Czy ja się przesłyszałem? Nie… To
niemożliwe, oni sobie ze mnie żartują. Tylko kłamią, bo chcą się na mnie
odegrać za wszystkie żarty, które im zrobiłem. Uwielbiałem je. I te bezcenne
miny, kiedy dadzą się nabrać! A teraz oni się tylko zgrywają w ramach zemsty.
Na pewno.
– To było dobre! – wybuchnąłem śmiechem, otrzymując
zdezorientowane spojrzenie od Brooke. – Prawie się nabrałem!
– Stary ja nie żartuję – warknął Colin.
– Jasne, jasne – dalej się śmiałem. Nie przyjmowałem do
wiadomości tego, że może jednak mówi prawdę.
– Kurwa Bieber! – wrzasnął tak głośno, że nawet Brooke
podskoczyła. – Ogarnij się i przyjeżdżaj do jego domu!
– Ty nie żartujesz – powiedziałem cicho sam nie wiem do
kogo.
– Nie w takich sprawach – mruknął. – Widzę cię tu za dziesięć
minut.
Rozłączyłem się i rzuciłem telefon na piasek. Zacząłem patrzeć się przed
siebie, nie słuchając co Brooke do mnie mówi. Moja głowa była pusta. Nie
wiedziałem o czym mam myśleć. Muszę się dowiedzieć co się stało. Dlaczego nie
żyje. Swoją drogą powinniśmy się zacząć bać. Ostatnio dzieję się tyle rzeczy.
Cały czas ktoś ginie, a to zdecydowanie nie jest normalne. Brad, potem Mona,
teraz Chris. Kto będzie następny? Kto za tym stoi? Mam pewne podejrzenia, ale
to nic pewnego. Jednak muszę to sprawdzić i jeśli okaże się to prawdą to
obiecuję, że Thomas zginie bardzo wolną i bolesną śmiercią.
– Justin do cholery! – do moich uszu dotarł wreszcie
rozwścieczony głos Brooke. Podniosłem głowę i spojrzałem na nią. Wpatrywała się
we mnie ze złością i smutkiem. – Możesz mi łaskawie powiedzieć co się stało? I
dlaczego siedzisz od piętnastu minut nic nie mówiąc! I jeszcze mnie ignorujesz!
– zaczęła jeszcze głośniej krzyczeć. – Wydaję mi się, że jesteśmy parą i
powinniśmy sobie wszystko mówić! Ale jeśli jest inaczej to oświeć mnie –
patrzyła na mnie wyczekująco. Układałem sobie w głowie jak jej wszystko
powiedzieć. Kiedy po kilku minutach nie otrzymała odpowiedzi głośno westchnęła
i zaczęła iść w kierunku domu. Chwilę wpatrywałem się w oddalającą się sylwetkę
dziewczyny, po czym wstałem i pobiegłem w jej kierunku.
– Brooke, poczekaj! – złapałem ją za rękę, którą od razu
wyrwała. – No daj spokój! – jęknąłem, stając przed nią. Spojrzała na chwilę w
moje oczy, po czym odsunęła się w bok, chcąc przejść. Zrobiłem to samo.
– Możesz się przesunąć? – zapytała z irytacją w głosie.
– Nie mogę – powiedziałem – nie gniewaj się na mnie.
– Jak mam się nie gniewać? – odparła, załamując ręce.
– Ignorujesz mnie i okłamujesz.
– Nawet nie dałaś mi szansy, żebym ci powiedział o co chodzi
– broniłem się.
– Nie dałam? – podniosła głos. – Siedzieliśmy tam
wystarczająco długo, ale ty postanowiłeś milczeć!
– Musiałem to przemyśleć.
– Przemyśleć co – spojrzała na mnie wyczekująco, zakładając
ręce na piersi.
