała skulona i płakała tak mocno, że dławiła się własnymi łzami. Byłem jej jedynym oparciem. Uspokoiłem ją, pomogłem. Nie to co ty.
                Już miałem odpowiedzieć, ale Matt pociągnąłem mnie za ramię. Spojrzałem na niego, a ten dał mi znak, że chce ze mną porozmawiać. Kiwnąłem głową, ostatni raz obrzucając Ryana pogardliwym spojrzeniem i odszedłem za Mattem.
– Musisz odpocząć od tego wszystkiego – powiedział, jak tylko się do niego zbliżyłem.
– Przecież mieliśmy wyjechać – westchnąłem. – No ale w tej sytuacji to niemożliwe.
– Bo? – uniósł brwi.
– Chris – powiedziałem – i muszę dorwać Thomasa.
– My się tym przecież zajmiemy – wzruszył ramionami.
– Nie mogę tego wszystkiego zrzucić na was – przejechałem dłońmi po twarzy. – A poza tym chcę być tym, przez którego Thomas będzie cierpiał najbardziej.
– Jesteś chory – Matt posłał mi rozbawione spojrzenie. – Ale spokojnie, ja tylko powyrywam mu rączki i nóżki – zaśmiał się – reszta dla ciebie.
– Nie tylko ja jestem chory – poklepałem go po ramieniu.
– Justin, ale ja mówię poważnie – mina chłopaka spoważniała. – Jedźcie z Brooke na te wakacje, a ja się wszystkim zajmę. Jak wrócisz to Thomas będzie czekał, aż z nim skończysz.
– Sam nie wiem – wahałem się. Nie chciałem zostawiać chłopaków z tym wszystkim. To nie tak, że bałem się, że temu nie podołają. Tylko to naprawdę dużo roboty. Dlaczego ja mam wylegiwać się na plaży, kiedy oni będą ciężko pracować.
– Bieber, kurwa nie marudź! – uderzył mnie lekko w głowę. Jęknąłem i przyłożyłem tam dłoń, rozmasowując obolałe miejsce. Chłopak widząc mój grymas zaśmiał się cicho.
– Dacie sobie rade beze mnie? – zapytałem.
– Wątpisz w nasze umiejętności? – uniósł brwi, odpowiadając pytaniem na pytanie.
– Chodzi mi o to – westchnąłem – że to naprawdę dużo roboty.
– Myślę, że jakoś sobie poradzimy – uśmiechnął się. – A ty masz jechać na te pieprzone wakacje, bo i ty, i Brooke potrzebujecie porządnego odpoczynku!
– Może masz rację…
– No jasne, że mam – uśmiechnął się głupkowato. – Kiedy wyjeżdżacie?
– Nikt nie powiedział, że jedziemy – wzruszyłem ramionami. Chłopak spojrzał na mnie groźnie, więc postanowiłem się poddać. Chyba ma rację. Jestem cholernie zmęczony, a o Brooke to już nie wspomnę. – Jutro – spojrzałem na zegarek – pierwsza szesnaście – a właściwie dzisiaj.
– Świetnie! – klasnął w dłonie.
– Aż tak chcesz się mnie pozbyć? – zaśmiałem się.
– Co? Ja? Nie, ja tylko… – zaczął się dziwnie tłumaczyć, co wydało mi się trochę podejrzane – Jjaa… ja cieszę się, że odpoczniecie. Chodźmy po Brooke! – krzyknął i ruszył w tamtym kierunku. Najpierw Ryan, teraz on. Dlaczego oni się tak dziwnie zachowują…
– Czekaj! – krzyknąłem za nim, na co się zatrzymał. Odwrócił się i spojrzał na mnie jakby ze strachem? Nie mam pojęcia co tu się dzieje, ale mimo wszystko postanowiłem to zignorować. – Ryan się nie odczepi – westchnąłem – nie pozwoli jej pójść ze mną.
– Jestem pewny, że pozwoli – powiedział, unikając mojego wzroku. Odwrócił się i ruszył przed siebie. Dlaczego on tak dziwnie się zachowuje? Westchnąłem głośno i poszedłem za przyjacielem. Po chwili stałem przed Brooke, która dalej leżała w objęciach Ryana. Nie podobał mi się ten widok.
– I co Bieber – chłopak spojrzał na mnie rozbawiony – przemyślałeś wszystko? Mogę już zwrócić twoją własność?
