– Jak
ja nienawidzę zmywać naczyń – wymamrotałam pod nosem. Zjedliśmy śniadanie i
ktoś musiał posprzątać. A komu przypadł ten zaszczyt? Oczywiście, że mi. W
sumie to troszkę dziwne, że w takim domu nie ma zmywarki. Koniecznie musimy w
nią zainwestować.
Odłożyłam
kolejny talerz na suszarkę i zakręciłam wodę. Sięgnęłam po czerwono - białą
ściereczkę w kratę i wytarłam w nią ręce. Wyszłam z kuchni, kierując się do
salonu. Szłam długim korytarzem zastanawiając się, przez które drzwi powinnam
przejść. Nie chciałam się znowu zgubić, tym bardziej, że teraz jestem sama.
Wczoraj przynajmniej byłam z Justinem. Mimo naszych usilnych prób dotarcia do
sypialni – nie udało się, więc skończyliśmy w łazience. Tak myślę, że musimy
zrobić plan tego domu albo jakieś tablice ze strzałkami. Na pewno będzie
łatwiej
– Brooke! –
z zamyślenia wyrwał mnie głos Justina. Odwróciłam się w kierunku dźwięku i
zobaczyłam jak chłopak ubrany w same bokserki, z wielkim uśmiechem na ustach
biegnie w moją stronę. Już po chwili znalazł się przy mnie i wziął mnie na
ręce, obracając się kilka razy.
– Justin!
Puść mnie – śmiałam się. – Zaraz się przewrócimy!
–
Przepraszam, że zostawiłem cię samą z tymi naczyniami – postawił mnie na ziemi
i pocałował w czoło – ale…
– Tak, tak
Justin – machnęłam ręką, udając urażoną. – Tłumacz się.
– Uważaj –
spojrzał na mnie chytrze – lepiej się ze mną nie drocz.
– Ależ
jakbym śmiała panie Bieber – zaśmiałam się, a chłopak znowu wziął mnie na ręce
i zaczął biec w stronę kuchni. Nim jednak zdążył do niej dobiec, skręcił w
lewo, wbiegając do salonu. Naprawdę? Salon to drzwi obok? No nie wierzę…
Położył mnie
na kanapie i zaczął łaskotać. Krzyczałam i piszczałam, próbując go z siebie z
zrzucić, ale na nic się to zdało. Usiadł okrakiem na moich biodrach i jedną
ręką przytrzymał mi nadgarstki w górze, nad głową, a drugą cały czas mnie
łaskotał.
– Proszę
przestań – nie potrafiłam złapać oddechu. Cały czas się śmiałam.
– Jeśli
powiesz, że mi wybaczasz – zaprzestał na chwilę wykonywaną czynność i spojrzał
na mnie uważnie.
– Dobrze –
westchnęłam. – Wybaczam ci, że zostawiłeś mnie na pastwę losu z brudnymi
naczyniami – chłopak uśmiechnął się szeroko i zszedł ze mnie. Rozsiadł się
wygodnie na kanapie i pociągnął mnie za rękę, sprawiając, że wylądowałam na
jego kolanach.
–Co chcesz
dzisiaj robić? – zapytał.
– Nie wiem –
wzruszyłam ramionami. – Zaproponuj coś.
– To może
tak – położył rękę na moim udzie i zaczął sunąć nią do góry – zrobimy powtórkę
z wczoraj?
– Masz na
myśli kolację? – grałam głupią, zbliżając swoją twarz do jego.
– Bardziej
chodziło mi o to, co działo się potem – mruknął prosto w moje usta.
– Myślę, że
to nie głupi pomysł – wyszeptałam i złączyłam nasze wargi. Nim jednak pocałunek
zdążył się zrobić bardziej namiętny, telefon Justina zaczął dzwonić. Niechętnie
odsunęłam się i zeszłam z jego kolan. Sięgnęłam po urządzenie i podałam je
chłopakowi, siadając obok niego na kanapie.
– Słucham? –
zapytał beznamiętnym tonem. Wzdłuż mojego kręgosłupa przeszły nieprzyjemne
dreszcze. Nie lubiłam go takiego.
– Cześć
kochanie – spojrzałam na Justina, na którego twarzy zaczął malować się uśmiech,
jak tylko usłyszał swoją mamę. – Może wpadniecie dzisiaj, razem z Brooke na
obiad? Dzieciaki zdążyły się stęsknić – usłyszałam jak kobieta się śmieje – i
my z tatą również.
– Obiad?
Brzmi nieźle – jeszcze bardziej się uśmiechnął. – O której?
– O
czternastej.
– No jasne,
będziemy.
– To do
zobaczenia. Kocham cię.
– No pa –
cmoknął do telefonu, na co się zaśmiałam. – Też cię kocham.
Spojrzałam
na niego smutnie, uświadamiając sobie, że nici z naszych planów. On jednak
zdawał się nie przejmować tym, że za godzinę musimy wychodzić. Przysunął się do
mnie i objął dłońmi moją twarz, delikatnie przykładając swoje usta do moich. Po
chwili zawahania odwzajemniłam pocałunek, który z każdą chwilą robił się coraz
gorętszy. Jego ręce wkradły mi się pod koszulkę i zaczęły błądzić po brzuchu,
kierując się w stronę piersi. Natomiast moje ręce powędrowały do miękkich
włosów chłopaka. Nigdy nikomu nie pozwalał ich dotykać, poza jednym wyjątkiem,
którym jestem ja. Kiedy zaczął mi zdejmować koszulkę oprzytomniałam. Odsunęłam
się od niego, jednak kiedy zobaczyłam jego smutną minę, ostatni raz go
pocałowałam. Krótko, ale konkretnie.
