Moje ciało sparaliżował strach.
Chciałam krzyczeć i uciec jak najszybciej, ale nie potrafiłam się nawet ruszyć.
W moim gardle wyrosła wielka gula, która uniemożliwiła mi mówienie. Thomas stał
przyglądając mi się chwilę, po czym ruszył w moją stronę. Kiedy był na
wyciągnięcie ręki oprzytomniałam i ruszyłam przed siebie, chcąc jak najszybciej
wydostać się z tej uliczki. Nim jednak zdążyłam gdziekolwiek uciec, chłopak
złapał mnie za ramiona i przyparł do ściany.
– Gdzie uciekasz? – zapytał,
przyglądając mi się uważnie.
– Zostaw mnie! – krzyknęłam
załamującym się głosem.
– Nie mów, że się nie stęskniłaś
– powiedział rozbawionym głosem, przejeżdżając kciukiem po moim policzku.
Szybko odwróciłam głowę.
– Czego chcesz – warknęłam,
próbując się wyrwać.
– Chciałem ci tylko powiedzieć,
że jestem z ciebie dumny – wzruszył ramionami, nie spuszczając ze mnie wzroku.
– Nie sądziłem, że możesz mi aż tak pomóc.
– O czym ty mówisz?! – krzyknęłam
przerażona.
– Jak tak dalej pójdzie to oni zginą wcześniej niż
planowałem – zamyślił się. – I to wszystko dzięki tobie! Nie sądziłem, że
będziesz aż tak skora do współpracy.
– Jak to zginą? – zapytałam zdezorientowana. O co
do cholery tu chodzi!
– A to jak udajesz, że przejmujesz się ich śmiercią
– przerwał, przykładając dłoń w miejsce gdzie powinno być serce i głośno
wzdychając. – Wzruszające.
– Jesteś
chory! – wrzasnęłam – Daj mi spokój!
– Najpierw wszyscy muszą umrzeć – uśmiechnął się w
ten ohydny sposób. – A ty mi w tym
pomożesz – zatrzymał się i spojrzał prosto w moje oczy. – Zresztą już to
zrobiłaś jak mówiłem.
– Nie
rozumiem – szepnęłam, czując łzy.
– Głupie stworzenie – mruknął. – Miałaś tyle
okazji, żeby mnie wydać, a jednak tego nie zrobiłaś. Masz dość rozlewu krwi,
ale dobrze wiesz, że temu nie zapobiegniesz. Sama prosisz się o to wszystko co
się dzieje. Wszystko jest z twojej winy.
– W końcu to się skończy – powiedziałam, próbując
zachować spokój.
– Będzie koniec kiedy ja tak powiem! – wrzasnął i
boleśnie popchnął mnie na ścianę. Jęknęłam z bólu, a on tylko się uśmiechnął. –
Bądź grzeczna. Nie chcesz, żebym się zdenerwował – nic nie odpowiedziałam tylko spuściłam głowę.
Bałam się patrzeć w jego przerażające oczy.
– Patrz na mnie jak do ciebie mówię! – nagle poczułam pieczenie na
policzku i moja głowa odleciała w bok. Automatycznie przyłożyłam tam dłoń i
wybuchłam jeszcze większym płaczem.
– Kim ty jesteś! – krzyknęłam przez łzy. Miałam
dość. Jedyne o czym marzyłam to, żeby znaleźć się w ciepłym łóżku razem z
Justinem.
– Twoim największym koszmarem – uśmiechnął się,
odchodząc.
Justin’s
POV
Wybiegłem z domu zaraz
za dziewczyną. Nie wołałem jej, bo wiedziałem, że i tak się nie zatrzyma.
Rozejrzała się na boki i szybko przebiegła przez ulicę. Ruszyłem za nią, ale
kiedy byłem na środku jezdni obok mnie nagle pojawił się samochód. W mgnieniu
oka odskoczyłem na bok i uniknąłem śmierci pod kołami tego auta. Kierowca się
nawet nie zatrzymał, żeby sprawdzić czy ze mną wszystko w porządku. Dodał gazu
i odjechał. Coś mi się wydaję, że to miało się trochę inaczej skończyć…
– Masz ją? – chłopaki przybiegli jak tylko
zorientowali się, że coś jest nie tak.
– Prawie, ale ten samochód – wskazałem na czerwone
auto, które zniknęło za zakrętem – trochę mi przeszkodził.
– Co tak stoicie?! – koło nas pojawił się Ryan –
Musimy ją znaleźć zanim zrobi to Thomas!