– Chris nie żyje – powiedziałem cicho. Dziewczyna patrzyła
na mnie z uchylonymi ustami. Widziałem jak w jej oczach zbierają się łzy. Może
znała Chrisa krótko, ale zdążyła już się do niego przyzwyczaić. To był
specyficzni koleś. Zawsze wiedział co i jak powiedzieć. Będziemy za nim bardzo
tęsknić.
– Jak to nie żyje? – zapytała.
– Nie mam pojęcia co się stało – wzruszyłem ramionami. –
Colin dzwonił i powiedział, żebym przyjechał.
– No to co my tu jeszcze robimy! – wrzasnęła i ruszyła w
stronę domu.
– Nie, nie, nie – zatrzymałem ją. – Ty nigdzie nie jedziesz.
– Dlaczego?
– Nie wiadomo co tam możemy zastać – podrapałem się po
karku.
– Grabisz sobie Bieber – spojrzała na mnie groźnie. Mówi po
nazwisku, czyli jest nieźle wkurzona. – Jadę z tobą i bez gadania. Chodź
– pociągnęła mnie za rękę. Tym razem wygrała.
Dobiegliśmy do domu i szybko wsiedliśmy do samochodu. Po kilku minutach byliśmy
pod domem Chrisa. Chyba pierwszy raz pokonałem ten odcinek tak szybko. Na
miejscu stały auta chłopaków. Wysiedliśmy i zaczęliśmy iść do domu. Kiedy
otworzyłem drzwi chłopaki się o coś kłócili.
– Nie mógł tego zrobić! – krzyknął Colin. Po jego policzkach
spływały łzy. Nawet najtwardszy człowiek na świecie nie wytrzyma wszystkiego.
Chris był jego najlepszym przyjacielem. Znali się właściwie od dzieciństwa.
Wszystko robili razem. Przez chwilę nawet myślałem, że są gejami, ale wtedy
okazało się, że Colin i Mona są razem.
– Widzę, że szanowny Bieber postanowił się pojawić –
powiedział drwiąco Ryan.
– Odczep się – warknąłem – przyjechałem jak najszybciej się
dało.
– Tylko najpierw musiałeś coś dokończyć z panną Curtis –
burknął. Postanowiłem nie zwracać uwagi na jego docinki. Po prostu jest
zazdrosny o Brooke.
– Możecie mi wyjaśnić co się stało? – zapytałem, starając
się zachować spokój.
– Zabił się – powiedział Colin – tak po prostu mnie
zostawił.
– Gadasz głupoty – Matt walnął go w tył głowy. – Nie miał
powodów, żeby to zrobić. To jest ukartowane. Jestem pewien.
– Że niby popełnił samobójstwo? – Brooke spytała cicho.
Wszyscy skierowali na nią spojrzenia, kiedy Colin kiwnął głową. – Jesteście
pewni? To bardzo łatwo zaaranżować.
– Jedyna, która myśli logicznie – mruknął Matt.
– Możecie mi go pokazać? – jej głos był taki słaby, że ledwo
ją słyszeliśmy.
– Brooke – zacząłem – nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.
– Ale ja chcę – upierała się.
– Chodź – Jake wskazał ręką, żeby poszła za nim. Westchnąłem
głośno i ruszyłem za nimi. Weszliśmy po schodach do pokoju Chrisa. Kiedy
weszliśmy do środka, pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to chłopak zwisający z
sufitu. Automatycznie odwróciłem wzrok. Nie chciałem na to patrzeć.
– Musicie być głupi, żeby myśleć, że zabił się sam –
dziewczyna zaśmiała się ponuro. Spojrzeliśmy na nią, czekając na jakieś
wyjaśnienia.
Brooke’s POV
Oni udają czy jak? Nie jestem
patologiem czy kimś takim, ale z tego co tu zastaliśmy można łatwo
wywnioskować, że to na pewno nie było samobójstwo. A poza tym, Chris miał
idealne życie. Nie miał powodów, żeby je kończyć. Mnóstwo kasy, panienek,
przyjaciół… Czego chcieć więcej?