– Za niecałą
godzinę mamy być u twoich rodziców – powiedziałam stanowczo – więc nie możemy
sobie teraz pozwolić na żadne igraszki, bo się spóźnimy.
– Oj no weź
– jęknął. – Nie umiesz się bawić – założył ręce na piersi, przez co wyglądał
jak małe dziecko, któremu ktoś zabrał cukierka.
– Przypomnę
ci to kiedyś – puściłam mu oczko i wstałam z kanapy, chcąc iść się przygotować.
– Ja tylko
żartowałem! – złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. – Nie gniewaj
się.
– Nie
gniewam – pocałowałam go szybko i uwolniłam się z jego uścisku. Wyszłam na
korytarz i dopiero teraz do mnie dotarło, że nie za bardzo wiem, w którą stronę
do sypialni. W końcu wczoraj jednak jej nie znaleźliśmy – Justin! – krzyknęłam,
odwracając się. Oczywiście chłopak szedł zaraz za mną, więc musiałam o niego
uderzyć.
– Uważaj –
zaśmiał się, widząc jak masuje obolałe czoło. Że też musi być taki wysoki. Albo
ja niska…
– Wiesz może
którędy do naszego pokoju? – zapytałam, opierając ręce na biodrach. Chłopak
uśmiechnął się szeroko i pokręcił głową. – Super – wymamrotałam.
– Musimy
chyba zrobić mapę – zaśmiał się.
– Chodź –
złapałam go za rękę i pociągnęłam za sobą. – Musimy się ogarnąć.
– Ale wydaję
mi się, że sypialnia w drugą stronę – zatrzymał się i pokazał palcem za siebie.
Czy ten dom musi być taki duży?!
– Powiedz mi
– zaczęłam – gdzie ty miałeś oczy jak kupowałeś „mniejszy” dom? – zrobiłam w
powietrzu charakterystyczny znak palcami, opierając się o ścianę.
– Z zewnątrz
wygląda na mniejszy – wzruszył ramionami, uśmiechając się głupkowato.
– Co ja z
tobą mam – zaśmiałam się, kręcąc głową.
– Kochasz
mnie – nachylił się i pocałował mnie. – Chodź, musimy się śpieszyć.
– No co ty
nie powiesz Sherlocku – przewróciłam oczami i ruszyłam za nim.
Chodziliśmy
już od kilku minut, sprawdzając wszystkie drzwi, które mijaliśmy. To przecież
niemożliwe, żeby nie było tu sypialni. Ile w ogóle ten dom ma pięter? Z tego co
wiem to jesteśmy na drugim. Ech…
– Jeszcze
jedne schody? – jęknął Justin, kiedy doszliśmy już do trzeciej klatki
schodowej.
– Mam dość –
westchnęłam i usiadłam pod ścianą. – Ten dom to jakiś labirynt! To jest aż
niemożliwe.
– Duże jest
fajne – powiedział chłopak, poruszając znacząco brwiami. Nawet w takich
sytuacjach on myśli tylko o jednym. Wyciągnął ręce, chcąc pomóc mi wstać.
– Cicho! –
zaśmiałam się, uderzając go lekko w ramię. – Która godzina?
– Wpół do
czternastej – spojrzał na złoty zegarek na lewej ręce. Pokręciłam głową i
powoli zaczęłam wchodzić po schodach, cały czas czując za sobą obecność
Justina. Kiedy udało nam się już wejść do góry, naszym oczom ukazało się
sześcioro drzwi. Podeszłam do pierwszych i otworzyłam je.
– Tak! –
klasnęłam w dłonie i szerzej otworzyłam drzwi, wchodząc do środka. –
Juuuustin! Zobacz co znalazłam!
– No
nareszcie! – krzyknął, podchodząc do garderoby – Co powiesz na wspólny
prysznic, żeby nie marnować czasu?
– Żeby nie
marnować czasu – powtórzyłam. – Jestem za.
Weszliśmy do
łazienki i szybko pozbyliśmy się ciuchów. Justin wszedł do kabiny, wyciągając
rękę w moją stronę. Złapałam za nią i już po chwili staliśmy przytuleni
do siebie, a po naszych ciałach spływała ciepła woda. Było mi tak dobrze, że
nie chciałam nigdzie iść. Ale niestety czas leciał i w końcu musieliśmy coś
zrobić, żeby się nie spóźnić. Chociaż i tak na pewno nie uda nam się dotrzeć na
czas, więc po co się stąd ruszać?
– O czym
myślisz? – usłyszałam nad sobą głos chłopaka, który wyrwał mnie z moich
przemyśleń.
– O tym, że
jak nie zaczniemy się myć to się spóźnimy.
– I tak nie
będziemy tam na czternastą – wzruszył ramionami – nie ma opcji, żebyśmy
zdążyli.
– Otóż to –
przyznałam mu rację. – Po pierwsze musimy się do końca ogarnąć, co słabo nam
wychodzi – zaśmiałam się. – I po drugie korki i te sprawy.