– O czym ty mówisz? – zmarszczyłem brwi i
spojrzałem na niego pytająco. Skąd pomysł, że Thomas może jej szukać…
– Um… Po prostu się martwię, tak? – spuścił wzrok i
podrapał się po karku. Spojrzałem na niego podejrzliwie i już miałem zapytać co
przed nami ukrywa, ale przerwał mi Matt.
– Ruszcie swoje tyłki idioci – warknął – trzeba ją
znaleźć.
Spojrzałem
na niego przelotnie, po czym znów wróciłem wzrokiem do Ryana. Czułem, że kręci.
Gdyby nie to, że jak najszybciej musimy znaleźć Brooke wyciągnąłbym od niego o
co chodzi. Teraz nie mam na to czasu, ale na pewno się tym zajmę. Odwróciłem
głowę i rozejrzałem się po okolicy. Gdybym był Brooke dokąd bym poszedł? Jest
smutna, przerażona i może zła? Raczej się nie kontroluje, czyli będzie chciała
zrobić to czego potem będzie żałować. Ale gdzie ona jest?!
– Co można spalić? – zapytałem, nie umiejąc samemu
sobie poradzić z tym pytaniem.
– Spalić? – chłopaki spojrzeli na mnie jak na
idiotę. To oni nie wiedzą?
– Tak – przytaknąłem. Zmarszczyłem brwi, próbując
wymyślić jakieś miejsce, w które dziewczyna mogła się udać. Coś opuszczonego,
oddalonego od cywilizacji, gdzieś gdzie mało kto ją znajdzie.
– Może te stare magazyny? – zaproponował Jake. – W sumie
to niedaleko, a tam na pewno się coś znajdzie do um… - podrapał się po karku –
do spalenia.
Kiwnąłem
głową i pobiegłem w tamtym kierunku. Słyszałem kroki chłopaków za sobą. To
blisko, więc zaraz będziemy na miejscu. Mam nadzieję, że ona tam będzie, bo
inaczej źle może się to wszystko skończyć. To chyba moja wina. Jeśli nie
zabrałbym jej do domu Chrisa to nie uciekłaby nigdzie. Przynajmniej mogłem ją
trzymać z dala od ciała, ale nie! Oglądała go ze wszystkich stron, bo my idioci
nie umiemy zauważyć tak oczywistych rzeczy. Jak głupim trzeba być?!
Po
chwili wbiegliśmy w długą, ciemną uliczkę. Na jej końcu było widać plac przed
magazynem. Szybko omiotłem wzrokiem wszystko dookoła i ruszyłem przed siebie.
Przebiegałem właśnie koło ogromnego kosza na śmieci, kiedy usłyszałem cichutkie
łkanie. Stanąłem jak wryty, a chłopaki zaskoczeni moim nagłym ruchem wbiegli
prosto we mnie. Zaczęli coś marudzić pod nosem, ale nie zwracałem na to uwagi,
tylko przesunąłem trochę kosz i widok, który zobaczyłem sprawił, że moje serce
rozwaliło się na kawałki. Brooke siedziała z kolanami przyciągniętymi do piersi
i obejmowała je swoimi malutkimi, chudymi rękoma. Głowę miała spuszczoną, a
włosy rozkopane. Płakała cicho.
– Kochanie – uklęknąłem przed nią i wyciągnąłem
ręce, przyciągając ją do siebie – już dobrze. Jestem tutaj – zacząłem
uspokajająco gładzić jej plecy, na co wybuchła głośniejszym płaczem i mocno się
we mnie w tuliła. Dałem chłopakom znak, żeby zostawili nas samych. – Co się stało? – zapytałem, odsuwając się od
niej, żeby móc spojrzeć w jej oczy. Były całe czerwone od płaczu i widziałem w nich
jak bardzo się bała. Nie przypuszczałem, że aż tak wpłynie na nią śmierć
Chrisa.
– Ju… Justin… - jąkała się – on ma ra… rację –
powiedziała cicho i zacisnęła powieki, próbując powstrzymać płynące z jej oczu
łzy.
– Cśśś… - przytuliłem ją mocno. Czyli tu nie chodzi
tylko o śmierć Chrisa. – Kto ma rację? – zapytałem niepewnie. Bałem się, że
zaraz rozsypie się do końca.
– T – wyszeptała, odrywając się ode mnie i patrząc
mi w oczy.