– Nie traktuj jej jak rzecz – wysyczałem, klękając przed nimi i wyciągając ręce, żeby zabrać Brooke.
– Dobra, dobra – Ryan odsunął się od dziewczyny, dając mi do niej dostęp – weź sobie ją.
                Spojrzałem na niego podejrzliwie i podniosłem Brooke. Dlaczego wcześniej zrobił taką awanturę? Przeniosłem wzrok na słodko śpiącą dziewczynę na moich rękach. Była taka piękna. Kątem oka zauważyłem jak chłopaki wymieniają się jakimiś dziwnymi spojrzeniami. Nie mam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi.
– Co wy dwaj ukrywacie? – spojrzeli na mnie nieobecnym wzrokiem, jakby coś ćpali. Co tu się do cholery dzieje!
– My ty… – zaczął Matt, kiedy poczułem ruch na moich rękach. Spojrzałem dziewczynę, która powoli otwierała oczy.
– Justin – szepnęła.
– No cześć – uśmiechnąłem się do niej – zabieram cię do domu – nic nie powiedziała tylko bardziej wtuliła się w moją szyję. Spojrzałem ostatni raz na chłopaków, którzy mieli na twarzach wymalowaną ulgę. I tak dowiem się o co chodzi. Nie daruję im tego. Jednak teraz muszę zabrać Brooke do domu, żeby odpoczęła przed podróżą. Bez słowa, z dziewczyną na rękach wróciłem pod dom Chrisa. Posadziłem ją na miejscu pasażera i przypiąłem pasem. Obszedłem auto dookoła i wsiadłem za kierownice, odpalając samochód. Spojrzałem w okna domu i głośno westchnąłem. Zawsze było tu pełno ludzi, zawsze coś się działo. A teraz? Teraz będzie tu cicho i wszyscy będą omijać to miejsce szerokim łukiem, bo przywołuje złe wspomnienia. Świat jest okrutny. On miał dopiero dwadzieścia jeden lat! Może to kara za wszystkie krzywdy, które wyrządziliśmy innym?
                Wyjechałem na ulicę, kierując się do domu. Zastanawiałem się co ukrywają przede mną Matt i Ryan. Dzisiaj zachowywali się strasznie dziwnie. Ta awantura jaką zrobił Ryan… W sumie po nim można się wszystkiego spodziewać. Ale Matt? Strasznie przekonywał mnie do tego, żebym jechał na te wakacje i nie jestem do końca pewien czy tu chodziło tylko o to, żebym odpoczął. Czuję, że to ma jakieś drugie dno. A skąd Ryan wiedział, że Thomas szuka Brooke? Nie wydaję mi się, żeby wypalił z tym tak o! To bezsensu!  Oni coś kręcą i cholera mnie bierze, bo nie wiem o co chodzi. Matt jest moim przyjacielem, a nie mówi mi całej prawdy. A właśnie! Skoro mowa o przyjaźni… Ciekawe co dzieję się teraz z Mike’iem. Nie widziałem się z nim więcej od tego spotkania u mnie w domu. Co teraz robi? Gdzie jest?
                Wyjąłem telefon i wykręciłem jego numer. Może odbierze? W sumie sam się sobie dziwię, że go nie usunąłem. Chyba myślałem, że jego śmierć to nie prawda i jeszcze kiedyś mi się przyda ten kontakt. I miałem rację! 
Jeden sygnał, drugi, trzeci, czwarty…
– To nie najlepszy moment – usłyszałem po drugiej stronie stłumiony głos Mike.
– Co się dzieje? – zapytałem. Coś w sercu mnie zakuło. Ma kłopoty, a ja nie mogę mu pomóc.
– Ludzie Clarka – powiedział szeptem.
– Gdzie jesteś?! – czy to dziwne, że się o niego martwiłem? Bałem się o życie człowieka, który przez tyle lat mnie okłamywał.
– Justin powiedz Brooke, że ją kocham – wyszeptał – i dziękuje ci za wszystko.
– Kurwa Mike! – krzyknąłem, ale widząc jak dziewczyna wierci się w fotelu, ściszyłem głos – gdzie jesteś? – słyszałem po drugiej stronie jakieś krzyki i kroki. Panował tam harmider.
– Jeste… – nagle usłyszałem strzał i chłopak zamilkł.