– Kiedy to
mówisz sprawiasz, że chcę wygrać z czasem – oznajmił.
– Co proszę?
– oderwałam głowę od jego torsu i spojrzałam na niego.
– Będziemy u
moich rodziców równo o czternastej – kiwnął głową i sięgnął po gąbkę, na którą
wylał owocowy żel. Szybko namydlił całe moje ciało, po czym ja zabrałam się za
mycie jego. Kiedy spłukaliśmy pianę wyszliśmy z pod prysznica. Justin podał mi
biały, miękki ręcznik, którym się wytarłam. Wyszłam z łazienki i udałam się do
garderoby, żeby wybrać strój na dzisiaj.
– Jak się
ubieramy? – krzyknęłam.
– Elegancko!
– usłyszałam i zaczęłam przeglądać ubrania. To zbyt kolorowe, to za długie, to
mi się nie podoba… O mamo! A może ja założę zwykłe dresy i przynajmniej będzie
mi wygodnie
– I masz już
coś? – do środka wszedł Justin ubrany w garnitur. Moje usta
niekontrolowanie się otwarły, kiedy zobaczyłam jak wygląda. Nie sądziłam, że
może być jeszcze przystojniejszy, a jednak… udało mu się. – Brooke! Czemu tu
jeszcze nie przebrana! Musimy już jechać.
– Nie mam co
na siebie włożyć – jęknęłam.
– Kobiety –
westchnął. – Poczekaj chwilę – powiedział i poszedł w głąb pomieszczenia,
zapewne po to, aby poszukać mi czegoś, co mogę włożyć. Błagam tylko, żeby nie
przyniósł jakiś króciutkich spódniczek albo co gorsza – samej bielizny. Po
kilku minutach wrócił z o dziwo: piękną, błękitną sukienką, białą marynarką i
do tego czarnymi butami i kopertówką.
– Jestem z
ciebie dumna – powiedziałam, zawieszając swoje ręce na jego szyi.
– Dlaczego?
– wymamrotał, delikatnie całując moje usta.
–
Przyniosłeś mi coś, w czym będę wyglądać ładnie.
– Ty zawsze
wyglądasz ładnie – uśmiechnął się. – Nawet w worku na śmieci.
– Ale chodzi
mi to – westchnęłam – że w tym – wskazałam na sukienkę – nie będę wyglądać jak…
– Wiem co
masz na myśli, więc lepiej nie kończ – spojrzał na mnie groźnie. – Może jestem
odrobinkę zboczony…
– I napalony
– wtrąciłam.
– To też –
uśmiechnął się łobuzersko – ale nie zawsze. W niektórych sytuacjach potrafię
się zachować – na jego twarzy pojawił się głupkowaty uśmiech. Przewróciłam
oczami i sięgnęłam po przygotowane przez niego rzeczy.
– Skoro
potrafisz się zachować to wyjdź, bo chcę się przebrać – wypchnęłam go za drzwi
i zamknęłam je na klucz, jakby zachciało mu się jednak wrócić. Nie to, że się
go wstydzę, ale szybciej się ubiorę jak go tu nie będzie. Założyłam na siebie strój i muszę przyznać, że
wyglądałam nieziemsko. Wyszłam z garderoby i poczułam czyjeś ręce na mojej
talii. I te perfumy, o mamo
– Długo
kazałaś na siebie czekać – wymruczał mi do ucha, sunąc nosem po mojej szyi.
– Kilka
minutek – uśmiechnęłam się – Jedziemy?
– Tak –
odwrócił mnie w swoją stronę i namiętnie pocałował. Oderwaliśmy się od siebie i
ruszyliśmy w stronę wyjścia. Tym razem wiedzieliśmy gdzie iść.
Wyszłam z domu, idąc do samochodu Justina. Chłopak został i siłował się z
zamkiem, bo nie za bardzo ogarnął nowe technologie. Oparłam się o maskę
samochodu i zaczęłam oglądać swoje paznokcie. Naprawdę przydałaby im się wizyta
u kosmetyczki. Nagle pojawił się przede mną cień, więc podniosłam głowę i
zobaczyłam szeroko uśmiechniętego Justina. Pocałował mnie krótko, po czym
gestem ręki wskazał, abym zajęła miejsce. Potem usiadł za kierownicą i odpalił
samochód, wyjeżdżając na ulicę.
– Która
godzina? – zapytałam, będąc ciekawa ile mamy czasu, aby dojechać na miejsce.
– Za
dziesięć druga – powiedział, cały czas dodając gazu.
– Tylko nie
jedź za szybko – mruknęłam.
Chłopak nic nie odpowiedział, tylko przyśpieszył jeszcze bardziej. Dzięki, że
moje zdanie się liczy. Oparłam głowę o szybę i wpatrywałam się w obraz za
oknem. Jechaliśmy tak szybko, że to co widziałam to tylko jakieś rozmazane,
niewyraźne kształty. Spojrzałam na chłopaka. Siedział wyluzowany na fotelu,
uważnie wpatrując się w przednią szybę. Muszę przyznać, że naprawdę dobry z
niego kierowca. Ale z drugiej strony, nawet najlepszym zdarzają się wpadki. A
co jeśli niespodziewanie wyjedzie mu inne auto i on nie zdąży zahamować? Jak
zwykle muszę coś wymyślać, wiem. Ale boję się, kiedy jedziemy przez miasto
prawie dwieście na godzinę. Spojrzałam na zegarek – trzynasta pięćdziesiąt
siedem.