– Cokolwiek mówił to nie prawda – przyłożyłem dłoń
do jej policzka i delikatnie po nim przejechałem, przez co dziewczyna syknęła. Zmarszczyłem
brwi i zdjąłem rękę, uważnie przyglądając się jej twarzy. – Zabiję go! – warknąłem,
wstając. Uderzył ją! Nie daruję mu tego! Wybiegłem z uliczki i zacząłem
rozglądać się na boki. Moje ciało opanowała złość i chęć zemsty. Nie myślałem
logicznie. Najważniejsze dla mnie było dorwać drania i sprawić, że będzie
cierpiał tak bardzo, że będzie mnie błagał o śmierć. Nie pomyślałem o tym, że
zostawiam Brooke samą i przestraszoną. Adrenalina przejęła kontrole nade mną.
Puściłem się biegiem przed siebie sam
nie wiem dokąd. Może liczyłem, że ten będzie tu stał i czekał na mnie? Nie
wiem co sobie wtedy myślałem.
– Kurwa stary! – usłyszałem za sobą głos Matta. –
Gdzie do cholery jest Brooke?!
– On ją uderzył! – podszedłem do niego. Stałem tak
blisko, że nasze nosy się stykały. – Podniósł rękę na Brooke. Zrobił jej
krzywdę! – czułem pod powiekami łzy. Rzadko u mnie to się to zdarzało. Matt
widząc co się ze mną dzieje przytulił mnie. Chyba tego było mi trzeba było.
Zacząłem płakać niczym mała dziewczynka. Nie wytrzymałem tego. Dlaczego teraz
dzieje się tyle rzeczy? Wszyscy na których mi zależy giną. A co jeśli Brooke
też umrze? Nie zniosę tego. Ta dziewczyna przewróciła moje życie do góry
nogami. Zmieniła mnie. Nadała mojemu życiu sens i nie wyobrażam sobie jakby
miało być bez niej. Jest dla mnie najważniejsza i jeśli trzeba poświęciłbym
się, żeby tylko była szczęśliwa. Do końca życia będę dziękował Bogu, że zesłał
mi anioła w ludzkim wcieleniu.
– No już dobrze – chłopak poklepał mnie po plecach.
Gwałtownie odsunąłem się od niego i szybko wytarłem łzy koszulką. Zrobiło mi
się głupio, że tak się przy nim rozkleiłem.
– Przepraszam – mruknąłem.
– Nie przejmuj się tym. Nawet najtwardszym się
zdarza – uśmiechnął się. – A teraz mi powiedz gdzie jest Brooke.
– Cholera – nagle oprzytomniałem. Przecież
zostawiłem ją tam całkiem samą. Boże! Jestem takim idiotą! Ruszyłem w stronę, z
której przybiegłem. Matt biegł zaraz obok.
– Nie mów, że ją tam zostawiłeś – jęknął – samą.
– Tak jakby.
– Idiota.
– Dzięki.
Wbiegliśmy
w ciemną uliczkę i w mgnieniu oka znalazłem się w miejscu, gdzie zostawiłem
Brooke. Dziewczyna siedziała wtulona w ciało Ryana, a ten głaskał ją po
ramieniu. Miała zamknięte oczy i oddychała miarowo. Chyba spała.
– Dzięki Ryan, ale możesz już iść – kucnąłem przed
nimi i czekałem, aż chłopak się podniesie. Ale tego nie zrobił, a zamiast tego
pocałował ją w czoło i mocniej do siebie przytulił. – Kurwa nie słyszałeś?!
– Nie zostawię cię z nią sam na sam! – powiedział głośniej,
ale na tyle cicho, aby nie obudzić dziewczyny. – Schrzaniłeś! Miałeś się nią
opiekować, a zamiast tego uciekłeś! Kiedy tutaj przyszedłem siedziała skulona i
płakała tak mocno, że dławiła się własnymi łzami. Byłem jej jedynym oparciem.
Uspokoiłem ją, pomogłem. Nie to co ty.
Już
miałem odpowiedzieć, ale Matt pociągnąłem mnie za ramię. Spojrzałem na niego, a
ten dał mi znak, że chce ze mną porozmawiać. Kiwnąłem głową, ostatni raz
obrzucając Ryana pogardliwym spojrzeniem i odszedłem za Mattem.
– Musisz odpocząć od tego wszystkiego – powiedział,
jak tylko się do niego zbliżyłem.
– Przecież mieliśmy wyjechać – westchnąłem. – No ale
w tej sytuacji to niemożliwe.