– Mike! – wrzasnąłem – Kurwa Mike! – dziwne, że Brooke się nie budzi. – Stary co tam się dzieje! – połączenie przerwane. Cholera! Co tam się działo! I gdzie?!
– Co się dzieje? – do moich uszu dotarł słaby głos dziewczyny. Przylepiłem do swojej twarzy uśmiech i spojrzałem na nią.
– Nic kochanie – pogładziłem uspokajająco jej dłoń – zaraz będziemy w domu.  
– Jestem tak strasznie zmęczona – ziewnęła, leniwie się przeciągając.
– Przyjedziemy i od razu maszerujesz do łóżka – zaśmiałem się. Starałem się jak mogłem, żeby dziewczyna nie wyczuła, że coś jest nie tak. Szeroko się uśmiechnęła i energicznie pokiwała głową. Resztę drogi spędziliśmy na rozmawianiu o jakiś głupotach. Dzięki niej udało mi się wyłączyć i zapomniałem o rozmowie z Mike’iem. Nie wiem jak ona to robi, ale przy niej zapominam o wszystkich problemach. Anioł, a nie dziewczyna.
                Po kilkunastu minutach byliśmy pod domem. Wysiadłem z auta i czekałem, aż dziewczyna zrobi to samo. Dołączyła do mnie i razem weszliśmy do środka. Od razu skierowaliśmy się do naszej sypialni. Weszliśmy do niej, zrzuciliśmy z siebie ubrania i wskoczyliśmy do łóżka. Objąłem dziewczynę w talii i przyciągnąłem do siebie.
– Dobranoc – wyszeptałem do jej ucha, lekko przygryzając jego płatek.
– Dobranoc – zaśmiała się.
                Leżałem już ponad godzinę i nie potrafiłem zasnąć. Brooke usnęła jak tylko położyła głowę na poduszce, a mi niestety nie przychodzi to tak łatwo. Odsunąłem się od dziewczyny i ułożyłem się na plecach, zakładając ręce za głowę. I co teraz? Mam zostawić chłopakom to wszystko i wyjechać? Mam bawić się w najlepsze, podczas kiedy oni będą ciężko pracować? Nie wiem czy tak potrafię. Ale Brooke należy się odpoczynek, a wszyscy dobrze wiemy, że tutaj nie odpocznie. Zawsze znajdzie się coś co zepsuje jej dobry humor. Na przykład jej brat. Usłyszałem strzał i on zamilkł. Czy to możliwe, że nie żyje? No oczywiście, że możliwe.  A jak jest naprawdę? On zginął już drugi raz. Tylko teraz już chyba na dobre. Co tam się stało? Kto to zrobił? Tyle pytań i na wszystkie brak odpowiedzi. Ale muszę przyznać, że nie za bardzo przejąłem się jego śmiercią. Może to dlatego, że nie do końca w nią wierzę? W końcu już raz nas oszukał. A może to przez to, że już nie jesteśmy (a właściwie byliśmy) tak blisko? A co z Brooke? Nie mogę jej powiedzieć co się stało, bo ona tego nie przeżyje. Stracić brata po raz drugi to raczej nic fajnego. Nie będę jej denerwował. I tak ma dużo problemów. A poza tym Mike się do niej w ogóle nie odzywał i ona też nic o nim nie mówiła. Chyba przywykła do myśli, że go nie ma i tak jest dobrze. Niech zostanie tak jak jest. Nic jej nie powiem. Mniej wie, lepiej śpi.  
                Przekręciłem się na lewy bok, wtulając się w dziewczynę. Zamknąłem oczy i zacząłem liczyć w myślach, mając nadzieję, że może to pomoże mi zasnąć. Jak byłem mały mama kazała mi liczyć barany, które skakały przez płot. Mam nadzieję, że ta metoda mnie nie zawiedzie.


Brooke’s POV
Poczułam jak ktoś gładzi mój policzek. Wysiliłam się na otworzenie oczu. Przekręciłam głowę i zobaczyłam uśmiechniętego Justina. Jak miło widzieć coś takiego z rana.
– Dzień dobry – ziewnęłam.
– Dzień dobry – cmoknął mnie w usta i kiedy miał się odsunąć przyciągnęłam go do siebie i złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku.
– Za co to? – zapytał rozbawiony kiedy odsunęliśmy się od siebie.