– Już prawie
jesteśmy – powiedział dumnie.
– Jeszcze
dwie przecznice – zaśmiałam się. To naprawdę zabawne, że on myśli, że zdążymy.
– Dlaczego
we mnie nie wierzysz? – powiedział z udawanym smutkiem, spoglądając na mnie na
chwilę, po czym wrócił wzrokiem na drogę.
– To nie
tak, że nie wierzę – pokręciłam głową – tylko patrz jaki tam jest korek. A my
mamy trzy minuty – spojrzałam na zegarek. – Już dwie.
– Mój
mistrzu – nagle chłopak wybuchnął śmiechem – Zrób prawko to pogadamy.
– O co ci
chodzi? – zmarszczyłam brwi.
– O nic –
wzruszył ramionami, cały czas się śmiejąc – tylko to inny pas. Wytłumaczyłbym
ci to, ale nie mamy na to czasu, bo za minutę musimy być u rodziców.
Resztę drogi nic się nie odzywałam. Wkurzało mnie, że znowu ma rację. Pieprzony
ideał. Po chwili zaparkowaliśmy samochód przed domem i wysiedliśmy z niego,
kierując się do drzwi. Stałam u boku Justina, kiedy ten zadzwonił dzwonkiem.
– Mówiłem,
że zdążymy – pochylił się i pocałował mnie w czubek głowy. – Jest równo
czternasta.
– Justin! –
nagle drzwi się otworzyły i wybiegła z nich dziewczynka. To zapewne Jazmyn.
Niestety nie miałam jeszcze możliwości się z nią zobaczyć. Spojrzałam na nią,
kiedy przytulała się do chłopaka. Była jakaś taka niepodobna. Oni wszyscy mieli
te same oczy i nosy, a ona? Ona do nich nie pasowała.
– Jazzy to
jest Brooke – chłopak wstał i wskazał na mnie. Dziewczyna przez chwilę patrzyła
się na mnie, po czym niepewnie podeszła i przytuliła się.
– Cześć
Jazmyn – uśmiechnęłam się i też ją objęłam.
– O! –
usłyszałam głos Pattie, więc podniosłam głowę. – Jesteście! Wchodźcie,
wchodźcie – odsunęła się na bok, żebyśmy mogli przejść. Justin przepuścił mnie
pierwszą, po czym sam wszedł do środka. Kobieta wskazała ręką, abyśmy weszli
dalej do jadalni. Sama nie wiem dlaczego, ale czułam się tutaj obco. Jakbym
była tu pierwszy raz, kiedy mieszkałam tutaj naprawdę długo.
– Witaj Brooklyn
– zza drzwi wyszedł Jeremy i przywitał się ze mną. – Justin – kiwnął głową do
syna. Czy on zawsze jest taki oficjalny?
– Siadajcie
– Pattie wskazała krzesełka i wróciła do kuchni.
– Pójdę jej
pomóc – oznajmiłam i ruszyłam za kobietą. Wychodząc zauważyłam, że Justin
wymienia z tatą jakieś dziwne spojrzenia, ale postanowiłam to zignorować. Potem
dowiem się o co chodziło.
– Pięknie
dzisiaj wyglądasz – powiedziała Pattie jak tylko pojawiłam się w kuchni.
– Dziękuje –
uśmiechnęłam się – ty też.
– Och, proszę
cię – krzyknęła nagle, przez co niemal podskoczyłam. – Nie denerwuj się, bo
wtedy nasza rozmowa wygląda tak jak wygląda.
– Co masz na
myśli? – zmarszczyłam brwi.
– Rozmawiamy
tak oficjalnie. Jakby szef z pracownikiem – mówiła, gestykulując rękoma.
– A kto kim
jest? – zaśmiałam się.
– Oto mi
właśnie chodzi – uśmiechnęła się szeroko. – Chodź, pomożesz mi po wszystko
pozanosić.
Zabrałam miskę z sałatką i sok, idąc zaraz za panią domu. Postawiłam to
na stole i usiadłam na krześle, obok Justina. Kiedy wchodziłyśmy do salonu
zawzięcie o czymś dyskutował z tatą, a teraz milczą. Co tu jest grane…
Zaczęliśmy jeść, co chwile żartując z różnych rzeczy. Rodzice Justina
wspominali jego dzieciństwo. Naprawdę dawno się tak nie uśmiałam. Pattie
opowiadała o tym jak chłopak pewnego razu ubrał sukienkę i buty kobiety oraz
pomalował się jej kosmetykami. Paradował w takim stroju po całym domu. Ja
wiedziałam, że on ma coś sobie z dziewczyny! No po prostu wiedziałam! Szkoda,
że tego nie widziałam. Dużo bym dała, żeby go takiego zobaczyć. A może go
przebierzemy jak wrócimy do domu? To nie jest głupi pomysł!
Zauważyłam,
że Jeremy co jakiś czas zerka na mnie dziwnie. To stresujące. Patrzy na mnie
jakbym coś zrobiła. Przez niego zaczynam czuć się winna, chociaż nie wiem z
jakiego powodu. Jego intensywny wzrok przyprawiał mnie o nieprzyjemne dreszcze.