– Bo? – uniósł brwi.
– Chris – powiedziałem – i muszę dorwać Thomasa.
– My się tym przecież zajmiemy – wzruszył ramionami.
– Nie mogę tego wszystkiego zrzucić na was –
przejechałem dłońmi po twarzy. – A poza tym chcę być tym, przez którego Thomas
będzie cierpiał najbardziej.
– Jesteś chory – Matt posłał mi rozbawione
spojrzenie. – Ale spokojnie, ja tylko powyrywam mu rączki i nóżki – zaśmiał się
– reszta dla ciebie.
– Nie tylko ja jestem chory – poklepałem go po
ramieniu.
– Justin, ale ja mówię poważnie – mina chłopaka
spoważniała. – Jedźcie z Brooke na te wakacje, a ja się wszystkim zajmę. Jak
wrócisz to Thomas będzie czekał, aż z nim skończysz.
– Sam nie wiem – wahałem się. Nie chciałem
zostawiać chłopaków z tym wszystkim. To nie tak, że bałem się, że temu nie
podołają. Tylko to naprawdę dużo roboty. Dlaczego ja mam wylegiwać się na
plaży, kiedy oni będą ciężko pracować.
– Bieber, kurwa nie marudź! – uderzył mnie lekko w
głowę. Jęknąłem i przyłożyłem tam dłoń, rozmasowując obolałe miejsce. Chłopak
widząc mój grymas zaśmiał się cicho.
– Dacie sobie rade beze mnie? – zapytałem.
– Wątpisz w nasze umiejętności? – uniósł brwi,
odpowiadając pytaniem na pytanie.
– Chodzi mi o to – westchnąłem – że to naprawdę
dużo roboty.
– Myślę, że jakoś sobie poradzimy – uśmiechnął się.
– A ty masz jechać na te pieprzone wakacje, bo i ty, i Brooke potrzebujecie
porządnego odpoczynku!
– Może masz rację…
– No jasne, że mam – uśmiechnął się głupkowato. –
Kiedy wyjeżdżacie?
– Nikt nie powiedział, że jedziemy – wzruszyłem ramionami.
Chłopak spojrzał na mnie groźnie, więc postanowiłem się poddać. Chyba ma rację.
Jestem cholernie zmęczony, a o Brooke to już nie wspomnę. – Jutro – spojrzałem na
zegarek – pierwsza szesnaście – a właściwie dzisiaj.
– Świetnie! – klasnął w dłonie.
– Aż tak chcesz się mnie pozbyć? – zaśmiałem się.
– Co? Ja? Nie, ja tylko… – zaczął się dziwnie
tłumaczyć, co wydało mi się trochę podejrzane – Jjaa… ja cieszę się, że
odpoczniecie. Chodźmy po Brooke! – krzyknął i ruszył w tamtym kierunku.
Najpierw Ryan, teraz on. Dlaczego oni się tak dziwnie zachowują…
– Czekaj! – krzyknąłem za nim, na co się zatrzymał.
Odwrócił się i spojrzał na mnie jakby ze strachem? Nie mam pojęcia co tu się
dzieje, ale mimo wszystko postanowiłem to zignorować. – Ryan się nie odczepi –
westchnąłem – nie pozwoli jej pójść ze mną.
– Jestem pewny, że pozwoli – powiedział, unikając
mojego wzroku. Odwrócił się i ruszył przed siebie. Dlaczego on tak dziwnie się
zachowuje? Westchnąłem głośno i poszedłem za przyjacielem. Po chwili stałem
przed Brooke, która dalej leżała w objęciach Ryana. Nie podobał mi się ten
widok.
– I co Bieber – chłopak spojrzał na mnie rozbawiony
– przemyślałeś wszystko? Mogę już zwrócić twoją własność?
– Nie traktuj jej jak rzecz – wysyczałem, klękając
przed nimi i wyciągając ręce, żeby zabrać Brooke.
– Dobra, dobra – Ryan odsunął się od dziewczyny,
dając mi do niej dostęp – weź sobie ją.
Spojrzałem
na niego podejrzliwie i podniosłem Brooke. Dlaczego wcześniej zrobił taką
awanturę? Przeniosłem wzrok na słodko śpiącą dziewczynę na moich rękach. Była
taka piękna. Kątem oka zauważyłem jak chłopaki wymieniają się jakimiś dziwnymi
spojrzeniami. Nie mam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi.