Patrzyli
na mnie jak na kosmitkę, kiedy powoli podeszłam do martwego chłopaka i zaczęłam
się mu przyglądać.
– No dobra – obeszłam go dookoła, żeby lepiej wszystko
zobaczyć – co my tu mamy?
– Eee… – zaczął
Justin, drapiąc się po karku. Zatrzymałam się i leniwie na niego spojrzałam –
Brooke, nie brzydzi cię ten widok?
– Kwestia przyzwyczajenia – wzruszyłam ramionami. Właściwie
sama się sobie dziwiłam, że mój odruch wymiotny się jeszcze nie włączył i nie
uciekłam ze łzami w oczach. Widok zmasakrowanego przyjaciela to nic miłego. Ale
jak powiedziałam: kwestia przyzwyczajenia. Dawniej często widywałam coś
takiego. Na początku nie mieściło mi się to wszystko w głowie; dręczyły mnie
koszmary, nie mogłam jeść, bo zaraz chciałam wszystko zwrócić. Ale przywykłam i
udało mi się z tym żyć. Jeśli nie dotyczyło mnie – było okay. To dlatego tak
zareagowałam na trupa w łazience. Mój dom, moja łazienka, moja wanna i nieżywy,
zmasakrowany człowiek. Nie polecam.
– No to powiesz nam czemu jesteśmy głupi? – zapytał
zniecierpliwiony Colin.
– Bo myślicie, że zabił się sam – westchnęłam – a to nie
prawda.
– To już mówiłaś – warknął, na co otrzymał ode mnie i
Justina wkurzone spojrzenia. Rozumiem, że stracił przyjaciela, ale to nie
upoważnia go do wyżywania się na mnie. – Ale przecież widać, że się powiesił do
cholery!
– Colin, Colin, Colin… – pokręciłam głową – ty jesteś ślepy
czy udajesz?
– O co ci chodzi? – zapytał i spojrzał na mnie jakby z
zaciekawieniem. To samo z resztą. O Boże, mam do czynienia z idiotami!
– Powiesił się, podciął żyły, postrzelił i jeszcze wziął
tabletki? – pokręciłam głową z niedowierzaniem, patrząc na chłopaków. – Tyle
sposób, żeby się zabić? No błagam was!
– Przecież on się tylko powiesił – powiedział cicho Jake.
– O Boże – westchnęłam. – Patrzcie – podeszłam do wisielca.
– Czerwone końcówki rękawów bluzy – podniosłam materiał ukazując pocięte
nadgarstki. – Sklejone włosy – zaczesałam jego włosy za ucho i pokazałam
chłopakom moje czerwone od krwi palce. – I tabletki - podeszłam do biurka pod
oknem i wzięłam do ręki lekarstwa. – Puste opakowanie środków przeciwbólowych.
Czyżby chciał sobie uśmierzyć ból? – zaśmiałam się smutno.
– Może chciał mieć pewność, że na pewno się zabije? –
zaproponował John.
– To niemożliwe! – krzyknęłam. – Nie ma obok niego niczego,
na czym mógł stanąć, żeby się powiesić – gestykulowałam rękoma – czyli nie
zrobił tego sam.
– A krzesełko? – Scott wskazał ręką na mebel.
– Jest w drugim końcu pokoju – zmarszczyłam brwi i
usłyszałam ciche pomruki chłopaków. –
Ale załóżmy, że jednak jakoś udało mu się założyć sznur na szyję – zaczęłam. –
Niemożliwe byłoby, żeby postrzelił się z tak rozciętymi żyłami – westchnęłam i
kiedy spojrzałam na nieboszczyka zachciało mi się płakać. Chyba dopiero teraz
docierało do mnie co się stało. – No ale jeśli jakimś cudem by mu się to udało,
to co? Postrzelił się i jak niby miał się potem powiesić? To bezsensu.