Kiedy złapaliśmy kontakt wzrokowy wyszeptał coś co brzmiało jak „odejdź”, ale
nie miałam pewności, że właśnie to powiedział. Być może tylko mi się
przewidziało. Przecież był dla mnie taki miły, dlaczego teraz miałoby być
inaczej. Zrobiłam coś nie tak? A może mnie z kimś pomylił... Dlaczego tak bardzo
nie daje mi to spokoju!
Nagle
usłyszałam jak ktoś zbiega po schodach. Podniosłam głowę i zobaczyłam Jazmyn i
Jaxona. Dlaczego oni nie jedli z nami?
– Dzieci co
wy tutaj robicie?! – Jeremy podniósł się gwałtownie i ruszył w ich kierunku.
One zatrzymały się na schodach i ze strachem wpatrywały się w zbliżającego się
do nich ojca.
– Jeremy daj
spokój – westchnęła Pattie.
– Miały
zostać na górze – warknął mężczyzna.
– Ale tato –
jęknęło rodzeństwo – Chcemy się pobawić z Justinem.
– Cicho mi
tam – krzyknął – Marsz do góry! – patrzyłam jak dzieci ze spuszczoną głową
wracają do pokoju. To chore co tu się dzieje.
– Możesz mi
wytłumaczyć co tu się przed chwilą stało?! – Justin gwałtownie podniósł się i
zanim się obejrzałam stał przy swoim ojcu. – Dlaczego nie mogą zejść, żeby się
ze mną zobaczyć?!
– Nie
kochany – Jeremy pokręcił głową – z tobą mogą się zobaczyć, ale – zaczął
rozglądać się po pokoju, aż jego wzrok nie padł na mnie – z nią nie.
– Co proszę?
– spojrzałam na niego zdziwiona.
– Nie chcę,
żeby moje dzieci spotykały się z kryminalistką – spojrzał na mnie
oskarżycielskim wzrokiem.
– Justin, ja
już chyba pójdę – spuściłam głowę i wstałam, kierując się do wyjścia.
– Brooklyn
zostań – Justin z Pattie powiedzieli równocześnie.
– Nie jestem
tu chyba mile widziana – mruknęłam i wyszłam z domu. Słuchałam jeszcze chwilę
jak coś krzyczą, kiedy nagle drzwi otworzyły się, a w nich pojawił się Justin.
– Nie wierzę
– kręcił głową – on już nie jest moim ojcem – spojrzał na mnie przepraszająco.
– Przepraszam cię za niego. Sam nie wiem o co chodzi.
Nic nie
odpowiedziałam tylko posłałam mu blady uśmiech. On kłamie. Dobrze wie o co
chodzi. Napiętą atmosferę między nimi bez problemu można było wyczuć od samego
początku. Ale dlaczego? Jakoś wcześniej nie miał ze mną żadnego problemu.
Wcześniej nie przeszkadzało mu, że jestem kryminalistką. O ile tak to można
nazwać. A może nic nie wiedział o mojej przeszłości? To jak dowiedział się
teraz? Na pewno rozmawiał z Pattie, innego wyjścia nie widzę.
– Jedźmy do
klubu – zaproponowałam.
– Po co?
– Odreagować
– wzruszyłam ramionami. Chłopak przez chwilę patrzył na mnie niepewnie, po czym
uśmiechnął się lekko i pociągnął mnie za rękę do swojego samochodu. Wsiadłam do
środka i zapięłam pas. Nagle mój telefon zadzwonił. Spojrzałam najpierw na
niego, a potem na Justina – jakiś nieznany numer.
– Halo? –
zapytałam niepewnie, bojąc się kto jest po drugiej stronie.
– Tu Pattie
– usłyszałam głos mamy Justina i odetchnęłam z ulgą. – Chcę cię przeprosić za
Jeremiego. Nie wiem co w niego wstąpiło – tłumaczyła się.
– Nic się
nie stało – wymusiłam uśmiech, którego i tak nie mogła zobaczyć.
– Stało się
skarbie. Już ja sobie z nim porozmawiam.
– Nie chcę,
żebyście się przeze mnie kłócili – powiedziałam cicho
– On nie
miał prawa o tobie tak mówić – mruknęła nieco zirytowana – Nie martw się będzie
dobrze.
– Wiem,
dziękuję.
– Nawet nie
zdążyłyśmy sobie porozmawiać – westchnęła.
– To prawda
– odparłam. – W takim razie zapraszam cię na kawę.
– Och
dziękuje – zaśmiała się. – Jutro o dwunastej?
– Tak, wpadnij
do mnie.
– Dobrze, to
do zobaczenia.
– Do
zobaczenia – powiedziałam i rozłączyłam się.
Justin spojrzał na chwilę na mnie, ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. No co
ja takiego zrobiłam? Tylko umówiłam się z jego mamą na kawę. To nic złego.
Potrzebuje z kimś porozmawiać, komuś się wygadać. I tak, wiem, że mam jego, ale
dobrze od czasu do czasu zamienić parę słów z kobietą. On niestety nie myśli
jak dziewczyna i nie zawsze da się z nim pogadać jak z przyjaciółką. Której…
Niestety już nie mam. Brooke nie myśl o tym.
– Czy ja
dobrze słyszałem, że umówiłaś się z moją mamą na kawę? – zapytał Justin.