– Co wy dwaj ukrywacie? – spojrzeli na mnie
nieobecnym wzrokiem, jakby coś ćpali. Co tu się do cholery dzieje!
– My ty… – zaczął Matt, kiedy poczułem ruch na
moich rękach. Spojrzałem dziewczynę, która powoli otwierała oczy.
– Justin – szepnęła.
– No cześć – uśmiechnąłem się do niej – zabieram cię
do domu – nic nie powiedziała tylko bardziej wtuliła się w moją szyję.
Spojrzałem ostatni raz na chłopaków, którzy mieli na twarzach wymalowaną ulgę.
I tak dowiem się o co chodzi. Nie daruję im tego. Jednak teraz muszę zabrać
Brooke do domu, żeby odpoczęła przed podróżą. Bez słowa, z dziewczyną na rękach
wróciłem pod dom Chrisa. Posadziłem ją na miejscu pasażera i przypiąłem pasem.
Obszedłem auto dookoła i wsiadłem za kierownice, odpalając samochód. Spojrzałem
w okna domu i głośno westchnąłem. Zawsze było tu pełno ludzi, zawsze coś się
działo. A teraz? Teraz będzie tu cicho i wszyscy będą omijać to miejsce
szerokim łukiem, bo przywołuje złe wspomnienia. Świat jest okrutny. On miał
dopiero dwadzieścia jeden lat! Może to kara za wszystkie krzywdy, które wyrządziliśmy
innym?
Wyjechałem
na ulicę, kierując się do domu. Zastanawiałem się co ukrywają przede mną Matt i
Ryan. Dzisiaj zachowywali się strasznie dziwnie. Ta awantura jaką zrobił Ryan…
W sumie po nim można się wszystkiego spodziewać. Ale Matt? Strasznie
przekonywał mnie do tego, żebym jechał na te wakacje i nie jestem do końca
pewien czy tu chodziło tylko o to, żebym odpoczął. Czuję, że to ma jakieś
drugie dno. A skąd Ryan wiedział, że Thomas szuka Brooke? Nie wydaję mi się,
żeby wypalił z tym tak o! To bezsensu!
Oni coś kręcą i cholera mnie bierze, bo nie wiem o co chodzi. Matt jest
moim przyjacielem, a nie mówi mi całej prawdy. A właśnie! Skoro mowa o
przyjaźni… Ciekawe co dzieję się teraz z Mike’iem. Nie widziałem się z nim
więcej od tego spotkania u mnie w domu. Co teraz robi? Gdzie jest?
Wyjąłem
telefon i wykręciłem jego numer. Może odbierze? W sumie sam się sobie dziwię,
że go nie usunąłem. Chyba myślałem, że jego śmierć to nie prawda i jeszcze
kiedyś mi się przyda ten kontakt. I miałem rację!
Jeden sygnał, drugi, trzeci,
czwarty…
– To nie najlepszy moment – usłyszałem po drugiej
stronie stłumiony głos Mike.
– Co się dzieje? – zapytałem. Coś w sercu mnie
zakuło. Ma kłopoty, a ja nie mogę mu pomóc.
– Ludzie Clarka – powiedział szeptem.
– Gdzie jesteś?! – czy to dziwne, że się o niego
martwiłem? Bałem się o życie człowieka, który przez tyle lat mnie okłamywał.
– Justin powiedz Brooke, że ją kocham – wyszeptał –
i dziękuje ci za wszystko.
– Kurwa Mike! – krzyknąłem, ale widząc jak
dziewczyna wierci się w fotelu, ściszyłem głos – gdzie jesteś? – słyszałem po
drugiej stronie jakieś krzyki i kroki. Panował tam harmider.
– Jeste… – nagle usłyszałem strzał i chłopak zamilkł.
– Mike! – wrzasnąłem – Kurwa Mike! – dziwne, że
Brooke się nie budzi. – Stary co tam się dzieje! – połączenie przerwane.
Cholera! Co tam się działo! I gdzie?!
– Co się dzieje? – do moich uszu dotarł słaby głos
dziewczyny. Przylepiłem do swojej twarzy uśmiech i spojrzałem na nią.
– Nic kochanie – pogładziłem uspokajająco jej dłoń –
zaraz będziemy w domu.
– Jestem tak strasznie zmęczona – ziewnęła, leniwie
się przeciągając.