– To już nie mogę pocałować mojego chłopaka? – zaśmiałam się.
– Masz taki przywilej – zawtórował mi i podniósł się. Zawisł nade mną i zbliżył swoją twarz do mojej. – Zawsze i wszędzie – pochylił się bardziej i znowu mnie pocałował. Przekręciłam się tak, że teraz ja byłam nad nim. Usiadłam na jego biodrach i znowu wpiłam się w jego wargi. Smakował tak dobrze. Położył ręce na mojej talii i zaczął sunąć nimi do góry. Zjechał na plecy i zaczął szukać zapięcia mojego stanika. Kiedy go znalazł, jednym szybkim ruchem odpiął go. Od razu się podniósł i przyssał do moich piersi. Wygięłam plecy w łuk, kiedy poczułam to przyjemne uczucie. Uniosłam ręce i wplotłam palce w jego miękkie włosy. Naparł na mnie mocniej, zmuszając mnie do położenia się. Składał mokre pocałunki na mojej szyi. Kiedy znalazł mój wrażliwy punkt zaczął go lizać, ssać i przygryzać, powodując, że z moich ust uciekł cichy jęk. Czułam jak uśmiecha się w moją szyję. Zaczął zjeżdżać pocałunkami w dół przez piersi i brzuch, aż dotarł do moich majtek. Podniósł głowę i spojrzał na mnie, czekając na pozwolenie. Nim jednak zdążyłam jakkolwiek zareagować, zaburczało mi w brzuchu.
– Oho! – zaśmiał się, schodząc ze mnie. – Chyba nici z naszych planów.
– Przepraszam – spuściłam głowę, czując jak moje policzki robią się czerwone. Czy ja zawsze muszę coś zepsuć?!
– Nic się przecież nie stało – uśmiechnął się szeroko i cmoknął mnie w czoło. – Będziemy mieli jeszcze dużo okazji, żeby dokończyć to co zaczęliśmy – puścił mi oczko, a ja ponownie spuściłam zawstydzona głowę. – No, ale chodźmy coś zjeść, bo jesteś głodna – uśmiechnęłam się do niego i podeszłam do szafy, biorąc z niej jego koszulkę, która sięgała mi do połowy ud. Chłopak wpatrywał się we mnie z uchylonymi ustami. No co?
– Idziemy kochanie? – podeszłam do niego i stanęłam na palcach, delikatnie muskając jego usta.
– Do twarzy ci w moich ubraniach – przyciągnął mnie do siebie i pogłębił pocałunek. Niestety mój brzuch znowu dał o sobie znać. Chłopak odsunął się ode mnie rozbawiony i pociągnął mnie za rękę na dół, do kuchni.

– O której wyjeżdżamy? – zapytałam kończąc śniadanie. Właściwie o czternastej powinniśmy jeść obiad…
– Za godzinę – chłopak wzruszył ramionami biorąc ostatni gryz kanapki.
– Za godzinę?! – gwałtownie podniosłam się z krzesełka. – Nie jestem spakowana!
– Brooke…
– Przecież nie zdążymy! – zaczęłam nerwowo chodzić po jadalni, przerywając chłopakowi.
– Ale ja…
– Twoi rodzice będę źli, że się spóźnimy. I na pewno nie polecimy! – panikowałam.
– Brooklyn! – chłopak wstał i podszedł do mnie, łapiąc mnie za ramiona.
– Co? – spojrzałam na niego zdezorientowana.
– Już jesteśmy spakowani – uśmiechnął się – uspokój się.
– Och – tylko tyle zdołałam wykrztusić.
– Zająłem się tym już dawno – wzruszył ramionami.
– To od kiedy ty planowałeś te wakacje? – uniosłam brwi.
– Od dawna – przyciągnął mnie do siebie i czule pocałował.
                Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Chłopak odsunął się ode mnie i poszedł otworzyć. Słyszałam jakieś radosne krzyki i piski. Poszłam zobaczyć kto przyszedł. Rodzina Justina wpadła, o jak miło.
– Dzień dobry – uśmiechnęłam się nieśmiało, kiedy mój wzrok spotkał się ze wzrokiem Jeremiego.
– Witaj – kiwnął głową i spojrzał na Justina. Coś mu powiedział, na co chłopak energicznie pokręcił głową. Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc o co chodzi.