– Bardzo
dobrze – uśmiechnęłam się. – Wpadnie do nas jutro i mam do ciebie małą prośbę –
spojrzałam na niego wyczekująco, a kiedy nie odpowiedział, uznałam to za znak,
aby kontynuować – Mógłbyś gdzieś wybyć o dwunastej? Tak tylko na parę godzin.
– Wyganiasz
mnie z własnego domu? – zaśmiał się, zerkając na mnie szybko.
– Ale tak
tylko na parę godzin – zrobiłam minę szczeniaczka i spojrzałam na niego. – Proooszę!
– No dobrze
– westchnął. – Ale wisisz mi przysługę.
– Co tylko
chcesz – uśmiechnęłam się szeroko i pocałowałam go w policzek. Chłopak nic nie
odpowiedział, tylko uśmiechnął się chytrze. Chyba zaczynam żałować, że się
zgodziłam na taki układ. Nigdy nie wiadomo co wymyśli. – Ale wierzę, że to
będzie coś mądrego i…
–
Przyjemnego, seksownego, namiętnego i po prostu pięknego – przerwał mi i zaczął
wyliczać. Naprawdę trudno się domyśleć co chodzi mu po głowie…
Nikt więcej się nie odzywał. Jechaliśmy w ciszy, czasami podśpiewując i nucąc
piosenki, które akurat leciały w radiu. Po kilkunastu minutach byliśmy już pod
klubem. Wysiadłam z samochodu i stanęłam przed nim, czekając na Justina. Kiedy
do mnie dołączył, razem ruszyliśmy do środka. W klubie jak zwykle głośna muzyka
i multum ludzi. Ciężko było przejść i na nikogo nie wpaść, więc co chwilę
potykałam się o przypadkowe osoby, które posyłały mi rozbawione spojrzenia.
Alkohol i te sprawy… Ludzie jest dopiero szesnasta, a wy już pijecie! Zastanawiam
się czy kiedykolwiek jest tutaj pusto. Bo do tej pory, kiedy bym tu nie była
zawsze jestem mnóstwo ludzi. To chore.
Kierowaliśmy się w stronę schodów. Kiedy weszliśmy już na górę, muzyka ucichła,
jednak dalej było ją słychać. Ludzi także było zdecydowanie mniej. Justin szedł
pierwszy, cały czas kurczowo trzymając moją dłoń, jakbym miała gdzieś uciec. Po
chwili zauważyłam stolik osaczony przez chłopaków. Jake i Chris siedzieli z
jakimiś dziewczynami. Kiedy podeszliśmy do stolika zmierzyły mnie pogardliwym
wzrokiem i wróciły do rozmowy z chłopakami.
– Cześć wam
– przywitaliśmy się ze wszystkimi. Justin usiadł na kanapie i pociągnął mnie na
swoje kolana. Po chwili podszedł do nas wysoki blondyn, ubrany w garnitur. Miał
na piersi plakietkę z napisem „Steven”. Przez cały czas, kiedy przyjmował nasze
zamówienia uśmiechał się do mnie. Justin wzmocnił uścisk na moich udach. Był
zazdrosny, a mi się to podobało.
– Co tam? –
zapytał Matt, kiedy kelner odszedł z naszymi zamówieniami. – Dlaczego jesteście
tak ubrani?
– Obiad
rodzinny – Justin wzruszył ramionami.
– Dopiero
się wyprowadziliście, a oni już się stęsknili? – zaśmiał się Scott.
– Jeremy na
pewno – mruknęłam. Otrzymałam od reszty zdziwione spojrzenia, ale postanowiłam
to zignorować i zaczęłam bawić się swoimi paznokciami. Słyszałam jak Justin
wzdycha. Nikt na szczęście nie drążył tematu i zajęli się rozmawianiem o jakiś
głupotach. Nawet ich nie słuchałam, bo cały czas skupiałam się na tym, że ktoś
mnie obserwuje. Czułam jak ktoś się na mnie patrzy. Podniosłam głowę i
napotkałam wzrok brunetki, która siedziała na kolanach Chrisa. Wpatrywała się
we mnie tak intensywnie, że musiałam odwrócić głowę.
– Wasze
zamówienie – po chwili, przy stoliku pojawił się Steven z moim drinkiem i
Justina whiskey. Jak szaleć to szaleć, a co… Uśmiechnęłam się do niego, w
podziękowaniu, a on puścił mi oczko. Wzięłam do ręki szklankę i przyłożyłam
szkło do ust, biorąc łyka pysznego trunku.
– Coś ci się
przykleiło – wymamrotała brunetka i podniosła się, odklejając jakąś kartkę ze
spodu mojej szklanki. Spojrzała na nią i zaśmiała się, po czym podała mi ją.
Numer i podpis Stevena, o mamo. Kiedy Justin zobaczył co na niej pisze,
podniósł się i już chciał iść, ale go zatrzymałam.
– Daruj
sobie, proszę – mruknęłam, łapiąc go za rękę.
– Jeszcze
raz tu przyjdzie a obiecuję, że go zabiję – wysyczał i usiadł z powrotem na
miejsce.