– Przyjedziemy i od razu maszerujesz do łóżka –
zaśmiałem się. Starałem się jak mogłem, żeby dziewczyna nie wyczuła, że coś jest
nie tak. Szeroko się uśmiechnęła i energicznie pokiwała głową. Resztę drogi
spędziliśmy na rozmawianiu o jakiś głupotach. Dzięki niej udało mi się wyłączyć
i zapomniałem o rozmowie z Mike’iem. Nie wiem jak ona to robi, ale przy niej
zapominam o wszystkich problemach. Anioł, a nie dziewczyna.
Po
kilkunastu minutach byliśmy pod domem. Wysiadłem z auta i czekałem, aż
dziewczyna zrobi to samo. Dołączyła do mnie i razem weszliśmy do środka. Od
razu skierowaliśmy się do naszej sypialni. Weszliśmy do niej, zrzuciliśmy z
siebie ubrania i wskoczyliśmy do łóżka. Objąłem dziewczynę w talii i przyciągnąłem
do siebie.
– Dobranoc – wyszeptałem do jej ucha, lekko
przygryzając jego płatek.
– Dobranoc – zaśmiała się.
Leżałem
już ponad godzinę i nie potrafiłem zasnąć. Brooke usnęła jak tylko położyła
głowę na poduszce, a mi niestety nie przychodzi to tak łatwo. Odsunąłem się od
dziewczyny i ułożyłem się na plecach, zakładając ręce za głowę. I co teraz? Mam
zostawić chłopakom to wszystko i wyjechać? Mam bawić się w najlepsze, podczas
kiedy oni będą ciężko pracować? Nie wiem czy tak potrafię. Ale Brooke należy
się odpoczynek, a wszyscy dobrze wiemy, że tutaj nie odpocznie. Zawsze znajdzie
się coś co zepsuje jej dobry humor. Na przykład jej brat. Usłyszałem strzał i
on zamilkł. Czy to możliwe, że nie żyje? No oczywiście, że możliwe. A jak jest naprawdę? On zginął już drugi raz.
Tylko teraz już chyba na dobre. Co tam się stało? Kto to zrobił? Tyle pytań i
na wszystkie brak odpowiedzi. Ale muszę przyznać, że nie za bardzo przejąłem
się jego śmiercią. Może to dlatego, że nie do końca w nią wierzę? W końcu już
raz nas oszukał. A może to przez to, że już nie jesteśmy (a właściwie byliśmy)
tak blisko? A co z Brooke? Nie mogę jej powiedzieć co się stało, bo ona tego
nie przeżyje. Stracić brata po raz drugi to raczej nic fajnego. Nie będę jej
denerwował. I tak ma dużo problemów. A poza tym Mike się do niej w ogóle nie
odzywał i ona też nic o nim nie mówiła. Chyba przywykła do myśli, że go nie ma
i tak jest dobrze. Niech zostanie tak jak jest. Nic jej nie powiem. Mniej wie,
lepiej śpi.
Przekręciłem
się na lewy bok, wtulając się w dziewczynę. Zamknąłem oczy i zacząłem liczyć w
myślach, mając nadzieję, że może to pomoże mi zasnąć. Jak byłem mały mama
kazała mi liczyć barany, które skakały przez płot. Mam nadzieję, że ta metoda
mnie nie zawiedzie.
Brooke’s
POV
Poczułam jak ktoś gładzi mój policzek. Wysiliłam
się na otworzenie oczu. Przekręciłam głowę i zobaczyłam uśmiechniętego Justina.
Jak miło widzieć coś takiego z rana.
– Dzień dobry – ziewnęłam.
– Dzień dobry – cmoknął mnie w usta i kiedy miał
się odsunąć przyciągnęłam go do siebie i złączyłam nasze usta w namiętnym
pocałunku.
– Za co to? – zapytał rozbawiony kiedy odsunęliśmy
się od siebie.
– To już nie mogę pocałować mojego chłopaka? –
zaśmiałam się.
– Masz taki przywilej – zawtórował mi i podniósł
się. Zawisł nade mną i zbliżył swoją twarz do mojej. – Zawsze i wszędzie –
pochylił się bardziej i znowu mnie pocałował. Przekręciłam się tak, że teraz ja
byłam nad nim. Usiadłam na jego biodrach i znowu wpiłam się w jego wargi.
Smakował tak dobrze. Położył ręce na mojej talii i zaczął sunąć nimi do góry.