– W sumie masz rację – westchnął Colin. – No więc jak ty to widzisz? Co tu
się stało?
– Możemy się jedynie domyślać – powiedziałam, rozglądając się po pokoju. –
Jest tutaj strasznie duży bałagan, jakby…
– Jakby się z kimś szarpał – przerwał mi Justin.
– Właśnie – kiwnęłam głową. – Nigdzie też nie zauważyłam broni, która
jeśliby się miał postrzelić, powinna leżeć obok niego.
– No to co tu się stało? – powiedział cicho Colin. Czułam, że jest na
skraju załamania.
– Chris musiał się z kimś szarpać – zaczęłam wychodząc z pokoju. Chciałam
przez chwilę odpocząć od tego widoku. Zeszłam na dół, cały czas czując za sobą
obecność chłopaków. – Potem ten ktoś strzelił mu kulką w głowę, podciął żyły –
zatrzymałam się, chwile nad tym myśląc. Do moich oczu w końcu napłynęły łzy –
albo na odwrót. Może to jakiś psychol. No i wydaję mi się, że na koniec go
powiesił – powiedziałam załamującym się głosem. Chłopaki spuścili głowę, analizując
moją wersję wydarzeń.
– Musimy się dowiedzieć kto to zrobił – Colin zacisnął pięści i spojrzał na
mnie z mordem w oczach. Mam nadzieję, że nie jest wrogo do mnie nastawiony.
Nagle zaczęłam czuć się źle.
– Niedobrze mi – wyszeptałam, przykładając dłoń do ust i szybko kierując
się do łazienki. Jak tylko weszłam do
środka, szybko zamknęłam drzwi i podbiegłam do toalety i zwróciłam całe
jedzenie, które dzisiaj zjadłam.
– Brooke, wszystko w porządku? – usłyszałam zza drzwi zatroskany głos
Justina. – Otwórz, pomogę ci.
– Nie! – krzyknęłam. – Nie chcę, żebyś mnie widział w takim stanie. Idź do
chłopaków – poleciłam – zaraz wrócę.
Usłyszałam jak chłopak
wzdycha i odchodzi. Oparłam się na muszli i głęboko odetchnęłam. Spokojnie
Brooke, nic się nie stało. Nagle poczułam jak po moich policzkach spływają łzy.
To dla mnie trochę za dużo. Moje życie nigdy nie było proste, ale teraz to już
chyba przesada. Dlaczego wszyscy, na których mi zależy giną? Sprowadziłam na
nich wszystkich nieszczęście. Jakbym się nie pojawiła Brad, Mona i Chris dalej
by żyli. A kto będzie następny? Kto tym razem umrze? Muszę to jakoś przerwać.
Ale jak?
Podniosłam się i na
drżących nogach podeszłam do umywalki. Odkręciłam wodę i przemyłam twarz.
Zaczęłam przeszukiwać szafki w poszukiwaniu jakiejś szczoteczki do zębów. Nie
chciałam używać tej Chrisa. Niestety nie udało mi się znaleźć tego czego
szukałam, ale natknęłam się na gumy. Co robią w łazience? Przynajmniej się
teraz przydadzą. Zamknęłam szafkę i wyszłam z
łazienki. Udałam się do salonu, gdzie siedzieli chłopcy.
– Co się dzieje? – zapytałam, widząc ich zdenerwowanie. Błagam, nie chce
już złych wiadomości.
– Trzeba coś z nim zrobić – powiedział Colin. Jego spokój mnie przerażał.
– Wyprawimy pogrzeb? – zapytałam.
– Nie możemy – westchnął – za dużo formalności. Jeszcze ktoś zacznie
węszyć.
– Racja – odparłam. – To wy coś wymyślcie, a ja… – zacięłam się, bojąc się
dokończyć.
– Ty co? – zapytał Justin.
– Ja…– jąkałam się – może mogę… umm… go ogarnąć? – zapytałam cicho. –
Wiecie o co mi chodzi.