Potem już tylko rozmawialiśmy. Wszyscy, normalnie jak kiedyś. I tak można było
wyczuć lekko przygnębiającą atmosferę, spowodowaną śmiercią Mony. Na szczęście
nikt nie starał się poruszać tego tematu. Po niecałych dwóch godzinach, dwie
dziewczyny, które jak się dowiedziałam miały na imię Carla i Kayle, gdzieś
poszły, zostawiając mnie samą z chłopakami. W ogóle mi to nie przeszkadzało, a
nawet więcej – byłam wdzięczna, że nareszcie nikt nie będzie się na mnie
patrzył jakby chciał mnie zabić.
– Kim one
były? – zapytałam, kiedy upewniłam się, że są na tyle daleko, że tego nie
usłyszą.
– Jakieś
przypadkowe panienki z dołu – zaśmiał się Jake. – Ale musisz przyznać, że
śliczne.
– Nie wiem –
zaśmiałam się – nie gustuję w dziewczynach.
– Już wiem!
– krzyknął nagle Justin, a my spojrzeliśmy na niego zdezorientowani. – Już wiem
w jaki sposób mi się odwdzięczysz.
– O nie –
wymamrotałam – już się boję. No ale słucham – oparłam łokcie na stole.
– Fajnie
byłoby cię zobaczyć w akcji z dziewczyną – zamyślił się – Albo trójkącik?
– Chyba
sobie żartujesz Bieber – wstałam oburzona.
– Jestem
śmiertelnie poważny – powiedział niewzruszony. Ja chyba śnię!
– Nie ma
mowy! – krzyknęłam – Zostań sobie w domu i nie będę musiała się za nic
odwdzięczać!
– Hej, hej,
hej – wstał i podszedł do mnie. – Przepraszam, to miał być…
– Żart? –
spojrzałam na niego wkurzona. – To trochę ci nie wyszedł.
–
Przepraszam – mruknął, wtulając mnie w siebie i zaczynając sunąć nosem po mojej
szyi.
– Ale jakbyś
się jednak zgodziła – wtrącił Colin – To Bieber nagraj mi to, błagam.
– Jesteście
nienormalni – zaśmiałam się. Chociaż… Taki prezent na urodziny dla Justina?
Boże nie, o czym ja myślę.
Wróciłam z powrotem na miejsce. Chłopcy zaczęli gadać o samochodach, więc
wyłączyłam się i w sumie sama nie wiem o czym myślałam. Nagle drzwi gwałtownie
się otworzyły, a do środka wszedł rozbawiony… Uwaga, uwaga! John Clark!
Skuliłam się w rogu kanapy. Justin wyczuł mój strach i mocno przytulił do
siebie. Chłopaki spojrzeli na nas, po czym wstali i ruszyli w kierunku naszego
„gościa”.
– Co ty tu
robisz? – wysyczał Matt, stając twarzą w twarz z Clarkiem.
–
Przyszedłem złożyć kondolencje – jego mina spoważniała. Rozejrzał się po pokoju
i jego wzrok spoczął na mnie. – I porozmawiać.
– Nie widzę,
żeby ktoś chciałby tu z tobą rozmawiać – warknął Chris i zaczął wypychać go z
pomieszczenia.
– Brooke daj
mi kilka minut – krzyknął. – Mam ci coś ważnego do powiedzenia – powiedział i
spojrzał na mnie. Wszyscy skierowali swoje spojrzenia w moją stronę i czekali
na odpowiedź. Biłam się z myślami co mam zrobić. A co jeśli to zasadzka?
Głupia, on cię nie skrzywdzi, bo chłopaki są obok.
– Chyba nie
zamierzasz… – zaczął Justin, kiedy zobaczył, że wstaję.
– Masz pięć
minut – powiedziałam cicho, sama nie wiem do kogo. Ruszyłam przed siebie,
kierując się do pomieszczenia obok. Czułam na sobie wzrok wszystkich. Słyszałam
za sobą kroki, ale nie jednej, a dwóch osób. Domyślam się, że Justin też idzie.
W sumie to dobrze, będę spokojniejsza. Kiedy otworzyłam drzwi, przeszły mnie
ciarki. Gabinet Mony. Weszłam do środka, a zaraz za mną Clark.
– Daj nam
kilka minut – powiedziałam do Justina, kiedy chciał wejść z nami. Chłopak
westchnął i oparł się o ścianę, zakładając ręce na piersi. Zamknęłam drzwi i
obróciłam się w stronę Clarka. Spojrzałam na niego wyczekująco.
– Widzę, że
znalazłaś sobie jakiegoś idiotę, który będzie spełniał każdą twoją zachciankę –
zaśmiał się. – Umiesz się ustawić.
– Zamknij
się – warknęłam. – O czym chciałeś rozmawiać?
– Chciałem
powspominać dawne czasy – uśmiechnął się fałszywie – Jak nam było miło. Nie
chciałabyś do tego wrócić?
– Nie –
powiedziałam oschle, podchodząc do biurka, o które się oparłam.
– Oj no
Brooke weź – jęknął – Co taka oziębła jesteś? Jak tam Brad? – nic nie
odpowiedziałam tylko zacisnęłam szczękę i odwróciłam wzrok. Zauważyłam broń za
kwiatkiem, który stał na biurku. – Ach no tak! On nie żyje. A co tam u Mony? –
zapytał, a ja milczałam dalej. – No tak, jej też już nie ma. A szkoda, lubiłem
ją nawet.
– Czego ty
chcesz – wysyczałam przez zaciśnięte zęby, czując jak w moich oczach zbierają
się łzy.