– Gotowi? – zapytała Pattie. Spojrzałam na siebie. Miałam tylko koszulkę Justina, cholera.
– Przebierzemy się i możemy jechać – odparł Justin i pociągnął mnie za sobą do góry. Wpadliśmy do łazienki i razem wzięliśmy prysznic. Jako, że nam się śpieszyło obeszło się bez większych czułości. Weszliśmy do garderoby i szybko założyliśmy na siebie jakieś ciuchy. Zeszliśmy na dół, ale tam nikogo nie było.
– Gdzie oni są? – zmarszczyłam czoło.
– Pewnie w samochodzie. Chodź – złapał mnie za rękę i wyszliśmy na zewnątrz. Jego rodzina siedziała już w taksówce. Obok czekała druga.
– Justin – pociągnęłam go za ramię – nie wzięłam telefonu i dokumentów. Nic nie mam przy sobie.
– Nie martw się – pocałował mnie w czoło – wszystko jest wzięte.
                Ten chłopak coraz bardziej mnie zaskakuje. Pokręciłam głową i wsiadłam do auta. Ruszyliśmy na lotnisko.
– Tak w ogóle to dokąd jedziemy? – zapytałam, uświadamiając sobie, że nawet nie wiem gdzie jedziemy.
– Do Hiszpanii – uśmiechnął się.
– Naprawdę? – ucieszyłam się. – Zawsze marzyłam, żeby tam pojechać! – pisnęłam i klasnęłam w dłonie jak mała dziewczynka.
– Naprawdę – spojrzał na mnie rozbawiony.
– Dziękuję – pocałowałam go w policzek. – Kolejna rzecz z listy życzeń do wykreślenia.
– Masz taką listę? – zapytał, na co pokiwałam głową. – Pokażesz mi ją?
– Nie – uśmiechnęłam się szeroko i pokręciłam głową.
– Dlaczego? – zrobił smutną minkę. Wyglądał tak uroczo!
– Bo będziesz chciał zrobić wszystkie rzeczy z niej – westchnęłam.
– I co w tym złego? – spojrzał na mnie zdziwiony.
– Niektóre są nieco kosztowne – skrzywiłam się lekko.
– No i co z tego – prychnął rozbawiony. – I tak mi ją kiedyś pokażesz – uśmiechnął się, ukazując rząd swoich białych zębów.
– Nie – pokręciłam głową. – Nigdy – poczułam jak chłopak ciągnie mnie za rękę, zmuszając, żebym usiadła na jego kolanach.
– Jesteś okrutna – udał obrażoną minę.
– Ale i tak mnie kochasz – zbliżyłam swoją twarz do jego.
– Bardzo – wyszeptał w moje usta, po czym złączył je w czułym pocałunku.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No cześć!
Muszę przyznać, że podoba mi się ten rozdział, bo jest no... fajny :D Dajcie znać co Wy myślicie xd
Oczywiście ktoś musiał zginąć, bo w moim opowiadaniu to już chyba tradycja XD
Ale niestety mam bardzo smutną wiadomość :( Do końca został jeden rozdział + epilog. Jest mi smutno, bo mimo, że czasami mam ogromnego lenia i nie chce mi się nic pisać, przywiązałam się do tego wszystkiego. A tu już koniec :/ Tak mi to szybko minęło... No ale nie będę się rozpisywać, bo to jeszcze nie koniec przecież!
No dobra, nie zanudzam dłużej.
Miłej lektury i dajcie mi znać co myślicie ;d
Do zobaczenia :*

PS KOCHAM WAS! 15 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ! JESTEŚCIE NAJLEPSI ♥

7 komentarzy

  1. Kocham twoje dzieła i błagam powiedz, że po tym napiszesz coś jeszcze bo to co ty robisz jest genialne!!!!!! Ale obiecaj!!
    Ps. Rozdział zajebisty!! :-P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam pewien pomysł, ale najpierw muszę go dopracować... Więc może coś nowego będzie :D

      Usuń
  2. Jak to prawie koniec? :'(
    Świetny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie :'( :'( juz kończysz :( rozdział jak zawsze gut :3 ws

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratulacje !!!
    Twoje opowiadanie zostało nominowane do "Najlepszego bloga miesiąca"
    Więcej szczegółów znajdziesz na http://najlepszeff.blogspot.com/
    Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Devon