– Tak, tak – Colin podrapał się po karku. – Jest cały twój – zaśmiał się
ponuro.
Nic nie odpowiedziałam
tylko podniosłam się i bez słowa poszłam do pokoju Chrisa, który teraz leżał na
łóżku. Zapewne chłopaki go zdjęli. Wzruszyłam ramionami i weszłam do łazienki,
biorąc z niej mokre ręczniki. Wróciłam do pokoju i podeszłam do łóżka, siadając
na nim. Patrzyłam się przez chwilę na spokojną twarz chłopaka. Wyglądał jakby
spał. Pokręciłam głową, żeby nie myśleć o tym i zaczęłam wycierać krew z jego skroni. Kiedy skończyłam spojrzałam na jego
nadgarstki. Podciągnęłam rękawy bluzy i delikatnie przejechałam ręcznikiem po
zakrwawionej ręce. Kiedy zaschnięta krew zaczęła się zmywać, moje oczy
rozszerzyły się w szoku, kiedy zobaczyłam, że wszystkie cięcia są w kształcie
litery „T”. Teraz już jestem pewna, że to nie było samobójstwo. Szybko
skończyłam obmywanie ran i zaciągnęłam rękawy z powrotem. Zastanawiałam się czy
powiedzieć o tym chłopakom. Wkurzą się i to bardzo, a ja nie lubię kiedy są
źli. Boję się wtedy. Ale z drugiej strony czemu Thomasowi ma ujść to wszystko
na sucho. Oni się na nim zemszczą. To będzie bardzo wolna i bolesna śmierć,
zważając na to, że zabił dwóch naszych i Brada. Ale dlaczego on ma tak
cierpieć? Brooke cholera! On zabił osoby na których ci zależało! Dlaczego ty go
jeszcze bronisz! Sama nie wiem, ale nie chciałam, żeby cierpiał. Już i tak dużo
osób zginęło. „A jeśli tego nie przerwiesz to zginie jeszcze więcej!” –
krzyczała moja podświadomość. Czy chciałam jej słuchać? Średnio.
– Brooke, co się stało? – nagle przede mną wyrósł Justin. Byłam tak zajęta
kłócenia się ze sobą, że nawet nie zauważyłam kiedy przyszedł.
– Co się stało? – zapytałam, nie wiedząc o czym on mówi.
– Płaczesz – podniósł dłoń i kciukiem starł łzy, które spływały po moich
policzkach. Nawet tego nie zauważyłam.
– To wszystko mnie już przerasta – wyrzuciłam ręce w górę. – Dlaczego wszyscy
na których mi zależy giną?
– Na to pytanie niestety nie znam odpowiedzi – mruknął, spuszczając głowę.
– To wszystko moja wina – podniosłam się gwałtownie. –Jakbym się nie
pojawiła wszyscy by żyli. Brad, Mona i Chris!
– Nie mów tak! – krzyknął Justin, podchodząc do mnie i chcąc mnie
przytulić. Odepchnęłam go od siebie i przeszłam na drugi koniec pokoju.
– Dlaczego mam nie mówić prawdy?! – krzyknęłam spanikowana. Zaczęłam się
bać, że jak to do niego dotrze to mnie zostawi. A ja głupia jeszcze starałam
się mu to uświadomić. O Boże, jestem idiotką.
– Jakbyś się nie pojawiła dalej byłbym potworem! – starał się mnie
przekrzyczeć.
– Jakbym się nie pojawiła nie miałbyś problemów!
– A może ja lubię problemy?!
– Ja muszę iść – spojrzałam na niego przerażona. W mojej głowie zaczęły
dziać się złe rzeczy. Potrzebuję ognia. Natychmiast.