Zjechał na plecy i zaczął szukać zapięcia mojego stanika. Kiedy go znalazł,
jednym szybkim ruchem odpiął go. Od razu się podniósł i przyssał do moich
piersi. Wygięłam plecy w łuk, kiedy poczułam to przyjemne uczucie. Uniosłam
ręce i wplotłam palce w jego miękkie włosy. Naparł na mnie mocniej, zmuszając
mnie do położenia się. Składał mokre pocałunki na mojej szyi. Kiedy znalazł mój
wrażliwy punkt zaczął go lizać, ssać i przygryzać, powodując, że z moich ust
uciekł cichy jęk. Czułam jak uśmiecha się w moją szyję. Zaczął zjeżdżać
pocałunkami w dół przez piersi i brzuch, aż dotarł do moich majtek. Podniósł głowę
i spojrzał na mnie, czekając na pozwolenie. Nim jednak zdążyłam jakkolwiek
zareagować, zaburczało mi w brzuchu.
– Oho! – zaśmiał się, schodząc ze mnie. – Chyba nici
z naszych planów.
– Przepraszam – spuściłam głowę, czując jak moje
policzki robią się czerwone. Czy ja zawsze muszę coś zepsuć?!
– Nic się przecież nie stało – uśmiechnął się
szeroko i cmoknął mnie w czoło. – Będziemy mieli jeszcze dużo okazji, żeby
dokończyć to co zaczęliśmy – puścił mi oczko, a ja ponownie spuściłam
zawstydzona głowę. – No, ale chodźmy coś zjeść, bo jesteś głodna – uśmiechnęłam
się do niego i podeszłam do szafy, biorąc z niej jego koszulkę, która sięgała
mi do połowy ud. Chłopak wpatrywał się we mnie z uchylonymi ustami. No co?
– Idziemy kochanie? – podeszłam do niego i stanęłam
na palcach, delikatnie muskając jego usta.
– Do twarzy ci w moich ubraniach – przyciągnął mnie
do siebie i pogłębił pocałunek. Niestety mój brzuch znowu dał o sobie znać.
Chłopak odsunął się ode mnie rozbawiony i pociągnął mnie za rękę na dół, do
kuchni.
– O której wyjeżdżamy? – zapytałam kończąc
śniadanie. Właściwie o czternastej powinniśmy jeść obiad…
– Za godzinę – chłopak wzruszył ramionami biorąc
ostatni gryz kanapki.
– Za godzinę?! – gwałtownie podniosłam się z
krzesełka. – Nie jestem spakowana!
– Brooke…
– Przecież nie zdążymy! – zaczęłam nerwowo chodzić
po jadalni, przerywając chłopakowi.
– Ale ja…
– Twoi rodzice będę źli, że się spóźnimy. I na
pewno nie polecimy! – panikowałam.
– Brooklyn! – chłopak wstał i podszedł do mnie,
łapiąc mnie za ramiona.
– Co? – spojrzałam na niego zdezorientowana.
– Już jesteśmy spakowani – uśmiechnął się – uspokój
się.
– Och – tylko tyle zdołałam wykrztusić.
– Zająłem się tym już dawno – wzruszył ramionami.
– To od kiedy ty planowałeś te wakacje? – uniosłam
brwi.
– Od dawna – przyciągnął mnie do siebie i czule
pocałował.
Nagle
usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Chłopak odsunął się ode mnie i poszedł otworzyć.
Słyszałam jakieś radosne krzyki i piski. Poszłam zobaczyć kto przyszedł.
Rodzina Justina wpadła, o jak miło.
– Dzień dobry – uśmiechnęłam się nieśmiało, kiedy
mój wzrok spotkał się ze wzrokiem Jeremiego.
– Witaj – kiwnął głową i spojrzał na Justina. Coś
mu powiedział, na co chłopak energicznie pokręcił głową. Zmarszczyłam brwi, nie
wiedząc o co chodzi.
– Gotowi? – zapytała Pattie. Spojrzałam na siebie.
Miałam tylko koszulkę Justina, cholera.
– Przebierzemy się i możemy jechać – odparł Justin
i pociągnął mnie za sobą do góry. Wpadliśmy do łazienki i razem wzięliśmy prysznic.
Jako, że nam się śpieszyło obeszło się bez większych czułości. Weszliśmy do
garderoby i szybko założyliśmy na siebie jakieś ciuchy. Zeszliśmy na dół, ale
tam nikogo nie było.
– Gdzie oni są? – zmarszczyłam czoło.
– Pewnie w samochodzie. Chodź – złapał mnie za rękę
i wyszliśmy na zewnątrz. Jego rodzina siedziała już w taksówce. Obok czekała
druga.