– Uświadomić
ci, że jesteś chodzącym nieszczęściem, porażką, nieudacznikiem, marginesem
społecznym. Zawaliłaś swoje życie tak bardzo, że bardziej się już nie da –
mówił, a ja poczułam jak po moim policzku spływa łza. Szybko otarłam ją dłonią,
żeby nie zauważył. – Wszyscy, którzy byli dla ciebie ważni odeszli. Zaczynając
od twoich rodziców, przez brata, do Brada i Mony. Kto dalej? Justin?
– Nie mów
tak.
– Dlaczego?
– spojrzał na mnie uważnie – Prawda boli? Tak naprawdę nikt cię nie kocha…
– Zamknij
się!
– Mogę się
założyć, że twój tata odszedł od was przez ciebie – zamyślił się.
– Przestań!
– z moich oczu leciały łzy.
– Mike
odszedł, bo się niby dla ciebie poświęcił – przyłożył dłoń w miejsce, gdzie u
każdego innego człowieka znajdowałoby się serce. Ale nie u niego. – Szlachetne.
Ale jednak odszedł przez ciebie.
– To nie prawda! On mnie kocha! – krzyczałam.
Czułam jak tracę nad sobą kontrolę.
– No i twoja
mama – zaśmiał się – zabiła się, bo miała cię dość – miarka się przebrała. Jego
słowa zadziały na mnie jak płachta na byka. Nie kontrolowałam tego co robię.
Nim się spostrzegłam, złapał za broń i wycelowałam prosto w niego. Po chwili
usłyszałam huk i patrzyłam jak bezwładne ciało Clarka uderza o ziemię. Wszystko
działo się jakby w zwolnionym tempie. Drzwi gwałtownie się otworzyły, a do
środka wbiegli chłopcy. Zaczęli coś krzyczeć. Nie wiem do kogo. A ja siedziałam
na biurku, z rękami wyciągniętymi przed siebie i z bronią w dłoni. Widziałam
jak Justin podbiega do mnie i zabiera ode mnie pistolet. Przytulił mnie mocno i
zaczął szeptać coś, ale nie zwracałam na to uwagi. W mojej głowie cały czas
powtarzałam sobie to, co powiedział mi Clark „Zabiła się bo miała cię dość”. A
co jeśli to prawda? A co jeśli jestem przeklęta. Giną wszyscy, na których mi
zależy. Odepchnęłam od siebie chłopaka i spojrzałam na niego.
– Nie chcę, żebyś mnie zostawiał – wyszeptałam.
– Nigdzie się nie wybieram – ujął moją twarz w
swoje dłonie i zaczął wycierać kciukami łzy. – Jestem tutaj i cię nie zostawię.
– Kocham cię
– zapłakałam i znowu się w niego wtuliłam.
– Ja ciebie
też – powiedział i pocałował mnie w czubek głowy. Staliśmy tak przez chwilę,
kiedy chłopaki krzyczeli coś, na co nie chciałam zwracać uwagi. Jednak kiedy
odsunęłam się od Justina i zobaczyłam martwego Clarka przed sobą, dotarło do
mnie co zrobiłam. Zabiłam człowieka. Broń się przydała.
– Zabiłam go
– szepnęłam, zakrywając usta dłonią.
– Cśśś… – usłyszałam przy uchu głos Justina.
Objął mnie i zaczął wyprowadzać z pokoju. Cały czas wpatrywałam się w martwego
Clarka. To koniec. On nie żyje. Już nigdy więcej mnie nie tknie. – Zajmijcie
się ciałem – usłyszałam tylko jakieś pomruki chłopaków i zamknęłam oczy.
Chciałam spać, odejść. Cokolwiek, byleby nie musieć teraz na to wszystko
patrzeć. – Brooke już dobrze – czułam jak chłopak bierze mnie na ręce. –
Zabieram cię do domu.
– Nie zostawisz mnie, prawda? – szepnęłam.
–
Nigdy.
–
Obiecujesz?
– Obiecuje.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Co z tego, że jest 01:01, rozdział musi być. :D Bardzo
przepraszam, że musieliście tyle czekać, no ale sylwester, odsypianie i w
ogóle. Ale w zamian mam dla Was naprawdę długi rozdział! I jeszcze chciałabym
Wam życzyć wszystkiego co najlepsze w 2016 roku! Nie potrafię składać życzeń,
więc na tym to zakończę xd Po prostu bądźcie szczęśliwi.
Kocham Was ♥
Amazing!
OdpowiedzUsuńNie ma już Clarka .. Jest lepiej .. Czyżby Justin był w niebezpieczeństwie? Pozdrawiam i weny życzę ;*
OdpowiedzUsuńCudowny ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do dodania swoich ulubionych opowiadań na moim blogu. Piszcie w zakładce "zgłoszenia " najlepszeff.blogspot.com
Pierwsze rozdzialy byly ok, ale teraz za duzo i za bardzo niezgrabnie dodalas tyle rzeczy i akcji. Latwo sie pogubic, a poza tym nic juz sie nie kleji.
OdpowiedzUsuńTo okropne ! Zaszyta w bólu sie odezwała , chyba Ci coś nie pykło !
UsuńTy suko ~! hejterze ty ! Ty ty obłudniku ty !
jak sie zgubiłas to sie kurwa znajdź , mądralo Ty !
Czujesz to Kurwa ?! Se sklej brwi ! ŻEGNAM !