Ostatni raz obdarzyłam
chłopaka wystraszonym spojrzeniem i szybko wyszłam z pokoju. Zbiegłam po
schodach i z prędkością światła opuściłam dom, zostawiając chłopaków w
całkowitej dezorientacji. Słyszałam kroki za mną, które na pewno należały do
Justina. Przyśpieszyłam jeszcze bardziej, chcąc od niego uciec. Zawsze kiedy
miałam potrzebę uspokojenia się (wiecie o czym mówię) Justin ze mną rozmawiał.
To mi naprawdę pomagało. Rozmowa z nim to jak leki przeciwbólowe. To uśmierzało
ból. Dużo razy kłóciliśmy się o moją chorobę. Ale Justin wiedział na co się
pisze. I pomagał mi jak nikt inny, za co jestem mu niezmiernie wdzięczna.
Jednak tym razem miarka się przebrała. Teraz nie wystarczy pogadać. Teraz
trzeba przejść do czynów.
Skręciłam w ciemną
uliczką i zatrzymałam się, rozglądając się dookoła. Uśmiechnęłam się kiedy mój
wzrok padł na stertę kartonów. Lepiej mi się nie mogło trafić. Zaczęłam iść w
ich stronę, gdy ponownie usłyszałam kroki.
– Justin idź stąd – nakazałam, nie odwracając się. – Nie słyszałeś?! Nie
chcę cię tu! – krzyknęłam, kiedy nie otrzymałam odpowiedzi. Znowu cisza.
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam w jego kierunku. Nie było go tam. To znaczy ktoś
stał, ale nie on. To zdecydowanie nie jest on. Cholera. Jak to nie Justin to… O
nie. Ja wiem kto to jest. Cholera, cholera, cholera. Tylko nie on.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
TYLKO MNIE NIE ZABIJAJCIE!
Wiem, że jest krótki, ale naprawdę nie mam czasu, żeby napisać coś dłuższego. Dzisiaj mam ostatni "wolniejszy" dzień (o ile można to tak nazwać) i siadłam, żeby szybko naskrobać rozdział. Jeśli dzisiaj by się nie pojawił, nie wiem kiedy by się to stało. Także możecie się cieszyć, że coś w ogóle jest :D
Nie wiem kiedy pojawi się następny, bo jak już wspominałam nie wyrabiam się z niczym i na nic nie mam czasu. Czemu dni nie mogą być dłuższe??
Dobra koniec, już się zamykam xd Do zobaczenia :*
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Przykro mi że nie masz czasu ,ale jak będziesz miała cały wolny dzień to napisz dwa rozdzały będzie prościej i wszyscy będą szczęśliwi.
OdpowiedzUsuńPs. Rozdział boski <3 <3
Cudowny! ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział *-*
OdpowiedzUsuńTo pewnie Thomas.. Mam nadzieję że Justin gdzieś tam jest! Rozdział? NICE!
OdpowiedzUsuńHah widze, że lubisz uśmiercać bohaterów :D
OdpowiedzUsuńMam tylko taką małą uwagę.. za każdym razem kiedy Brook i Justin się pokłucą ona gdzieś ucieka i ktoś ją porywa.. ogólnie to wszystko jest świetne i bardzo mi się podoba xoxo powodzenia w dalszym pisaniu :p
~Emi
Nikt nie powiedział, że teraz ją porwą :D ale dziękuje bardzo :*
UsuńTo zapewne T albo Ryan za nią pobiegł :p ale jeśli to T to fajnie byłoby jakby Brook zabila Thomas'a :p
OdpowiedzUsuńws
Haha Ryan za nią pobiegł i się okaże że sie w niej zakochał xddd
UsuńBoze kobieto nie pozwol by znowu skrzywdzili broo za duzo sie wycierpiala blagam i nie tocz rego wszytkiego ze smiercia bo tracimy bohaterow a cris czy jakos tak mial na imoe byl super przystojny zrob cos w koncu z tym cholernym thomasen bo jak piszesz o tyn ze znowu cos on zrobil to krew sie we mnie gotuje ale tak ogolem super rozdzial zycze weny xoxo
OdpowiedzUsuń