– Justin – pociągnęłam go za ramię – nie wzięłam
telefonu i dokumentów. Nic nie mam przy sobie.
– Nie martw się – pocałował mnie w czoło – wszystko
jest wzięte.
Ten
chłopak coraz bardziej mnie zaskakuje. Pokręciłam głową i wsiadłam do auta.
Ruszyliśmy na lotnisko.
– Tak w ogóle to dokąd jedziemy? – zapytałam,
uświadamiając sobie, że nawet nie wiem gdzie jedziemy.
– Do Hiszpanii – uśmiechnął się.
– Naprawdę? – ucieszyłam się. – Zawsze marzyłam,
żeby tam pojechać! – pisnęłam i klasnęłam w dłonie jak mała dziewczynka.
– Naprawdę – spojrzał na mnie rozbawiony.
– Dziękuję – pocałowałam go w policzek. – Kolejna rzecz
z listy życzeń do wykreślenia.
– Masz taką listę? – zapytał, na co pokiwałam
głową. – Pokażesz mi ją?
– Nie – uśmiechnęłam się szeroko i pokręciłam
głową.
– Dlaczego? – zrobił smutną minkę. Wyglądał tak
uroczo!
– Bo będziesz chciał zrobić wszystkie rzeczy z niej
– westchnęłam.
– I co w tym złego? – spojrzał na mnie zdziwiony.
– Niektóre są nieco kosztowne – skrzywiłam się
lekko.
– No i co z tego – prychnął rozbawiony. – I tak mi
ją kiedyś pokażesz – uśmiechnął się, ukazując rząd swoich białych zębów.
– Nie – pokręciłam głową. – Nigdy – poczułam jak
chłopak ciągnie mnie za rękę, zmuszając, żebym usiadła na jego kolanach.
– Jesteś okrutna – udał obrażoną minę.
– Ale i tak mnie kochasz – zbliżyłam swoją twarz do
jego.
– Bardzo – wyszeptał w moje usta, po czym złączył
je w czułym pocałunku.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No cześć!
Muszę przyznać, że podoba mi się ten rozdział, bo jest no... fajny :D Dajcie znać co Wy myślicie xd
Oczywiście ktoś musiał zginąć, bo w moim opowiadaniu to już chyba tradycja XD
Ale niestety mam bardzo smutną wiadomość :( Do końca został jeden rozdział + epilog. Jest mi smutno, bo mimo, że czasami mam ogromnego lenia i nie chce mi się nic pisać, przywiązałam się do tego wszystkiego. A tu już koniec :/ Tak mi to szybko minęło... No ale nie będę się rozpisywać, bo to jeszcze nie koniec przecież!
No dobra, nie zanudzam dłużej.
Miłej lektury i dajcie mi znać co myślicie ;d
Do zobaczenia :*
PS KOCHAM WAS! 15 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ! JESTEŚCIE NAJLEPSI ♥
Oczywiście ktoś musiał zginąć, bo w moim opowiadaniu to już chyba tradycja XD
Ale niestety mam bardzo smutną wiadomość :( Do końca został jeden rozdział + epilog. Jest mi smutno, bo mimo, że czasami mam ogromnego lenia i nie chce mi się nic pisać, przywiązałam się do tego wszystkiego. A tu już koniec :/ Tak mi to szybko minęło... No ale nie będę się rozpisywać, bo to jeszcze nie koniec przecież!
No dobra, nie zanudzam dłużej.
Miłej lektury i dajcie mi znać co myślicie ;d
Do zobaczenia :*
PS KOCHAM WAS! 15 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ! JESTEŚCIE NAJLEPSI ♥
Kocham twoje dzieła i błagam powiedz, że po tym napiszesz coś jeszcze bo to co ty robisz jest genialne!!!!!! Ale obiecaj!!
OdpowiedzUsuńPs. Rozdział zajebisty!! :-P
Mam pewien pomysł, ale najpierw muszę go dopracować... Więc może coś nowego będzie :D
UsuńJejj... :-)
UsuńJak to prawie koniec? :'(
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział
No nie :'( :'( juz kończysz :( rozdział jak zawsze gut :3 ws
OdpowiedzUsuń❤
OdpowiedzUsuńGratulacje !!!
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie zostało nominowane do "Najlepszego bloga miesiąca"
Więcej szczegółów znajdziesz na http://najlepszeff.blogspot.com/
Powodzenia.